Jej to zawdzięczam

Jak wielkie jest miłosierdzie Niepokalanej, nie potrafię nawet w przybliżeniu określić. Jednak pragnę wymienić niektóre łaski, za Jej przyczyna otrzymane.

Wychowanie moje od zarania życia było katolickie. Rodzice moi starali się wpoić we mnie zasady wiary świętej. Ta ich ciężka praca miała skutki dodatnie: byłem dzieckiem wzorowem, kochałem Boga i wierzyłem w to, co On przez Kościół Swój święty do wierzenia podaje.

Nastały jednak lata młodzieńcze, a następnie wojna światowa, która tak wiele we mnie odmieniła. Praca przygotowawcza do przyszłego zawodu, oraz służba wojskowa stawiły mnie wobec innych opiekunów, którzy z czasem opanowali moją duszę - odciągając od Boga a kierując ku przepaści...

W błocie grzechu przeżyłem długie lata... szukając szczęścia w uciechach ziemskich, ale nigdzie nie mogłem znaleźć spokoju; żadne zabawy i rozkosze nie dawały mi zadowolenia, a do tego co wzniosłe i święte, czułem jakiś wstręt i niesmak. Pisma religijne były dla mnie czemś niedobrem, kazania krytykowałem, słowem - na wszystko znalazłem swoje głupie wytłumaczenie.

Na tej drodze życia napotkałem na inne trudności: brak zajęcia i nieznośne stosunki rodzinne. Wchodziłem na tory rozpaczy; zdawało mi się, że jedyny ratunek dla mnie to - samobójstwo...

I niechybnie na tem by się skończyło; ale ufność w Niepokalanej, którą mi wpojono w latach dziecinnych, cudownie odżyła we mnie przed ostatecznym już upadkiem. Oto gdym w czasie wakacji był w domu, przypadkowo dostał mi się do rąk "Rycerz Niepokalanej". Przeczytawszy go, zastanowiłem się: czy nie byłoby możliwem uzyskać choć cień szczęścia za pośrednictwem Niepokalanej?.. Pamiętam, jak matka moja w tym dniu dała mi Cudowny Medalik, a ja go obojętnie przyjąłem. Bo przyjąłem tylko dlatego, aby nie zasmucać seca kochającej matki...

Upłynęło kilka dni od tej chwili. Byłem właśnie na majowem nabożeństwie - pierwszy raz od kilku lat. Dzień ten miał się stać dla mnie przełomowym, niewypowiedzianie szczęśliwym. Treść nauki, jaką ksiądz w czasie nabożeństwa wygłosił, tak utkwiła mi w umyśle, że musiałem stale nad nią rozmyślać; aż wreszcie doszedłem do przekonania, że Bóg istnieć musi! Z ufnością powtarzałem sobie, że gdy Niepokalana wyprosi mi pewne łaski, będę się starał wszystkiemi siłami pracować dla Niej...

Niepokalana nie odrzuciła mnie; zlitowała się nad bodaj że najgorszym grzesznikiem: wyjednała mi dużo, dużo łask...

Wszystko co bolało, zagoiło się, wróciła dawna radość, zadowolenie i chęć do pracy. Medalik, który odtąd stale na piersiach noszę, stał się moją tarczą obronną przed wszelkiem złem.

Nigdy nie marzyłem, aby Niepokalana podała swoją rękę takiemu jak ja grzesznikowi! Jej to zawdzięczam, że dzisiaj nie błąkam się po manowcach pełnych moralnej zgnilizny, że syna marnotrawnego znowu za dziecko swoje przybrała.

Publicznie składam Ci, o Marjo Niepokalana, najgorętsze podziękowanie za wszelkie łaski, któremi mnie ustawicznie obdarzasz, a osobliwie za łaską nawrócenia mnie z błędnej drogi!


Szczęśliwa czynność, która zaczyna i kończy się od "Zdrowaś Marjo"

Św. Alfons Liguori