Ludzie bez Boga - to przeważnie pasożyty społeczeństwa, to samoluby!
Bez Boga bowiem Nie ma mowy o prawdziwej, wzniosłej miłości, która jedynie potrafi wznieść ludzi na wyżyny bratniej jedności; - która ogołaca ludzi z cech właściwych zwierzętom i przedstawia człowieka, jako istotę, godną wszelkiego dla niej poświęcenia. I proszę powiedzieć, czy w sercach bezbożników - komunistów goreje rzeczywiście płomień miłości ku bliźnim?... Czy ich hasła nie są może pokrywką ich nienasyconej żądzy bogactwa?...
Komuniści, objąwszy w swe ręce ster rządu, kierują losem ludu po drodze swych bezbożnych haseł. Prowadzą za sobą falangi ludzi rzekomo do wymarzonego portu szczęścia, do ziemskiego raju; - lecz poprzez mordy, pożogi, waśnie i kłótnie.
Religia natomiast, a mam tu jedynie na myśli katolicyzm, stara się wynieść człowieka ponad ziemską sferę i otacza go wieńcem miłości.
Miłość jest jedyną bronią, torującą drogę do szczęścia. Ona zmiękcza serca bogatych i roztwiera zaciśnięte do walki bratobójczej pięści.
Któż policzyć zdoła wszystkie instytucje i dzieła miłosierdzia, które, niby olbrzymia armia ratunkowa, wypłynęły ze zdroju Kościoła - miłości?...
Kościół Chrystusowy wydał i wydaje codziennie niezliczone szeregi bohaterów, walczących w Imię Chrystusa z wszelką nędzą, żaden jęk, żadna skarga nie uchodzi ich czułego słuchu. Najmniejszy nawet dźwięk serc zbolałych nie rozchodzi się, by nie znalazł oddźwięku w ich czułych duszach.
Na szczególną uwagę zasługuje jednak św. Wincenty a Paulo. Jego dzieła opromieniają Kościół i są silną dlań tarczą na pociski bezbożników. Hasła, które komuniści podnoszą przeciw Kościołowi, że jest hamulcem, wstrzymującym pęd ludzi w pogoni do szczęścia, że nie dba o uciśnionych - św. Wincenty a Paulo pozbawia treści.
Ideałem dla niego był Chrystus w ubogich. "Jaki to zaszczyt - mawiał - odwiedzić Jezusa! Nie ubogich tylko samych macie oglądać. Widok tych może was odstraszyć; trzeba, abyście widzieli samego jedynie Jezusa. On was pociągnie ku Sobie, On was zachwyci".
W niesieniu pomocy ubogim nie szedł drogą rewolucji, ani - krwawych zamieszek; - mając w swych rękach broń Kościoła - miłosierdzie, więcej dokazał, niż dotychczasowe hasła bezbożników.
Miłosierdzie kładł bogatym przed oczy: "Ktokolwiek - mówił - posiada dużo ziemi, ten otrzymał też od Boga obowiązek dbania o dusze, na tej ziemi mieszkające; kto posiada pewną władzę nad innymi, ten w miarę tej powagi i władzy odpowiada za nich i za ich potrzeby. Niechże się zajmuje przede wszystkim ubogimi sierotami i opuszczonymi; to jego wyraźny obowiązek".
"Wielkie przykazanie chrześcijańskie - pisze na innym miejscu - polega na miłości Boga i bliźniego, a chrześcijanin świadczy, że godnym jest tego wielkiego imienia, gdy wypełnia miłosierdzie względem nędznych. Jest to wspólny obowiązek każdego w stosunku do jego możności, lecz szczególnie dotyczy posiadaczy wielkich obszarów i wielkich dochodów, mają też obowiązek zaopatrywania potrzeb tych, którzy zostają w nędzy".
W myśl tych zapatrywań powołuje św. Wincenty a Paulo do życia Stowarzyszenie pań Miłosierdzia; podobne stowarzyszenie zakłada, tylko nieco później, dla mężczyzn.
Bogate damy znakomitych rodów, baronowie, a nawet królowa, zniżają się pod wpływem św. Wincentego, odrzucają dumę i śpieszą z pomocą ubogim a także nawiedzają ich osobiście.
Kiedy w czasie powszechnej nędzy, spowodowanej wojną, niósł św. Wincenty posiłki materialne ubogim, zasoby swe czerpał właśnie ze Stowarzyszenia pań Miłosierdzia. "Nie do uwierzenia - pisał wówczas - ile te damy mają trudności przy dźwiganiu brzemienia tak wielkich wydatków, które przenoszą piętnaście tysięcy liwrów miesięcznie, sto osiemdziesiąt tysięcy liwrów ręcznie".
"Po skończonej wojnie, gdy jeden z misjonarzy, Franciszek Herbert, został biskupem w Agen, próbował dokładnie porachować sumy wydane przez św. Wincentego na uczynki miłosierdzia, i otrzymał ogromną sumę dwunastu milionów liwrów, to jest czterdziestu ośmiu milionów franków" (Bougaud).
- I skąd, spytamy się może, czerpał siły św. Wincenty a Paulo do tak wytężonej, a wszechstronnej działalności na polu miłosierdzia?...
- Kościół napoił go ze źródła miłości Chrystusowej. Bo duch Chrystusa jest potężny, Jego ideał porywający, a miłość zwycięska.
W Kościele katolickim uwił ten święty wieniec, którym okolił bogatego i ubogiego, znosząc przy tym przepastną, dzielącą ich od siebie wiekową różnicę.
Jedynie Kościół Chrystusa potrafi uszczęśliwić ludzkość; wszak on tylko wydaje tak wspaniałe, gigantyczne postacie, wobec których komuniści wraz ze swymi wywrotowymi, bezbożnymi hasłami, są tylko szkieletami bezdusznymi.
Chcemy szczęścia - weźmy je z rąk Kościoła!...
Konferencję św. Wincentego a Paulo, która w tym roku obchodzi swój stuletni jubileusz, zapoczątkowało sześciu młodych katolickich studentów paryskiej Sorbony, obierając św. Wincentego Patronem tego dzieła miłosierdzia. Faktycznym i ideowym twórcą tego stowarzyszenia był dwudziestoletni wówczas słuchacz prawa, Fryderyk Ozanam. Gorliwy ten młodzieniec początkowo urządza zebrania w gronie przyjaciół, gdzie omawiają i przedyskutowują liczne zagadnienia.
Powiedzenie pewnego wroga Kościoła, że katolicyzm umarł, a trwa jedynie w teorii, gdyż praktycznie zasad swych nie przeprowadza, nasunęło młodemu Ozanamowi nową myśl i wzbudziło chęć do czynu realnego. Zasadniczą cechą, i największym przykazaniem chrześcijaństwa to miłość, miłość Boga i małość bliźniego. Na tym tedy przykazaniu zakłada Ozanam z towarzyszami pierwszą Konferencję, której celem było niesienie - na razie biednej uczącej się młodzieży - przede wszystkim pomocy duchowej, a potem i materialnej. Młodzi członkowie Konferencji rozszerzają jednak szybko swe ideje w coraz szerszych kołach. Dziś Konferencjami św. Wincentego a Paulo ogarnięty jest cały świat. Organizacja obejmuje obecnie 13.800 Konferencji, liczących 186 tysięcy czynnych członków.