Że masoneria jest potężnym, a wrogiem Kościołowi katolickiemu zrzeszeniem, że podkopuje wiarę św[iętą] i moralność, to fakt, jakiemu zaprzeczyć trudno - rozchodzi się tylko o to, jak ją zwalczać i w ogóle, jakie wobec niej chrześcijanin-katolik ma zająć stanowisko. Czy może, pamiętny na słowa Chrystusa Pana, że bramy piekielne Kościoła Bożego nie przemogą, ma założyć ręce i czekać spokojnie, aż Opatrzność masonerię w proch rozsypie? Czy może znowu narzekać tylko, biadać i lamentować?
Nie, i pierwszy i drugi sposób zachowania się wobec rozigranych fal wolnomularstwa niestosowny, jeden i drugi błędny i bezowocny. Pierwszy - bo choć Chrystus Pan rzeczywiście niezniszczalność zabezpieczył swemu Kościołowi, nie zabronił jednak troszczyć się wierzącym dzieciom o dolę ukochanej Macierzy, nie zabronił jej wspierać, a wrogów gromić. I owszem, ta szczególna opieka Boża właśnie w ten sposób się objawia, że Bóg powołuje ludzi światłych i gorliwych, którzy z pomocą Bożej łaski nieustraszenie odbijają ciosy, jakie ze wszech stron i po wszystkie czasy w Kościół św[ięty] uderzają. - I drugi sposób naganny: nie dość biadać i narzekać! Miłość ku Kościołowi św[iętemu], który nas przez chrzest za duchowe swe dzieci przybrał, przez bierzmowanie i moralność utwierdził, a Przenajświętszym Sakramentem jak najczulsza matka karmi - miłość ku tej tkliwej i hojnej Rodzicielce nie tylko uczuciem objawiać się winna: trzeba czynem ją okazać, trzeba działać.
A jak działać? Oto przede wszystkim uzbroić się w pancerz mocnej wiary, aby pociski wolnomularstwa odbijały się od umysłów naszych nie wyrządzając nam szkody. Zacznijmy-że już wierzyć rozważnie, z pewnym uzasadnieniem - czas na to najwyższy! Nie dlatego bądźmy chrześcijanami-katolikami, że przodkowie nasi nimi byli; nie dlatego jedynie uznajemy za prawdy dogmaty wiary naszej św[iętej], że je inni uznają - siłą, która nas trzymać ma przy Ojców wierze musi być przede wszystkim jasne zdanie sobie sprawy z tego, dlaczego wierzyć mamy. Bóg najmędrszy prawdy wiary sam objawił, Bóg je Kościołowi św[iętemu] w opiekę oddał i darem nieomylności go obdarzył, aby snadź dzieci swych, prawdy stęsknionych, nie wyprowadził na błędne manowce; więc czego Kościół św[ięty] mnie uczy, przyjmuję ochotnie i aż do śmierci mocno wyznaję. Nie bójmy się, nie będzie to racjonalizm jaki, nie - lecz wiara rozważna, jedynie człowieka rozumnego godna, a co najważniejsza, za lada zarzutem się niegnąca, niewzruszona.
Moralność nieskalana - oto drugi puklerz, jakim uzbroić się musimy, by złowrogie wpływy masonerii do serc naszych nie dotarły. Niechże więc sumienie daje nam dobre świadectwo, a gdy upaść się zdarzy, spieszmy do zdroju, jaki tryska z Sakramentu Pokuty, by obmywać co skalane, dźwigać i wzmacniać - a gdy się i Chlebem Mocnych posilimy i często nim posilać będziem[y], nie wzruszą nas wtedy z drogi prawdy i cnoty żadne, choćby najchytrzejsze potęgi piekła.
Ażeby zaś wiara i jej nieodłączna towarzyszka moralność we wszystkich sercach zamieszkać mogły, już od zarania życia, w czułe, pacholęce serduszka starannie wkorzeniać je trzeba - a do tego znów konieczne są Katolickie szkoły, w których by szczególną pieczą otoczoną była nauka religii, a inne przedmioty rozpatrywane z punktu widzenia wiary naszej św. I zrozumiał świat katolicki konieczność szkół takowych: mnożą się one za granicą, wywalczają sobie prawa bytu i prawa publiczności. A u nas? Gdzież ich szeregi liczne - bo Polska nasza to kraj bądź co bądź katolicki przecie. Szczycimy się naszą lubelską wszechnicą - ale nie jest to dzieło ogółu, rozumiejącego potrzebę takiej katolickiej uczelni, lecz osób kilku, a nawet, ściśle mówiąc, jednego, jedynego kapłana dzieło. Ogół zaś spokojnie drzemie; przebudzi się, gdy masoneria swą krecią robotą serca szkolnej dziatwy poplugawi - ale czy wtedy nie będzie już za późno?
