Jeśli nie ma Boga...

Jadę pociągiem w stronę Warszawy. Na najbliższej stacji wsiadł do naszego przedziału starszy już, inteligentny pan, właściciel większej fabryki - jak się potem z rozmowy dowiedziałem - i to niewierzący, a może nawet i wierzący, ale nie praktykujący.

Po wymianie kilku zdań na temat obecnej polityki, Abisynji, Francji, Anglji, krwawych zajść komunistycznych w Hiszpanji, zagadnął mój towarzysz:

- Proszę księdza, czemu się to dzieje, że w dzisiejszych czasach tyle zła rozlało się po świecie? Wszak tyle mamy policji, więzień, śledztw, prawnych paragrafów, a mimo to tak trudno dziś obronić i zachować sprawiedliwość społeczną wśród ludzi. Zorganizowane bandy zbrodniarzy grasują, łączą się w związki międzynarodowe, ba, mają nawet specjalne szkoły dla włamywaczy i złodziei, praktyki i regulaminy. Oburzenie człowieka przejmuje, gdy czyta się w prasie o licznych włamaniach, rabunkach, defraudacjach.

- Źle jest, bo ludzie wyrzucili dziś z życia prywatnego i państwowego Boga i Jego Przykazania - odpowiedziałem.

Na twarzy mego współtowarzysza zauważyłem lekki uśmiech, wywołany wspomnieniem o Bogu.

- Ech! Przecież zasada sprawiedliwości jest nieodłączną od ludzkiej natury i ponadto strzegą jej prawa państwowe, czy potrzeba jeszcze interwencji Boga i jakichś ochronnych Przykazań? Czyż nie wystarcza wielka liczba żandarmów, detektywów, więzień, aresztowań, badań daktylo-skopijnych, śledztw i mnóstwa paragrafów? Czyż to nie wystarczy?

- Tak panie drogi, to wszystko nie wystarczy. Tylko prawo Boże może tu przyjść z pomocą i bronić sprawiedliwości wśród ludzi.

Nie pomoże tu armja policji. Bo trudno, by umieszczała swoich ludzi w lokalu każdego biura, przy każdej kasie i każdej ladzie sklepowej. Dlatego niezbędne są prawa Bożych Przykazań, przed któremi nie skryje się żadna nieprawość. Życie obecne aż roi się od takich wyrafinowanych podstępów i kłamstw, których nie mógł przewidzieć nawet najprzekorniejszy prawodawca i skutecznie może im przeciwdziałać jedynie prawo Boże, zwracając się tylko do sumienia.

Nie prawo ludzkie więc i jego paragrafy, warunkują uczciwość, wzajemne zaufanie, rzetelność w handlu, słowem cały porządek życia społecznego - jeno prawdziwa, głęboka religijność. Stąd "Mały katechizm" jest więcej wart, niż szwadron policji.

Niema zatem powodu dziwić się, lub gorszyć, gdy się słyszy lub czyta o podobnych zajściach spotykanych dziś na porządku dziennym. Ludzie zbierają to, co posiali.

- Jakże to, księże, samiśmy coś podobnego posiali? Któżby pragnął takiego zła, jakie dziś szerokim korytem rozlało się po świecie?

- Panie szanowny. Bądźmy szczerzy, może się zrozumiemy. Oburza się pan, słuchając szczegółów wczorajszego włamania? A proszę mi powiedzieć - tak szczerze, czy chodzi pan do kościoła, do spowiedzi, do Komunji św.

- Nie. Ale to moja osobista sprawa! Co to może kogo obchodzić?

- I owszem, obchodzi! Pan, pańscy podwładni i ja jesteśmy częściami składowemi jednego społeczeństwa, solidaryzujemy się z sobą i wspieramy przykładem wzajemnym. Jeśli pan nie wierzy w Boga, nie chodzi do kościoła, nie żyje według praw Bożych, dlaczego mieliby wierzyć podwładni pana?

- A cóż z tego, że oni nie wierzą?

- Co z tego?... To, że pewnego dnia podwładni ci zbuntują się przeciwko panu, a nawet jeszcze czegoś więcej zażądają. Bo, jeśli nie ma Boga, życia wiecznego, świata pozagrobowego, to niema dobra, ani zła, nie ma cnoty, ani grzechu. Wobec tego istotną rzeczą jest przyjemność i używanie, których jeśli nie da się zdobyć za własne pieniądze, to można je osiągnąć rewolwerem, wytrychem, fałszywym wekslem...

W ciemną noc włamie się do mieszkania pańskiego nieznany człowiek i powie: Proszę pana, bardzo potrzebuję 500 złotych... Będzie pan łaskaw dać mi je... Będzie prosił bardzo grzecznie... ale gdyby pan zechciał stawiać opór... błyśnie przed jego oczyma niklowana lufa rewolweru... Tak będzie, panie drogi - jeśli nie ma Boga!

Ale właśnie pociąg stanął, i do uszu naszych doszło: Warszawa Główna.

Mój towarzysz spojrzał mi jasno w oczy, a na znak, że błędne były jego dotychczasowe zapatrywania, uścisnął serdecznie moją rękę i rzekł: - Rozumiem teraz - księże.