Murzyn, Jankes, Francuz a my

W czasie pobytu w najdzikszych okolicach Afryki miałem sposobność oglądać najprawdziwszych Murzynów, tych z lasu. Są to ludzie na ogół bardzo zdrowi, silni, zręczni w polowaniu oszczepem i łukiem, nawet zdolni i inteligentni nie mniej od białych Europejczyków. Ale mimo tego są nadzy, nędznie się żywią, mieszkają w lichych lepiankach, słabo się rozmnażają. Dziki naród! Co dziwniejsza - zawsze był taki. 5 tysięcy lat temu służyli jako niewolnicy Egipcjanom, 2 tysiące lat temu byli niewolnikami Rzymian, tysiąc lat temu - Arabów, a dziś - Anglików, Francuzów i tych białych, którzy tam pojadą! Dlaczego? Bo Murzynowi nie chce się pracować umysłem, wolą i ciałem. Pożywienie i ubranie urośnie mu na drzewie. Zwierzyna wejdzie mu w sidło, ustrzeli ptaka z łuku i jakoś żyje. Murzynki łowią ryby, zbierają robaki (którymi się potem opychają do niestrawności), posieją i zbiorą trochę ryżu, słodkich kartofli, a Murzyni po całych dniach siedzą i gadają, gadają, gadają. I piją palmowe wino i wódkę z ryżu! Cóż dziwnego, że nie wytworzyli żadnej cywilizacji, nauki, przemysłu, rolnictwa? Cóż dziwnego, że jaki by obcy naród nie przyszedł, taki Murzynów goni kijem do roboty? Kto nie słucha matki, ten posłucha psiej skóry. A matka - Pan Bóg nakazał: w pocie czoła będziesz pożywał chleb twój. Bóg nakazał pracę umysłem, wolą i ciałem. Kto tego nakazu nie słucha chętnie i dobrowolnie, ten jest zmuszony do niej przykrym przymusem.

W Ameryce Płn. mamy znów inny przykład. Mieszkańcy tego kraju, zwani Jankesami, są potomkami głównie angielskich chłopów, którzy tam przyjechali przeszło 200 lat temu. Przez te 200 lat zaludnili kraj wielkości całej Europy, pobudowali wielkie miasta, stworzyli wielki przemysł, handel, słowem olbrzymie państwo, które dziś chce panować nad światem. Tu mamy często przykład pracy grzesznej. Niejeden Jankes poza pracą, interesem nic nie widzi i nie chce znać. Praca jest mu Bogiem wbrew pierwszemu przykazaniu. Każdy słyszał o amerykańskich milionerach, którzy z krzywdą robotników dorabiali się szybko ogromnych majątków. Bo jak bez ludzkiej krzywdy można się tak szybko bogacić? Miłość do interesu stworzyła Amerykę i ta miłość może ją zgubić. Oczywiście nie wszyscy Jankesi są tacy. Milionerów jest mało, a robotników dużo. Ale interes i praca są najpowszechniej tam czczonym bałwanem. Każdy Jankes marzy o milionie.

Weźmy jeszcze Francuza sprzed 100 czy 50 laty (bo teraz może to się zmieniło). Francuz tak: dużo pracował, ciężko, często w niedziele i święta. Po co mu to było? Bo marzył on o wygodnej starości. Niszczył młodość, wiek męski, by mieć lekką starość. Zarabiał - póki nie uzbierał kapitału, który wkładał do banku, by potem żyć z procentów. Francuz zarabiał - dzieci nie miał (bo kosztują), kraj wymierał, potem przyszła wojna jedna, druga; kapitał przepadł wraz z procentami, a zdrowia i siły - zabrakło jeszcze przed wojną. Mogłem się o tym przekonać, studiując w Paryżu.

U nas w Polsce możemy spotkać i Murzynów, którzy pracować nie chcą, a muszą pod batem głodu (bo u nas chleb na drzewie nie rośnie) i - choć mniej - Jankesów, którzy gonią tylko za interesem, na nic nie pamiętając i Francuzów, którzy źle oszczędzają.

Mój ojciec śp. do ostatniej chwili pracował i to dużo. Od świtu - późno w noc. Tylko 10 dni przed śmiercią chorował w łóżku. Taki staruszek, a prawie każdy z moich stron jest taki, dzieci wychował, jak mógł, wykształcił, majątek im oddał; sam ledwie jakie takie buciary i kożuszynę ma, aby do kościoła pójść; nie żąda wygód, ale pracuje. Dlaczego? Z miłości do dzieci i wnuków, którym chce pomóc i dlatego, że pracę umiłował, bo mu jest towarzyszką samotnej starości, pokutą za grzechy i daje mu poczucie własnego pożytku: jeszcze nie jest innym ciężarem, ale pomocą, jeszcze na siebie zarobił.