Szkoły dla dziatwy i młodzieży, a dla dorosłych stowarzyszenia. Naśladujmy samych wolnomularzy w tym, co nie podłe, nie grzeszne: w umiejętnym, a ścisłym organizowaniu się dla osiągnięcia jednego celu, jednego ideału. Zrzeszonej potędze piekła przeciwstawmy wiary i cnoty zrzeszoną potęgę: chrońmy się do twierdz i murem warownym ustaw się obwiedźmy - a stąd raz po raz w wypadach, ramię do ramienia, rzucajmy się na wroga, rozrywajmy szyki i bierzmy nieprzyjaciół Bożych w niewolę - w niewolę prawdy, cnoty i miłości. Spośród onych stowarzyszeń szczególnie poleca wielki społecznik Leon XIII Trzeci Zakon św. O. Franciszka - i widocznie się nie pomylił, kiedy mason Lafferre na pewnym posiedzeniu parlamentu francuskiego w najgwałtowniejszy sposób uderzał właśnie na Trzeci Zakon św. Franciszka.
Wreszcie prasa. Od otwarcie lub skrycie masońskich, od żydowskich i liberalnych dzienników w świecie aż się roi, a katolickie tu i ówdzie nieśmiało ledwie że dyszą, jakby nie miały prawa bytu. I ukrywają się nieraz trwożliwie ze swymi katolickimi poglądami - a czyż nie powinno dziać się właśnie przeciwnie? Czyż nie zło raczej ma kryć się gdzieś głęboko w ziemi, by go oczy ludu nie dojrzały, a gdy się niebacznie z kryjówki wynurzy, czyż nie powinno spotkać się z otwartym, stanowczym i mocnym napiętnowaniem? A prasa katolicka, uczciwa i zbożna, odchyliwszy odważnie przyłbicę, czyż nie powinna jaśnieć wszędzie, jako Bóg jest wszędzie, i w umysły zdrój prawdy, a balsam otuchy w serca wlewać?
Oto garstka środków, jakimi społeczeństwo uodpornić się winno przeciwko grożącemu zalewowi masonerii. Gdzie zaś ona już zarazę zaszczepiać poczęła, gdzie umysły sidli i wolę kazi, tam przede wszystkim należy odważnie a szybko zdzierać z niej kłamliwą maskę, w jaką się przybierać zwykła. Jest wrogą Kościołowi - niechże jako taka widnieje; jest płodzicielką podłą oszczerstw i szkalowań - niechże ta jej cecha będzie wszystkim znana. Niemoralność szczepi - niech i błotem swoim się pochwali: niech stanie w obliczu narodu katolickiego bez osłon humanitarnych czy oświatowych - a wtedy z rumieńcem pohańbienia stanie i wszyscy się na niej poznają i stronić - ci co niespodleni - będą.
Do takiego wyświetlenia sprawy i przecierania ludowi oczu mogą służyć odczyty, artykuły czasopism, broszury, książki, lub wreszcie antymasońskie kongresy. W dniach od 26 do 30 września 1896 odbył się taki na szeroką skalę zamierzony kongres w Trydencie, na który przybyło kilkudziesięciu biskupów, a wśród nich patriarcha konstantynopolitański; uczestników wszystkich liczył on ok. 1500.
Na koniec słowo jedno i środek jeden: modlitwa. Na nic się zda czuwanie, na nic praca, na nic walka, jeśli Pan potężnym swym ramieniem nie wesprze, jeśli z pomocą nie pospieszy. Módlmy się więc, a módlmy gorąco, aby co rychlej pospieszył, bo nieprzyjaciel zniszczenie wielkie szerzy. Giną uplatane w masońskie sidła dusze, a że nieśmiertelne, więc giną na wieki. Wtargnęli najmici piekła do rządów i parlamentów, zdobyli na swe usługi kapitały, dzienniki, katedry profesorskie, czasopisma: wróg Boga tryumfy święci - módlmy się, a módlmy wszyscy! Innej broni przeciwko hufcom zwartym masonerii nie każdy utrzymać zdoła, nie każdy robić nią umie - a modlitwa to broń dla każdego dostępną: tak dla uczonego, jak i dla prostaczka, dla bogacza i żebraka, starca i dziecka. I zawsze się módlmy, bo wróg wciąż pod bramami Bożego miasta - a gdy taka wspólna modlitwa z pracą i czuwaniem i bojem i znojem złączona bezustannie, jakby ofiara całopalna, z ziemi ku niebu wznosić się będzie, zstąpi z nieba ku ziemi tak tęsknie oczekiwane Boże zmiłowanie i zakróluje na znękanej ziemi.