Kazanie na górze

Rok pierwszy był przede wszystkim rokiem cudów. Rok drugi wydaje się przede wszystkim rokiem nauczań. Na ten to czas przypada słynne kazanie na górze. Uczeni wysuwali przypuszczenia, że takiego kazania nigdy nie było, że to tylko św. Mateusz zebrał większość nauk Jezusowych w jedną całość i przedstawił je jako jedno olbrzymie kazanie. U św. Łukasza mamy jakby jeszcze ślad tej potężnej manifestacji Prawdy Bożej. Św. Marek i św. Jan nie mówią nic o tym kazaniu.

Wydaje się jednak, że niezależnie od tego, iż poszczególne nauki mogły być potem powtarzane, jakieś jedno potężniejsze od innych kazanie musiało być wygłoszone. Rozdziały V, VI i VII u św. Mateusza tworzą zbyt harmonijną całość, aby należało sądzić, iż jest to tylko dzieło Ewangelisty. Znawcy języka spostrzegli, że poprzez tekst grecki, przebija tutaj wyraźnie poetycka rytmika aramejska. Niewątpliwie, podobnie jak wielu innych wschodnich nauczycieli, Chrystus był także poetą. Jego nauki wypowiadane były swoistym, rytmicznym językiem, ułatwiającym słuchaczom zapamiętanie całych długich okresów. Nam dziś często trudno zapamiętać jedną cytatę z przeczytanej książki. Ale to dlatego, że czytamy nieuważnie. Starożytny słuchacz o niezaśmieconym umyśle potrafił bez trudu zapamiętać wiele zdań, zwłaszcza gdy te zdania przypominały mu swoim układem muzyczną frazę.

Na jakiej górze miało mieć miejsce kazanie? Początkowo przypuszczano, że mowa jest o Taborze, ale na szczycie Taboru znajdowała się w tym czasie strażnica rzymska, więc trudno sobie wyobrazić, aby pod jej murami miało miejsce kazanie do setek a może nawet tysięcy ludzi. Uczeni przypuszczają, że górą tą było wzgórze nad jeziorem Genezareth, zwane dziś Quorum Hattim - to samo wzgórze, na którym rozgromiona została przez Saladyna armia krzyżowców pod wodzą króla jerozolimskiego Guy de Lusignan (znamy to z "Króla Trędowatego" Zofii Kossak).

Kazanie rozpoczyna się błogosławieństwami. Jezus mówi:

"Błogosławieni ubodzy w duchu albowiem ich jest Królestwo Niebieskie".

"Błogosławieni cisi albowiem oni posiądą ziemię".

"Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni".

"Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie".

"Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią".

"Błogosławieni czystego serca albowiem oni Boga oglądać będą".

"Błogosławieni pokój czyniący, albowiem synami Bożymi będą nazwani".

Lecz ukazując jakby rozmaite drogi świętości ludzkiej i błogosławiąc tych, którzy nimi iść będą, jednocześnie Jezus ostrzega:

"Biada wam, bogaczom, bo macie, pociechę waszą..."

Ostrzeżenia te oderwane od całej nauki Jezusa brzmią straszliwie groźnie: zdają się być potępieniem wszelkiego dobrobytu i radości. Lecz Chrystus w Kanie, biorąc udział w weselu, nie sprzeciwiał się ani zabawie ani dostatniej uczcie. Słów Chrystusa nie można wyrywać z tekstu całej Ewangelii i całej nauki Kościoła. Jezus nie potępia dobrobytu, jeśli tylko nie jest on zamknięciem oczu na nędzę drugich, (choć cieszy się, gdy ktoś dla Niego wyrzeknie się wszystkiego, co posiada) i nie potępia radości, jeśli tylko ta radość nie jest związana z płaczem drugich. Człowiek ma prawo zaspokoić swoje potrzeby doczesne lecz nie kosztem sprawiedliwości i moralności.

- Wy jesteście solą ziemi - zwraca się Chrystus do swoich słuchaczy. - Wy macie tę ziemię sobą zachować [211]przed zepsuciem. Uważajcie, abyście nie zwietrzeli! Wy jesteście także światłem świata. Lecz jeśli to światło ukryjecie, świat pozostanie w mroku. Musicie być taką solą i takim światłem, aby ludzie "widzieli dobre czyny wasze i chwalili Ojca waszego, który jest w niebiesiech".

