Największa łaska

W mroku gotyckiej kaplicy, w najciemniejszym jej kącie klęczy mała dziewczynka. Książki i zeszyty, porzucone na posadzce, świadczą, iż wstąpiła tu wracając ze szkoły. Twarzyczkę ukryła w złożonych modlitewnie dłoniach. Lecz co to? Z pomiędzy palców jej kapią łzy.

- Czemu płaczesz dziewczynko? Cisza mrocznej kaplicy przywarła u wejścia, by strzec samotności dziecka.

- Jezu przebacz, Jezu pomóż, Jezu zmiłuj się.

Na nieporadne, dziecięce ramiona spadł wielki trud rachunku sumienia. Jutro spowiedź Zbyt mało czasu na rozliczenie wszystkich dni i wszystkich czynów. Trzeba to jak z worka maku zmieszanego z prosem czerpać garstka po garstce i przebierać, niby Kopciuszek z bajki. Tylko Kopciuszkowi pomagały gołębie, a kto jej pomoże?

- Duchu Święty, gołębiem malowany białym, na grzeszne dusze oczy swoje zwróć i pomóż, oświeć, promień blasku rzuć.

W mroku myśli, pamięci i rozeznania człowieczego, promień Twój jako promień słoneczny, ujawni każdy pył.

Dziewczynka dłonie pomoczone łzami odejmuje od twarzy i sięga po zeszyt. Z brulionu wyrywa kartkę, z piórnika ołówek wyjmuje i pełna wzruszenia, kreśli niewprawną ręką, listę grzechów.

Na papier kapią ciągle jeszcze łzy żalu i skruchy, a rzeźbiony Chrystus spogląda na dziecko, z wielkiego, czarnego krzyża i liczy te łzy.

Więcej ich, niż grzechów i cięższe są na szali dobra, niż te dziecinne przestępstwa na szali zła.

A jednak żal jest wielki i doskonały. Z samej jeno miłości do Boga płynący. - Jak mogłam obrazić Tego, który mnie tak bardzo kocha? Przecie i ja Go kocham. Jak mogłam być tak strasznie zła?

I czy to już wszystko, czy aby czego nie zapomniałam? Czy wszystkie ziarnka maku zsypane już na jedną stronę, a prosa na drugą?

Z wielkiego żalu rodzi się odruch samorzutny i naturalny.

- Już nigdy więcej. Już nigdy nie będę zła, nie zapomnę się, nie splamię tego jasnego dnia, jaki ma przyjść jutro, nowymi grzechami.

Złożyła kartkę ze spisem dziecięcych tajemnic człowieczej duszy i wolnym krokiem poszła do domu. Nie chciała dnia tego bawić się z rodzeństwem. Nie odrabiała lekcyj. Nie miała na to czasu. Korzec maku zmieszanego z prosem nie był jeszcze przebrany do dna.

- Przecież tego dnia, kiedy ma być spowiedź nie powinno być lekcyj - żaliła się rodzicom - ja nie mogę już myśleć o czym innym, bo nie zdążę przygotować się dobrze.

A potem, po Komunii Św., gdy wróciła do domu, była naprawdę inną. Jasna, promieniejąca radością, usłużna, cicha, skupiona...

Czyżbym to rzeczywiście ja - myśli-

dorosły człowiek, tak zagubiony w sprawach życia, że już własnego dzieciństwa odnaleźć nie może. A przecież to jednak my i to my prawdziwsi może niż teraz, bardziej bezpośredni, bardziej zagłębieni w sobie. Bo dziecko jest jak myśliciel, artysta czy asceta - ma własny świat, w którym żyje i do którego realizm życia nie ma dostępu.

Są w sakramencie pokuty dwa zasadnicze kierunki: jeden sięga wstecz - to chęć zmazania popełnionych już win; drugi idzie naprzód - to dążność do nie popełniania ich w przyszłości. Zarówno jeden jak i drugi element tkwi w każdej dobrze odprawionej spowiedzi, ale raz je den, raz drugi zyskuje przewagę.

Człowiek dojrzały, zagrzebany w troskach codziennej egzystencji traci wrażliwość i świadomość uwagi czystego sumienia. Byle był wolny od przestępstw napiętnowanych przez opinię publiczną, nie zdolen jest już płakać nad krzywdą wyrządzona grzechem, godzącym w Tego, który go tak ogromnie ukochał.

Rycerz Niepokalanej 4/1946, grafika do artykułu: Największa łaska, s. 92

Wróciwszy od Stołu Pańskiego, pogrąża się natychmiast w nurt życia i traci ze świadomości i pamięci blask łaski, który go olśniewał może jeszcze parę godzin temu, lecz teraz już gaśnie.

Dziewczynka z gotyckiej kaplicy stąpała długo jeszcze na paluszkach, żeby nie zbudzić wewnętrznej ciszy i tej dostojnej obecności Boga, jaką w sobie czuła. Człowiek dojrzały, przestąpiwszy próg kościoła, wali ciężkimi podeszwami o chodnik, bo się już śpieszy do domu i swoich spraw, pośród których zatraci zaraz to, co zyskał. Wymazał winy, oczyścił się z grzechów, a teraz idzie ponownie w świat, i chociaż chce omijać błoto na swej drodze, wie, niestety, zbyt dobrze o tym, że zabrnie znowu.

Niedoświadczenie życiowe dziecka nie nasuwa mu takich przekonań. Toteż kierunek jego myśli jest bardziej twórczy i pozytywny.

Gdybyśmy chcieli zdobyć się na wysiłek złamania przewagi życia zewnętrznego nad życiem wewnętrznym, gdybyśmy mogli mniej się rozpraszać w najosobistszych przeżyciach duchowych, stalibyśmy się jako ci maluczcy, tak miłowani przez uczłowieczonego przed wiekami Boga w Chrystusie Panu.

Ale do tego, by zdobyć w wieku dojrzałym ten dziecięcy stosunek do Boga, trzeba wiele pracy i wysiłku woli. Lub trzeba takiego wstrząsu psychicznego jak łaska wielkiego cierpienia. Bo cierpienie jest znów tym czynnikiem, który pozwala, a nawet zmusza do izolowania się od świata i zamknięcia w sobie. Toteż pogłębienie duchowe ludzi, którzy podczas wojny najwięcej cierpieli, jest dziś rzeczą znaną, Jedyną siłą, jedynym warunkiem przetrwania życia obozowego i więziennego stał się, według zeznań bohaterów tych cierpień - Bóg.

"Chrystus pod postacią chleba zamieszkał z nami na więziennym posłaniu".

Pod grozą kar i zbezczeszczenia Hostii, księża więźniowie z narażeniem, własnym zdobywali w cudowny wprost sposób komunikanty dla towarzyszów niedoli.

"Nie w złotych kielichach, ale w zwyczajnym papierku przynosili nam Hostię Św[iętą] i tam na zagonie, czy w warsztacie, przystępowaliśmy w największej tajemnicy do Komunii św[iętej]"[1].


Opis zdjęcia powyżej: Po długiej tułaczce na obczyźnie, z sercem skruszonym cierpieniami frontów i obozów, wraca na ojczyste łany i jedna się z Chrystusem, zanim stanie do wiosennej orki


[1] Słowa napisane w 32 numerze "Tygodnika Powszechnego" przez księdza, który od dnia 1 września 1939 r. do 29 kwietnia 1945 r. więziony był przez Niemców w kilku najcięższych obozach koncentracyjnych.