Kto i co gubi młodzież?

W miasteczku N. wielka sensacja.

Wysoki urzędnik, wzór wszystkich cnót teologicznych, obywatelskich i biurokratycznych, zostaje nagle oskarżony o fałszerstwo aktów, uwiedzenie i zabójstwo niewinnej dziewczyny. Rozprawy trwały trzy dni.

Zeznania świadków oraz harde, własne podsądnego,. były tego rodzaju, że sąd wydał wyrok, skazujący przestępcę na dożywotne ciężkie więzienie. Gdy mu ogłoszono wyrok, ów zawołał: "Ach! Dlaczego mnie nie skazano na śmierć. Błagam o to, jak o wielką łaskę".

I nagle wyjmuje z kieszeni scyzoryk i momentalnie próbuje poderżnąć sobie gardło. Przeszkodzono mu jednak w dokonaniu nowego zbrodniczego czynu. Wówczas przestępca zwraca się do przewodniczącego sądu i wzburzonym głosem woła:

"Oskarżam wszystkich nauczycieli, którzy w młodości kierowali moim wykształceniem i wychowaniem; zasady, które mnie w szkole wpojono, doprowadziły mnie do zbrodni, karę za swe zbrodnie niezaprzeczenie ponoszę ja, ale odpowiedzialność za nie spada na moich wychowawców".

Z więzienia pozwolono mu napisać list do jednego ze swych przyjaciół. Z listu tego pozwolę sobie przytoczyć, co następuje: "Upewniam Cię ty, zacny, którego niegdyś miałem szczęście i odwagę nazywać swym przyjacielem, że zepchnęły mnie w przepaść zbrodni i występku zasady, jakie wyniosłem z lat młodzieńczych z murów szkolnych. Miałem, jak wiesz, duszę czystą ii serce cnotliwe, marzyłem o dokonaniu bohaterskich czynów... Czemu tak nisko upadłem, czemu? Dzień mego wstąpienia do szkoły stał się dla mnie dniem zguby. O gdybym mógł uprzedzić wszystkich rodziców na świecie, wołając: bądźcie ostrożni, nie powierzajcie swych dzieci nieodpowiednim wychowawcom! W złej szkole wszystko jest narażone na, pokusę i rozpustę. Nawet anioł nie oparłby się. Bezwstydne mowy, złe przykłady kolegów i otoczenia, bezbożność, czcza formalistyka w wykonywaniu obowiązków wychowawczych przez nauczycieli, zewnętrzny kolor i szyk obok zupełnego zobojętnienia na stan wewnętrzny dusz młodzieńczych, złe i bezbożne książki, zwątpienie i niewiara religijna, oziębłość w wykonywaniu obowiązków, nakazanych przez dogmat wiary chrześcijańskiej. Czyż ostoi się dusza młodzieńcza przed tym wszystkim? Długo jednak walczyłem, płakałem skrycie po nocach, ale nie mogłem stłumić w sobie głosu sumienia. Wreszcie upadłem! Wiem, że wielu nie zabrnie tak daleko, jak ja w czynach zbrodniczych; wiem, że wielu po wyjściu ze szkoły cieszy się w społeczeństwie sławą ludzi uczciwych.

Ale proszę mi wierzyć, że uczciwość ich jest jedynie powierzchowna. Każdy z moich kolegów zrobiłby to samo, co ja zrobiłem, gdyby miał tylko odpowiednią po temu okazję; wierzę, że każdy z nich, w którego sercu nie wygasło jeszcze poczucie sprawiedliwości, przyzna mi słuszność. Jakże się to stało, żem upadł tak nisko! Cała moja wina polega na tym, żem wcielał w czyn pojęcia, jakie wyniosłem ze szkoły. A szkoła była bezwyznaniową. A nauczycielami moimi byli ludzie obcy mnie mową i sercem. Gdym pytał z całą naiwnością dziecka, dlaczego to np. słońce inaczej się uśmiecha do mego kolegi, a inaczej do mnie otrzymywałem zamiast odpowiedzi drwiący uśmiech i naganę... Ach, jeżeli już wypada osądzić kogośkolwiek, to dlaczego nie zniszczą wszystkich książek, które serca młodzieńcze zatruwają jadem zgnilizny zwątpienia we wszystko, co dobre i piękne, wydrwiwania i wyśmiewania wszystkiego, co wzniosłe i święte.

O niech będą przeklęci ci wszyscy podli pisarze, którzy dziełami brudnymi zatruwają serce i umysł dziecka, niech będą przeklęte szkoły, w których czysta dusza dziecięca ginie w zaraźliwej atmosferze zła i bezbożności!

Zaiste, wielką jest odpowiedzialność szkoły i pedagogów wobec Boga i społeczeństwa za wychowanie młodego, pokolenia.

"Życie i praca"