Matka robotników
Drukuj

Sylwetki katolickie 10

Rycerz Niepokalanej 2/1947, grafika do artykułu: Matka robotników, s. 50

Budowa Domu Wypoczynkowego rozpoczęta. Mury wznoszą się coraz wyżej. Niedługo dadzą schronienie dzieciom robotniczym z ulicy. Zetknęła się z nimi kilkanaście lat temu Matka Teresa Kierocińska na Starym Sosnowcu, gdy w zapale gorliwości młodzieńczej opuściła bogaty dom ojca ziemianina, a w służbie dla opuszczonych starców w Krakowie zasmakowała w pracy charytatywnej. Ze swymi towarzyszkami, które zwerbowała w 1921 r. w zakonne zgromadzenie Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus, zaczęła pionierską pracę wychowawczą. Zbiera rozpuszczone dzieci z podwórzy i ulic i prowadzi do założonej przez siebie ochronki. Gromadzi opuszczone dziewczęta i uczy je kroju, haftu i innych robót kobiecych, a równocześnie kształci serca przez katechizację. Szczytem jej marzeń było utworzenie wielkiego Domu Wychowawczego w Sosnowcu, a na jego wzór innych po wszystkich miastach fabrycznych. Dlatego cieszy się patrząc na stosy cegieł zwiezionych na budowę, na wozy wapna, piasku.

Miłosierne jej oczy spostrzegają gromadę robotników, uwijających się przy budowie. Wchodzi na rusztowanie, chwali Boga, i od razu sprawnym okiem matki obejmuje ich troski i radości, prace i zainteresowanie. - Czemu pan zmęczony, pewnie coś dolega? - O tak, - odpowiada robotnik, siadając na murze, - jestem chory na płuca, a tu dokucza ranna mgła i... śniadanie bez omasty. - Matka każe przynieść gorącej kawy z mlekiem i chleba z masłem, zapewnia gruźlikowi stałe utrzymanie, i idzie dalej, pyta o wszystko. Z rodzinami robotników stara się utrzymać żywy kontakt, służąc każdej życzliwą radą i pomocą w cierpieniu i biedzie. I ludzie obojętni dotąd na sprawy Boże nabierają zaufania do ubogiej zakonnicy i do wiary, która jest motorem jej miłosierdzia.

W czasie wojny ustała praca przy budowie, ale szerokie serce i ramiona Matki Teresy musiały się podwoić i potroić. Ludzie wiedzą, że w Karmelu, na Wiejskiej można doznać ukojenia i wsparcia, dlatego przychodzą tu zewsząd. Nauczycielka wysiedlona na bruk, gruźlik z rodziną bez pracy, matka zbiegła z dzieckiem z obozu... Nikt nie zostaje zawiedziony. Matka Teresa rozdaje chleb i do chleba to co może, co sama z trudem zdobędzie, bieliznę, obuwie, odzież, dach nad głową. Przesyła paczki robotnikom pracującym pod ziemią, w fabrykach, w obozach, a nad każdą przesyłką czyni znak krzyża Św., by szczęśliwie doszła do odbiorcy i do każdej wkłada obrazek święty.

P. Henryk X., dawny robotnik przy budowie, teraz bez pracy, znajduje przy klasztorze utrzymanie i czuje się jak w rodzinie. Nagle zostaje przeznaczony przez "Arbeitsamt" do obozu Oświęcimskiego jako robotnik murarski.

W obozie oddaje bardzo wiele usług więźniom. Mogąc co niedziela wrócić do Sosnowca, przywozi od Matki Teresy regularnie chleb do obozu, ciepłą bieliznę, co tylko może.

Niestety po kilkunastu miesiącach zaraża się na tyfus brzuszny i umiera.

Dziś ten lub ów - powraca z tułaczki do Sosnowca, wyjmuje z portfelu obrazek - tak to ten sam, który Matka Teresa (zmarła w lipcu 1945 r.) dała mi i ze łzami w oczach dziękuje za modlitwy - za krzyżyk złożony na czole, za kawałek chleba lub kroplę mleka. Dziękuje i mówi: "Prawdę Matka Generalna mówiła, niech pan wierzy, - niech pan ufa, niech pan wzywa: "Najśw. Oblicze zasłoń mnie". I zasłoniło mnie. "Wierzę w Boga i w Jego cudowną opiekę".

Taką była śp. Matka Teresa. Umiała trafić każdemu do serca, uczynkiem i prawdą, tego żądała od Niej miłość Boga i bliźniego, miłość apostolska, miłość czynna, pełna ofiary i poświęcenia. W miłości płonęła i strawiła swe życie dla ludu roboczego, na najuboższych ulicach i dzielnicach miasta Zagłębia Dąbrowskiego[1].

Siostra Karm.

[1] Por. "Rycerz Niepokalanej" wrzesień 1946 r.