Lecz jak mają wyglądać te dobre czyny? Nie trzeba niczego nowego poza tym co zostało już powiedziane w Starym Zakonie. Chrystus nie przyszedł tego Zakonu rozwiązać czy odrzucić a jedynie chce go wypełnić, zaś to wypełnienie polega na odnalezieniu najgłębszej treści każdego starotestamentowego przepisu. Stary Zakon odwoływał się do zewnętrznych czynów człowieka. Ale nauka Jezusa odwołuje się do woli. rozumu i uczuć człowieka, a więc posuwa rozróżnienie między złem i dobrem daleko w głąb duszy. Chrześcijaństwo to jakby uprzedzenie życzeń Bożych. Bóg wyszedł nam naprzeciw Swoją miłością zsyłając nam Swego Syna. Ale i my w jakimś stopniu musimy Jemu wyjść naprzeciw z naszą miłością, wolą służenia.

Stary Testament mówił: "Nie cudzołóż!" Ale żeby móc opanować dla Boga pożądanie zmysłów, trzeba zacząć zwalczać w sobie lekkomyślność, a więc to wszystko, co zmysły drażni i pobudza. Stary Testament mówił: "Nie kłam!" Lecz dla Boga słowa nasze winny być pozbawione wszelkiej fałszywej ozdoby, wszelkiej dwuznaczności, muszą być jasne, jak jasnym jest suche "tak" i suche "nie".

Gdy modlimy się, powinniśmy to robić bez szukania chwały u ludzi, gdy pościmy, na zewnątrz powinniśmy się zachowywać jakbyśmy nie pościli. Cokolwiek robimy - choćby celem bezpośrednim naszego działania był inny człowiek czy my sami - celem głównym, najważniejszym i ostatecznym jest Bóg. Wszystko co robimy - robimy dla Niego.

Grzech jest sprzeciwieniem się woli Bożej, a każdy grzech rodzi się w sercu człowieka. Dlatego też żaden zakaz nie jest wobec grzechu dość skuteczny.

Surowe zakazy Zakonu doprowadziły tylko, jak powie św. Paweł, do tego, że "wezbrał" wrzód grzechu. Lecz zstąpiła na ludzi łaska i pod jej wpływem walka z grzechem przeniosła się w głąb, w duszę człowieka, tam gdzie naprawdę może być ona skuteczna.

Ale po to, by móc wyjść Bogu naprzeciw, trzeba całkowicie zawierzyć Jego miłości i miłosierdziu. Nie jest złem ani radość ani posiadanie. Nie jest złem staranie o polepszenie swego bytu. Ale dając w cichości Bogu swoje jałmużny, modlitwy i posty, trzeba Mu także w cichości oddać - swoją troskę. Bóg wie, że jak ptakom potrzeba ziarna, a kwiatom, by się rozmnażały, barwy i woni, tak człowiekowi trzeba by miał co jeść i w co się ubierać. Ale my wychodząc z naszą miłością do Boga musimy ufać, że Bóg wychodzi do nas ze Swoją miłością. Dawniej to był niby targ: żyłem Panie, według Twoich nakazów, daj mi teraz Swoją pomoc. Obecnie inaczej: chcę Ci dać, Panie, wszystko na co mnie stać, ale wiem, to czuję, ufam w to, że zanim cośkolwiek zrobiłem, zanim postanowiłem coś zrobić, Ty uprzedziłeś mnie i dałeś mi właśnie to, co 8ni było potrzebne; i nie tylko dałeś - także dajesz i będziesz dawał; jestem zawsze spóźniony w stosunku do Twojej miłości; cokolwiek Ci daję, już daję z Twoich darów; i dlatego o jedno Cię tylko proszę: choć Twoja miłość jest nieskończona a moja taka nędzna," nie gardź nią i przyjmij ją z całą jej słabością, ze wszystkimi jakie są we mnie oporami.

Gdy tak do Ciebie mówię, chcę uznać i chcę zawsze pamiętać, że nie jestem lepszy niż inni, ale nawet gorszy niż oni.

"Nie każdy, który mówi: Panie! Panie! - wejdzie do Królestwa Niebieskiego, ale kto wypełnia wolę Ojca Mego, który jest w niebiesiech..." Miłość w słowach jest niczym - musi się okazać czynem. I miłość nie jest miłością, jeśli nie towarzyszy jej pokora.