Między lud polski

Noc głęboka, ciemna, straszna...

Na widnokręgu w okolicy Bardjowa, w północnych Węgrzech, w kilku miejscach łuny płoną. Płoną one już od dłuższego czasu, co noc prawie.

Płoną na niebie, a w sercach ludzkich wzniecają przerażenie, trwogę. Wojna... Wojna! Nieprzyjaciel się zbliża a przed nim i za nim suną pożary, zgliszcza, mordy, grabieże, wiarołomstwa, rozbestwienie się, gwałty, rozboje i szaleństwa. Któż im się oprzeć zdoła?!

Wojna to wiedźma - królowa wszelkich zbrodni. Idzie okrutna i depczę w szalonem uniesieniu wszelką wiarę, uczciwość, sumienie, wszelką wartość życia i dobra i świętości.

Gdzie ona się pokaże, tam ludzie z nadmiaru bólu i nieszczęść nie jęczą, jeno wyją jak psy - a dobytek ludzki idzie w rozsypkę, obraca się w proch, w popiół.

Nieprzyjaciel się zbliża, więc kto i gdzie mógł już zbiegł, albo się ukrył.

Opustoszały miasta. Opustoszały wioski. Domy stoją jakby wymarłe. I kościoły i klasztory także ogołocone.

Wojna to świętokradzca... i na kościoły napada i klasztory łupi, więc też wszystko co droższe przed nim się chowa, lub wywozi gdzieś dalej.

Właśnie w jednym z kościołów Ojców Karmelitów tamtejszych, węgierskich, przy słabem świetle lampki wiecznej, okręcają zakonnicy płótnem przepiękną figurę Matki Najświętszej. Ręce im drżą przy tem, oczy zachodzą łzami, żal im serdeczny tej figury. Lecz zostawić jej tu nie mogą. Jakiś głos wewnętrzny im mówi.

- Do Jasła ją przenieść! Do Jasła, tam do klasztoru naszego, za Karpaty, do Polski.

Jasło jest to miasto w djecezji przemyskiej w Małopolsce.

Ociągali się z tem długo, bo statua ta, to ozdoba ich kościoła i klejnot najcenniejszy. Figura duża, przecudna i dłuta dobrego. Lecz głos ten wewnętrzny im bardziej się nieprzyjaciel zbliżał, tem silniej się odzywał:

- Do Jasła! Do Jasła!

Czyżby taka wola była Najświętszej Panienki!! Może to Jej głos?! Jej rozkaz?! Może Ona tam w kościele naszym w Jaśle, chce swój tron założyć, tron miłosierdzia... dobroci!... łask wielkich. O Marjo! jeżeli tak, niech się stanie Twa wola. [1] Już dłużej zwlekać niebezpiecznie, bo pożogi zapalane ręką wroga, niedaleko!

Zeszli się więc zakonnicy późną nocą, do kościoła, pomodlili się jeszcze wspólnie przed swą Panią szkaplerzną, w Jej ręce oddali swe losy i klasztoru swego na dni najbliższe, a opakowawszy potem figurę starannie, włożyli ją na barki dwóch wybranych ludzi.

I zgrzytnął we drzwiach klucz. Zaskrzypiały zawiasy. Rozwarły się bramy świątyni. Dalej w drogę!

Zakonnicy odprowadzili Najświętszą Panienkę do bram. Tu przełożony uczynił wielki znak krzyża świętego nad niosącemi figurę i zawołał.

- W imię Marji idźcie śmiało i wnet wracajcie. I poszli posłańcy, znikli w ciemnościach. Tylko kroki ich słychać dokładnie. Idą szybko. Coraz dalej, dalej. Jeszcze słychać. Zakonnicy zasłuchani stoją... Jeszcze chwileczkę... Już ucichło wszystko.

I padł smutek teraz, scisnął lękiem serca zakonne.

- O Matko Boska, a z nami co będzie? Odeszłaś od nas... zastaliśmy sami, a tu wojna gore. O Marjo! czy Cię zobaczymy jeszcze? Czy wrócisz kiedy do nas?

Gdyby Pan Bóg pozwolił im przejrzeć w tej chwili tajniki przyszłości, zobaczyliby, że Matka Najświętsza w tej prześlicznej figurze uchodzi z Węgier między lud polski, nie na czas tylko owej zawieruchy wojennej, ale na stałe. Tam chce pozostać! Tam chce być ucieczką grzeszników, pocieszycielką strapionych, wspomożeniem wiernych, uzdrowieniem chorych, królową panieńską, królową korony polskiej, matką łask wielkich. Lecz i ludu węgierskiego nie zapomni. I ten lud do siebie, tam do nowej rezydencji Swojej przyciągać będzie i darzyć go, obsypywać błogosławieństwem.

Z szeptem ufnej modlitwy na ustach, rozeszli się zakonnicy, każdy do swej celi. A posłańcy ze statuą Najświętszej Panienki już zboczyli z drogi w pola.

Nie pójdą głównym traktem ku granicy, ani drogami. Omijać będą wszelkie osady ludzkie i zajazdy, gospody. Ścieżyny przez pola, przez lasy, pustkowia, to ich droga. A zarośla, gąszcze, rozpadliny wśród skał, to ich kryjówki. Nie pójdą dniem, tylko nocą. Czuwać, uważać muszą, bo wszędzie kręci się mnóstwo watah, band ludzi rozzwierzęconych, zdziczałych.

Noc mię obeszła, biją zewsząd trwogi. Już nie wiem jakiej mam się trzymać drogi. Lecz gdy Ty na mnie, spuścisz Twe spojrzenie, Świecić mi będą same nocne cienie.

Idą z Marją, więc weseli, pewni siebie. Ona dla nich to tarcza i puklerz mocny, za którym idąc na żaden strach nocny, nie ma co dbać, nawet na strzały, któremi sieje przygoda w dzień biały.

Idą... a wicher bujny, szerokoskrzydły, żywiołowy, pędzi za nimi, dobiega, po twarzy muska, jakby ich błagał o pozwolenie, a potem coś niecoś rozwiewa płótno w które owinięto figurę i całuje stopy Matce Bożej.

O idziesz Pani, wzdycha, uchodzisz od nas, tam za góry, za lasy, między lud polski. Więc żegnaj nam, żegnaj i pamiętaj o nas!!

Idą... a trawy, kwiaty, mchy chylą się przed nimi, ścielą się popod stopy i wołają tkliwie.

- O Niepokalana Boża Rodzicielko uchodzisz z Węgier, w kraj zakarpacki, między polski lud. Ach nie zapominaj o nas, Panią naszą, Królową nam zostań!

Idą... a od boru ciemnego, od lasów wokoło płynie, głuchy pomruk, szloch, płacz, rośnie, potężnieje i rozlega się w przestrzeni.

- Nie opuszczaj nas Matko! Uchodzisz od nas, ale

w pamięci Swej zawsze nas mieć będziesz... będziesz...

Rycerzu Niepokalanej! Tyle już dowodów dała nam Najświętsza Marja Panna, że kocha Polskę, kocha nasz naród. O miłujmy więc i my ojczyznę naszą, miłujmy się wzajemnie. Przez Marję i dla Marji rozszerzaj wkoło siebie prawdziwy patrjotyzm.

[1] Dzisiaj figura ta jest w Tarnowcu pod Jasłem.