Mówi Królowa...
Rycerz Niepokalanej 8-9/1947, grafiki do artykułu: Mówi Królowa, s. 203

Zdało się Andrzejowi, że widzi wojnę. - jakieś masy walczące ze sobą w tumanach kurzu, w zaciekłym zapamiętaniu... Wojna, czy najazd? Z wiru marzeń podniosły się ku niemu rozpaczliwe wołania. Rzecz zdumiewająca: to jego pomocy zdawali się wzywać cierpiący. On zaś wiedział, że nic pomóc nie zdoła, bo jest bezsilny i równie bezwolny jak liść miotany wichrem. Potem w jęk i płacz ludzki wplątywać się zaczęły słowa ukochanego nauczyciela. I wtedy wszystko się stało dla Andrzeja jasne i wyraźne. Karząca dłoń spoczywała nad ziemią i słała grom za gromem. Płakały pola deptane butem żołnierza, płakały drzewa łamane armatnimi kulami, płakały matki synów, żony - mężów, córki - ojców, płakał wiatr pogodny, ciepły, płakały trzciny na topielach moczarów, płakały brogi siana, i ciężkie chmury co nisko nad polami wiszą...

Bobola czuł to płakanie w sercu i cierpiał wraz z całą ziemią niewypowiedzianie. Trwał zastygły w swej modlitwie, wciśnięty kolanami w ziemię, trwał i szeptał w zapamiętaniu słowa błagalne. Czas biegł - dłużyzną bezsennej nocy - dłużyzną nieskończonych nocy i dni... Lecz nic się nie zmieniło. Męka trwała. Horyzont myśli Andrzeja ociekał krwią. I ani na chwilę nie ścichał płacz ludzki, ale wzbierał, wzbierał na nowo, wytryskał, zdawał się buchać z otwartej rany, nasiąkał coraz to rozpaczliwszymi tonami. Rósł.

Czyż będzie trwał wiecznie? Czyż wreszcie nie zgaśnie ogień konania i nie spopieli grzeszników? Czy z kuźni męki nie wyjdzie wreszcie kształt oczyszczony, ślady rąk Bożych na sobie mający, pamiętliwy na czas zmartwychwstania swego, przekuty w ogniu cierpień?

"Królestwo moje cierpi..." Kto to mówi? W wirze rozpętanych zjaw i cieniów ujrzał nagle Andrzej swoją Królowę. Błękitny płaszcz rozwiewa burza i wiatr, świszcząc, stara się zrzucić z włosów małą koronę. Huragan bije, rozsiewa, rozrzuca jęki niby skrzydlate plewa. Oto czarowna moc pragnień ludzkich, które zdolne są sprowadzać po raz drugi Matkę Bożą na ziemię. - żadne bowiem słowo nie pada bezkarnie, żaden ślub nie jest nie wysłuchany. Bóg i Ci, Jego najbliżsi, chętnie śpieszą na każdy zew dobrej woli człowieka. Andrzej zaczyna rozumieć, że lwowski gest w pozaczasowym świecie nie mógł pozostać tylko gestem. "Wybraliście Mnie za Królowę - mówią słodkie i pełne nieziemskiej energii usta - a Jam przyjęła wasz wybór. Wybraliście Mnie w godzinie swej klęski, gdy nieprawość wasza niosła wam śmierć. Uratowałam was, uprosiłam dla was karę, która oczyszcza z upadku. Musicie więc cierpieć, aby żyć i pozostać Moim Królestwem, Syn, Mój nie karze ziemską chłostą tych, których od serca Swego oddalił. Właśnie dlatego, że was kocha, właśnie dlatego, że chce waszego życia i właśnie dlatego, że jesteście Moim ludem - trzeba cierpieć, czy rozumiesz tę prawdę mały zakonniku?"

- Tak, - szepczą wargi Andrzeja - tak...

"Lecz i cierpienie was nie zbawi. Sam ból i same łzy nic nie tworzą. Serca musicie Mi oddać, nieugiętą wolę z siebie wykrzesać, czyn wielki miłości stworzyć. Czyn Mój! Czyn dla Mnie! Nie sądźcie, że karanie samo wygaśnie... Nie liczcie na Moją wolę, gdy waszej woli żałujecie..."

- O Królowo! - Andrzej na kolanach posuwa się aż do otwartego okna, podnosi wzrok ku gwiazdom, które się szklą na wysokim niebie. - Przeciem - szepcze bezgłośnie - czynu nie stworzył. Tylkom sercem służył i wolą. Lecz czynu mi brak... czynu, który owoce przynosi...

Myśli pędzą jak strzały, burza jakaś szaleje i tylko Maryja stoi niewzruszenie wśród nawałnicy.

- "Kto ze Mną - ten trwa" - zdaje się odpowiadać Andrzejowi.

"Wyście wybrali Mnie, lecz Ja was pierwsza wybrałam. Jak matka, która cierpi, widząc konanie swego dziecka, tak Ja boleję dzisiaj razem z wami. Próba, która was dotyka i Mnie dotknęła. Cierpię, lecz - zrozumcie - wasz los rozgrywa się w tej chwili. Zbliżcie się więc tu ku Mnie, otoczcie Mnie zwartym kołem, przyjmijcie choć jeden grot, z tych grotów, które z miłości dla was pozwoliłam wbić w Moje Serce. Dla waszych słów porywczych, lecz gorących, dla porywów waszego serca leniwego, lecz szczerego, dla waszych myśli przyziemnych, lecz ziemią nie zaspokojonych, wyrośnie kłos setny i tysiączny... Czyż opuścicie Mnie gdy cierpię, wy, coście Mnie i Ojczyźnie miłość przysięgali i o wierności mówili...?!"

Nie! Nie! Nie! Andrzej zamiera w jakimś zrywie modlitewnym, który jest jednocześnie ofiarą serca, płomieniem miłości, wysiłkiem woli i - trwa.

(Wyjątek z niewydanej powieści J. Dobraczyńskiego o św. Andrzeju Boboli pt. "Mocarz")


Opis zdjęcia powyżej: Królowa Korony Polskiej w stylu góralskim – Mal. E. Kłosowski