Było to w Paryżu.
Na ławie oskarżonych zasiadł w sali sądowej osiemnastoletni młodzieniec nazwiskiem Emil Saudot (Sodo). Rozpoczyna się rozprawa sądowa i przewodniczący sądu zwraca się do oskarżonego:
Przewodniczący sądu: - Na mocy dowodów stwierdzono - że Pan w celu zrabowania dwuch franków zamordowałeś Różę Menier. Wiedząc o tak małej sumie pieniężnej, czybyś Pan targnął się jeszcze na jej życie?
Oskarżony: - Owszem: bo co mi zależy na jej starych kościach, albo że ma mniej lub więcej pieniędzy? że coś posiadała, to wiedziałem. Zresztą pracuję dla każdego zysku.
P. - Twa zatwardziała zbrodniczość nawetby dzikiego człowieka wzruszyła. Dopiero masz 18 lat, a już życie twe takie występne. Kto cię nauczył takich zbrodni?
O. - Bo ja wiem?!
P. - Czy przyznajesz się pan do winy?
O. - Tak - i śmieję się z tego...
P. - Daję teraz głos przysięgłym świadkom, a przede wszystkim panu obrońcy.
Obrońca p. Appert: - Panowie! Moje zadanie w sprawie oskarżonego jest łatwe, gdyż ten przyznał się do winy, a zatem i moja obrona jest tu zbyteczna. Ponieważ zaś sąd żąda od oskarżonego sprawozdania ze zbrodni, przeto i ja żądam Waszego, Panowie, sprawozdania z wyroku. Jaki będzie ten wyrok - nie wiem. Ale wiem, że niejeden w kraju jest winniejszym, niż ten oskarżony. Pozwolę sobie nawet wymienić tych winnych, którymi jesteście Wy, Panowie.
Tak, Panowie, Wy jesteście tymi winnymi!
Wy sami! Bo będąc przedstawicielami klasy ludzi, w dodatku modernistycznej, której obowiązkiem jest zmniejszać liczbę zbrodni, przez swe niedbalstwo nie wiecie, jak temu zaradzić. - (Wśród słuchaczy powstaje wielkie poruszenie)
I odważny, katolik obrońca powiódł wzrokiem po zbladłych twarzach sędziów i świadków i tak dalej ciągnął swą mowę:
- Widzę tutaj przed sobą wiszący na ścianie obraz Ukrzyżowanego, tu w tej sali, gdzie panowie osądzacie zbrodniarzy. Ale dlaczego nie widzę go w szkołach, gdzie dzieci wasze się uczą? Dlaczego tu, w sali sądowej ten krucyfiks ma zbrodniarzom wpadać w oczy? Zapewne! Gdyby go przedstawiono tym nieszczęśliwym ludziom na ławie szkolnej, nie znaleźliby się tu na ławie oskarżonych. Kto mówił kiedy tym biednym, że jest jeden Bóg, że jest wieczność, że jest jakaś nagroda po śmierci za życie dobre? Kto mówił im o nieśmiertelności duszy, o szacunku winnym bliźniemu, o miłości ku Bogu? Kto ich uczył tego przykazania Boskiego: "Nie zabijaj"? - Nikt.
I z coraz większym zapałem i podnieceniem kończył obrońca straszny dla sędziów wyrzut prawdy:
- Was, panowie, was oskarżam! Bo chlubicie się, że wychowujecie delikatnie młodzież, a mimo to jesteście barbarzyńcami, nie znającymi etyki chrześcijańskiej. Was, panowie, oskarżam! Bo szerzycie między ludem niewiarę, demoralizację, a potem dziwujecie się, że lud za wasze trudy i mozoły odpłaca się wam podłością i zbrodniami. Rzućcie wyrok na tego człowieka, ja wam nie przeszkodzę, ale zarazem oświadczam, że szkoła bez Boga - to wasze dzieło. Na tym zbrodniarzu widzicie, dokąd człowiek zajdzie bez religii, bez Boga. Szkołę bezbożną, oskarżam! A to jest mój obowiązek, moje prawo!
Po tych słowach wielka cisza zaległa salę. Przysięgli pocichu usuwają się na bok. Po chwili pada wyrok na młodego zbrodniarza: - "Na śmierć osądzony!"
Wtedy obrońca podniósł rękę do krzyża i zawołał: - Bóg będzie i sędziów sądził.
A u nas różne niedoważone głowy chcą wygnać religię ze szkół. - Miejmy się na baczności!
"Pos. S. R."
Nie uspokoję się nigdy, aż się upewnię, że Cię serdecznie i stale miłuję, Matko moja, któraś mnie tak serdecznie miłowała wtedy nawet, gdym Ci się niewdzięcznym okazywał.
Św. Jan Berchmans