Miłość Maryi-Matki zwycięża

Niepokalana jest Matką moją.

Jak wdzięczne to słowo! Matką jest mi Maryja. Matką, w której piersiach bije ku nam strumień wielkiej miłości; - tak troskliwą o swoje dzieci, że miłość wszystkich matek nie daje nam jeszcze o tym wyobrażenia.

- Ja Matka pięknej miłości.

Miłość Maryi ku nam jest Jej ozdobą.

Z miłości ku nam zgodziła się zostać Matką Boga. Pełna poświęcenia miłość Maryi dojrzała na szczycie góry Kalwarii, podyktowała Chrystusowi znamienne słowa: Oto matka - oto syn Twój.

Matka i dziecko. Tym słowem obejmujemy Maryję i każdego katolika bez względu na wartość jego stanowiska społecznego i duchowego.

Wartość społeczna, nie odgrywa żadnej roli w religii. Równość, jedność.

W świetle naszej religii występuje tylko duże zróżniczkowanie ludzi pod względem ich wartości duchowej".

Maryja pragnęłaby i tę różnicę zatrzeć. Chciałaby widzieć w nas serca gorejące możliwie największym płomieniem miłości Bożej. Lecz, niestety! Pragnienia Jej, ze względu na naszą podatność na zło, nie spełniają się.

Maryja ma więc dzieci, różne, bardzo różne, dobre, średnie i... zupełnie złe.

Drogi Czytelniku! Jestem Twoim przyjacielem. Pragnąłbym Ciebie widzieć w objęciach Matki niebieskiej.

Cieszę się z Tobą, dobrym katolikiem, zawsze świadomym swoich obowiązków religijnych, dzieckiem pozostającym przy Matce niebieskiej.

O ile życie Twoje potoczyło się drogą w kierunku oddalającym Cię od Matki, nie zniechęcaj się, co więcej, nie szukaj rozwiązania Twych trudności duchowych w dalszym unikaniu spotkania się z Matką czy w bezlitosnym odebraniu sobie życia.

Maryja jest Matką, Matką kochającą - wszystkie dzieci, nawet i niegodne.

Podam Ci, Mój Drogi, list pewnego czytelnika, obrazowo przedstawiający miłosierdzie Niepokalanej.

Od zarania dni moich, zgorszony przykładem niemoralnej służby i towarzystwa młodości, popadłem w straszny nałóg. Cały urok lat młodzieńczych przeminął pod znakiem hańby i zbrodni grzesznego nałogu. Lecz gdzieś na dnie zepsutej, przeżartej na wskroś gangreną grzechową duszy, tlił wzniecony ręką matki płomyk ufności ku Tej, do Której nigdy modlić się nie przestałem - ku Niepokalanej. Ona to sprawiła, że gdy przyszła na mnie niespodziewanie choroba, (w majaczeniach gorączkowych widziałem rozwarte bramy piekła, o których porwany namiętnością nigdy nawet nie myślałem) ocknąłem się...

To cudowne nawrócenie nie przecięło całkowicie pasma mych zbrodni. Zło tak głęboki po sobie zostawiło ślad, namiętność tak głęboko wraziła się w mą przeżartą trądem nieczystości duszę, wzywałem pomsty Bożej, piorunów, by przecięły pasmo mego potwornego życia w razie, gdybym do nałogu mego powrócił. Ale pioruny nie uderzały, a jam nadal nieraz po ciężkich walkach upadał.

Aż przyszedł inny grom, niespodziewany, najmniej oczekiwany - wydalenie mię z posady. Teraz nastąpiło pewne otrzeźwienie, jednak nie całkowite. Po trzech tygodniach otrzymałem inne miejsce, jakby specjalnie przeznaczone do rozmyślań, skupienia i pokuty. Skwapliwie chwyciłem się tej okazji i z pomocą Opiekunki mej przygotowałem się do spowiedzi generalnej, którą odbyłem w zaciszu klasztornym w Nowym Mieście n. Pilicą po kilkudniowych rekolekcjach. Cudownie nawrócony, zmieniłem miejsce zamieszkania i całkowicie oddałem się Bogu i cichej uczciwej pracy zawodowej. Były wprawdzie chwilowe upadki, z których jednak rychło dźwigałem się.

Wreszcie po 10 latach tego życia wstąpiłem w związek małżeński. W nagrodę tych kilku lat ostatnich moralnie spędzonych, dala mi Maryja za towarzyszkę życia anioła ziemskiego.

Przyszła wojna światowa. Nieszczęścia uderzały - jedne po drugim. Więzienia, czerezwyczajki, choroba nerwowa żony, niepowodzenia życiowe nie oszczędziły mię.

Wreszcie uwikłano mię w różne sprawy. Trawiony obawą przed straszną przyszłością, wpadłem w rozstrój nerwowy. Miałem wrażenie, że dosięgła mię karząca prawica i że nie ma dla mnie miłosierdzia - Bóg jednak był przy mnie blisko. - Dobrzy ludzie wciągnęli mnie do Apostolstwa Modlitwy. Po trzech latach krzyża cierpień i udręki - dzięki Tej, do Której wołać nigdy nie przestałem, przyszło wyzwolenie, z wszystkich nieszczęść, utrapień i trudności. Rozproszyły się ciężkie chmury, zobaczyłem horyzont mego umęczonego życia.

Dziś całą piersią, z gorącą miłością zwracam się niegodny ku Niepokalanej z wdzięcznością, która sięgać będzie już poza grób. Poczytuję sobie za obowiązek ogłosić przebieg mego życia w "Rycerzu", by nikt - nawet w najokropniejszych zdawałoby się okolicznościach życiowych - nigdy nie tracił ufności w pomocą Niepokalanej, byleby nie przestał wzywać Jej pomocy. Niech więc Ci będzie cześć, chwała i dziękczynienie, Matuchno. Prowadź mię dalej bezpiecznie i wszystkich moich po ciernistej drodze tego ziemskiego żywota ku bramom niebios.

Niegodny dotąd, a wdzięczny odtąd syn, Wiktor.

Zakończę słowami Matki Najśw. wypowiedzianymi do św. Brygidy: Nieszczęśliwy będzie i to na wieki, kto się do Mnie nie ucieka, chociaż łatwo to może uczynić; gubi się sam w ten sposób, gdyż przejęta jestem litością dla wszystkich i bardzo pragnę wspomagać grzeszników.

- O dałby Bóg - woła z zachwytem św. Alfons - żeby wszyscy grzesznicy uciekali się do tej słodkiej Matki, a z pewnością wszyscyby otrzymali przebaczenie.