Młodość ze słońcem w duszy

OGROMNIE MNIE NĘCI ŻYCIE

Nie wiem, jak jest w innych stronach Polski po wsiach, ale u nas nie ma chyba niedzieli bez zabawy tanecznej, pijaństwa i bijatyki. Zaraz od poniedziałku młodzież na wsi opowiada żywo o tym jak się odbyła bójka na ostatniej zabawie, i jednocześnie na tydzień naprzód wiadomo, którzy chłopcy będą z sobą załatwiali krwawe porachunki. Zabawą się żyje od jednej niedzieli do drugiej. Zabawy rozpoczynają się u nas późno; krótkie, przejrzyste sukienki dziewcząt i wódka podniecają zmysły, toteż im dłużej zabawa trwa, im bardziej się ciemnieje tym bardziej zmysłowe zwierzę wyłazi z człowieka. Mój Boże, czego się wtedy nie słyszy i co się wówczas nie dzieje?!

Ja widzę od dawna tylko takie zabawy, a że każdy chłopak u nas we wsi po takiej zabawie chwali się, ile to wypił (a każda dziewczyna, jakie to miała powodzenie), więc i ja, od kiedy zacząłem chodzić na zabawy, starałem się jak najwięcej wypić, żeby się potem chwalić jaką to "mocną" mam głowę. I starałem się zarazem pokazać dziewczętom jaki to ze mnie zuch, dlatego udawałem przed nimi, że nie ma we mnie wstydu. Jakoś Bóg mnie jednak przy tym zachował od najgrubszych grzechów - prawdziwy to cud! Będąc szesnasto-siedemnastoletnim smarkaczem już potrafiłem wracać do domu pijany. Co by ze mnie wyrosło, gdyby nie życzliwe upomnienie mojej matki, gdybym od pewnego dnia nie postanowił, że przestanę być małpą, to znaczy, że przestanę być tak głupi jak inni.

Wiedząc, że o własnych siłach człowiek nie może być jednostką szlachetną postanowiłem oddać się Dziewicy Niepokalanej. Modliłem się do Niej, by mi wskazała jak być chłopcem dobrym i zarazem najbardziej pożytecznym. Wpadła mi wtedy w ręce mądra książka Schilgena o postawie młodzieńca wobec dziewczyny pt. "Ty i ona". Wżarłem się w tę książkę i powiedziałem sobie, że aby takim młodzieńcem szlachetnym być, jak ta książka pisze, muszę robić dwie rzeczy: muszę mieć odwagę pobierać boskie energie atomowe, przyjmując przynajmniej co tydzień Komunię Św[iętą], bo to dopiero da mi moc. I muszę mieć stałego spowiednika, żeby mi radził, jak mam w mądry, pożyteczny sposób postępować szlachetnie.

Przy tym muszę dodać, że ja bym nie mógł iść na księdza ani do zakonu. Mnie ogromnie nęci życie. Toteż i ja... się bawię, Nadal się bawię. Tylko inaczej niż dawniej.

DORADCA

Zacząłem zmianę od tego, że próbowałem uczęszczać na zabawy takie, jakie są, ale zachowywać się tam wyjątkowo. A więc przed zapadnięciem nocy opuszczałem zabawę, jeśli zabawa była latem na powietrzu. Starałem się mało pić. Szukałem towarzystwa wartościowszego. Ale co się przy tym kpin nie nasłuchałem! Przyznam się, że się mało wtedy bawiłem. Po prostu nie było czasu, ba ciągle gdzieś kogoś trzeba było odciągać od grzechu. Lecz, co najgorsza, często człowiek nie miał odwagi... nie upaść. Wypijałem też za dużo, mimo mocnych przed tym postanowień. "U licha! - pomyślałem sobie wreszcie - to nie dla mnie! Mnie śmierdzą te wszystkie przyjemności, za którymi inni tak przepadają. Ale co zrobić - innych przecie zabaw nie ma, a młody człowiek musi się zabawić"!

