Mniej więcej przed rokiem jeden z wybitnych przedstawicieli polityki hiszpańskiej oświadczył uroczyście w sejmie: Hiszpania przestała już być katolicką. Smutnym i niepojętym byłoby to, gdyby życie coraz wyraźniej nie przeczyło gołosłownemu oświadczeniu. Opierając się tylko na wiadomościach, zamieszczanych w hiszpańskich gazetach w ciągu kilku ostatnich miesięcy, można stwierdzić, że uczucia katolickie ludności nie słabną, lecz przeciwnie potęgują się. Kościoły w ciągu Wielkiego Tygodnia były przepełnione wiernymi w ilościach od kilku lat nie widzianych. Na ulicach miast znów ukazały się tradycyjne procesje; teatry i kinematografy madryckie w Wielki Czwartek i Piątek, prócz jednego zasilanego przez rząd, były zamknięte, niektóre zaś urządziły nawet specjalne przedstawienia treści wybitnie religijnej. W Madrycie w Wielki Tydzień wbrew, urzędowym zarządzeniom były nieczynne rzeźnie i składy mięsa, nauczone zeszłorocznym doświadczeniem, gdy wskutek przestrzegania przez ludność postu, znaczne ilości mięsa zepsuły się. Duże wrażenie wywarło zwrócenie się rannego w wypadku samochodowym gubernatora prowincji Vizcaya Amilibii, do kapłana po pociechę religijną choć niedawno jeszcze prześladował i zamykał szkoły katolickie. Podobny wypadek zaszedł w Madrycie z dyrektorem jednego z dzienników przeciwreligijnych. W Leonie radny socjalistyczny Kok wystąpił na posiedzeniu rady miejskiej z protestem przeciw magistratowi, że nie upiększono tegoż na czas procesji wielkopiątkowej.
Inny charakterystyczny wypadek zdarzył się w miejscowości Cuevas de Binroma, gdzie podczas nabożeństwa w Wielki Piątek miejscowy lekarz weterynarii po bezbożniczym przemówieniu rzucił petardę pod wrota kościoła, sam jednak został ranny i publicznie nawrócił się, błagając o sakramenty św[ięte].
Trudno zaiste wobec tego mówić, że "Hiszpania przestała już być katolicką!
"Gaz. Tygod."