Ale też ci starzy gonili i młodych do roboty. Mój ojciec nie mógł znieść, żebym chwilę był bezczynnym. Pędził do pracy w pole nawet wtedy, gdy byłem już na wyższej uczelni. I mawiał przy tym: "Przyzwyczajaj się do pracy, pókiś młody, bo z pracy masz wszystko". Pracę w domu najmilej wspominam, milej od zabaw. Dobrze mnie ojciec chował. Od takich ludzi powinna młodzież się uczyć żyć. Leniwy chłopiec aż śmierdzi. Nie ożeni się, bo go żadna panna nie zechce. Nie skończy szkoły, bo tam trzeba dużo pracować - nauka na serio to cięższa praca od rozrzucania gnoju - i niczym w życiu nie będzie, chyba - Murzynem. żeby być czymś w życiu, żeby się ożenić, wychować dzieci, trzeba być KIMŚ. Trzeba dużo umieć i wiedzieć, a tego właśnie trzeba pilną pracą uczyć się w domu, w szkole, warsztacie. Nie marnować czasu na głupstwa.

Katolik pracuje inaczej niż goniący wiecznie za interesem Jankes, dla innych powodów, w innym duchu. Praca jest dla katolika nie tylko źródłem utrzymania się i postępu, ale i koniecznym środkiem uświęcenia się. "Czy jecie, czy pijecie, wszystko czyńcie na chwałę Boga" - mówi św. Paweł. U ludzi zaś bez Boga praca ma na celu prowadzić do panowania nad innymi, wywyższania się, a conajmniej do nadmiernego gromadzenia bogactw, a tego chyba nigdy nie osiąga się bez krzywdy innych.

Przy tym, należy to podkreślić, że u dobrego katolika praca woli i myśli przeważa nad pracą ciała i kieruje nią. "Będziesz pracował w pocie czoła" - powiedział Bóg do Adama, a Norwid, nasz poeta, dodaje; "czoła - nie grzbietu". Robotnik jest człowiekiem, a nie automatem, ma swym umysłem i wolą panować nad wytwórczością i nie stać się niewolnikiem ziemi czy maszyny. Winien mieć czas na modlitwę, czytanie, godziwą rozrywkę, bo to wszystko człowiekowi się należy.

Kto jest pracowity, ten jest i oszczędny, nie tak jak dawny Francuz, ale po katolicku. Co za głupota ciężko zarobione pieniądze rzucać w błoto?! Albo jak mówił kolega: "Za swoje pieniądze robić siebie samego świnią". To zachodzi w wypadku pijaństwa. Oszczędność - to szacunek dla pracy. Nie żałować na rzeczy dobre, jak mądra książka, dobre pismo, na wsparcie dla potrzebujących, na kościół, misje itp. Bo te wydatki stokrotnie się opłacają jeszcze w tym życiu. Ale na głupie, czy szkodliwe, tylko głupiec wyda grosz.

Św. Tomasz Morus, kanclerz angielski, druga osoba po królu, miał ojca, który mu nigdy w młodości nie dawał pieniędzy. Tomasz; bardzo ojca za to chwalił, bo w ten sposób nie miał pokusy rozrzutności i zepsucia się za własny grosz. Taki mądry jest prawie każdy ojciec - chłop. Ale tu zachodzą paskudne rzeczy. Synowie nie są - niestety - św. Tomaszami. Okradają ojców, by mieć na wódkę i zabawę. Nieraz byłem świadkiem jak kolega przynosił do sąsiada pół metra żyta, żeby mu sprzedać. Jest to tak znana "koza". Łajdak jest syn i łajdak ten, co kupuje. Co gorsza nie spotyka się to z odpowiednim potępieniem chłopców porządnych. Każdy "rozumie", syna - złodzieja. Taki syn kradnie pracę ojca. Choć może i ojciec nie jest bez winy, jeśli rzeczywiście za mało synowi daje na zabawę godziwą i sam daje zły przykład nieoszczędności. Mój ojciec był oszczędny, ale żaden z 6 synów go nie okradał.

Pamiętajmy, że posłuszeństwem wobec starszych, umiłowaniem pracy i oszczędnością można przy Bożej pomocy osiągnąć wszystko, co tylko chcemy.


CZŁONKOWIE MILICJI NIEPOKALANEJ mogą działać pojedynczo lub łączyć się w samodzielne Koła przy kościołach, względnie tworzyć sekcje przy organizacjach już istniejących, np. Harcerstwo czy K.S.M. Tego rodzaju sekcje M.I. oddadzą organizacjom wielkie usługi, dając ich członkom to, co dla każdego człowieka jest najważniejsze tj. urobienie wewnętrzne religijno-moralne.