No i dziś wiem co robić. Ci, co nie chcą być małpami, to znaczy ci, co nie chcą postępować według przyjętej mody, ale wyjątkowo, szlachetnie, muszą tworzyć własne zabawy i własne życie towarzyskie. Już na naszej wsi jest kilka takich dziewcząt i młodzieńców. W sąsiednich wsiach mamy też po kilku takich. Ba, z miasteczka powiatowego przyjeżdża do nas trochę młodzieży o podobnym stylu życia jak my.

Już kiedyś pisałem, że co niedziela zjeżdża się cała nasza gromada do nas (moja siostra ma teraz nie "Władków", ale dobrego towarzystwa męskiego nad miarę). Wymieniamy między sobą wtedy książki do czytania, doradzamy sobie co czytać, radzimy, co robić by brać udział w życiu w sposób najbardziej pożyteczny. Często, gdy nie potrafimy czegoś rozwiązać po katolicku, stawiamy sobie pytanie: "A co by nam doradził Chrystus-Młodzieniec?"

Po gawędzie bawimy się, wódki nie ma, lecz humor jest słoneczny. Tańczymy, śpiewamy, gramy, idziemy nad rzekę. Staramy się jednak nie przeciągać zabawy dłużej jak do godziny 10.

NASZA "ZGRAJA"

Od jakiegoś czasu co niedzielę spotykamy się tak wszyscy w innym domu u kogoś z naszej "paczki".

Dziś po Mszy św. zjechaliśmy się wszyscy do domu rodziców Marysi K. (śliczna dziewczyna). Mają mały zagajnik brzozowy nad jeziorem. Tam właśnie udała się cała nasza "zgraja". Urządziliśmy pierwszą zabawę pod gołym niebem. Zaczęliśmy tańczyć już o godz. 3 po południu. Dzięki temu do wieczora mógł się każdy wyhasać do woli. Marysia prowadziła bufet. Co to za pomysłowa dziewczyna! Jakie ona lody potrafi "kręcić"! A jakie cudne sztuczne wina i "wódki" umie przyrządzać, chociaż w nich nie ma wcale alkoholu! Orkiestra nie grała tang, bo z góry sobie to wymówiliśmy. Są melodie i tańce, które nastrajają zbyt zmysłowo - takich tańców nasza grupa nie tańczy i takich melodii nie grywa. Po co się podniecać? Nie jesteśmy zwyrodnialcami, dlatego uprawiamy tylko zdrową melodię i zdrowy taniec.

ZNALAZŁAM MÓJ ŚWIAT

Wieczór tego dnia był przepiękny, Moje marzenie niedościgłe by ubawić się "na całego", by upić się zdrową radością w gromadzie porządnych chłopców i dziewcząt - spełniło się po raz pierwszy w mym życiu. Wierzę, że Chrystus-Młodzieniec gdyby dziś chodził po ziemi, cieszyłby się na naszej zabawie wspólnie z nami.

Zachodząc słońce dogasało na niebie i w jeziorze - i my kończyliśmy zabawę. Zaśpiewaliśmy "Wszystkie nasze dzienne sprawy" - i z orkiestrą marsz z powrotem.

Gdy odprowadzaliśmy pannę S. (z miasteczka, na pociąg) ona powiada do mnie: "Tęskniłam za czymś, miejsca sobie nie mogłam znaleźć, ale teraz, "gdy znalazłam wasze grono, znalazłam mój świat! Wy spędzacie młodość ze słońcem w duszy. Będę do was przyjeżdżała. Sama załamałabym się".

"Radzę coś lepszego - odpowiedziałem. - Niech pani tworzy taki sam świat u siebie w mieście. Jest tam więcej takich pięknych jednostek wśród młodzieży, jak pani!"


OPINIA O "SKĄPCU BOŻYM"

Wyrażam zachwyt nad książką pt. "Skąpiec Boży", napisaną pięknym a zwartym stylem, przemawiającą do najgłębszych strun serca i duszy. Książkę tę czytałam dosłownie jednym tchem.

Powinna być ona czytana na głos w każdym polskim domu. Przyczyniłaby się na pewno w dużej mierze do tak upragnionego całkowitego moralnego odrodzenia narodu.

Wanda Knyszowa

Książkę napisał J. Dobraczyński (128 str.). Zamawiać w Administracji "R.N." Cena 100 zł.