Nagrodzona ufność

Do Lourdes przybyła Bretonka, by wyprosić u Niepokalanej łaskę uzdrowienia dla umierającego syna:

- Ale to nie dla niego, bo on i tak ma skarb największy: wiarę w Boga i poddanie się Jego woli! To dla ojca, który przez czytanie zwodniczych dzienników stał się niedowiarkiem.

Trzy dni spędziła na modlitwie, lecz cudu nie było. Gdy wróciła do domu, mąż wyśmiewał się z jej złudnej ufności.

- Nakrzyczałaś się pewnie dużo. Tylko, że strasznie głucha musi być ta dobra Dziewica, jeżeli nie usłyszała twego głosu.

I utwierdził się jeszcze więcej w grzechu niedowiarstwa, a od przekleństw i szyderstw przeszedł do bluźnierstw.

W roku następnym uparta Bretonka mówi do Najświętszej Panny:

- Nie chciałaś mię wysłuchać, gdy przyjechałam z pielgrzymką pociągiem. Teraz pójdę pieszo z Saint Anne d’Auray pod Pireneje i modlić się będę nie sama, niegodna, ale poproszę Twoją matkę, a naszą patronkę, by Ci rozkazywała.

Poszła poprzez Francję, niosąc rozkaz św. Anny dla Niepokalanej z Lourdes. Przywlekła się zmordowana i okurzona z nogami owiniętymi w szmaty. Zdąża wprost do Groty i rzuca się przed posągiem Najświętszej Panny z kornym błaganiem:

Ulecz, o dobra Matko, jednego dla drugiego, a gdyby to było za wiele, to ocal tego, który jest w większym niebezpieczeństwie. Gdybyś i nadal została nieczułą na moją prośbę, nie dam się pokonać. Za rok wrócę już nie pieszo, ale na klęczkach.

Wracała do domu pełna nadziei. Na progu czekał ją małżonek, który na jej widok rzucił się z płaczem w jej ramiona.

- Dobrze, żeś wreszcie nadeszła, kochana. Nasz chłopak już nie żyje od piętnastu dni.

Ani jedna łza nie popłynęła z oczu. które wyschły od płaczu i sczerniały od kurzu. Tylko spogląda na szlochającego męża.

- A ty? - zapytała.

- Ja, już obżałowałem swoje grzechy i pojednałem się z Bogiem.

- Bogu dzięki! - rzekła Bretonka, całując męża; nie na próżno trudziłam się, bo tracąc syna, znalazłam twoją duszę.