Ks. Kapelan wojskowy D. Ściskała w swoich pamiętnikach podaje następujące opowiadanie p. Mazzetti odsłaniające głębię duszy naszego żołnierza.
"Kiedym robiła poszukiwania w różnych składach z dewocjonaljami w Lincu za jakim obrazkiem Matki Bożej Częstochowskiej, by choremu żołnierzowi Smutniakowi sprawić niespodziankę, otrzymałam dnia 30 sierpnia paczkę, wysłaną ekspress z Krakowa. Nazwisko nadawcy - ks. Ściskała - było mi nieznane. Otworzyłam - pełno druków i obrazków, a na wierzchu obrazek zawinięty w bibułkę. Odsłaniam go ostrożnie i byłam zaskoczona: ta mała, ciemnymi kolorami malowana Madonna, z dwiema bliznami na twarzy - to właśnie ta utęskniona i ukochana Częstochowska Matka Boża. Tak, to ta! Najświętsza Panienka, która osłodzi śmiertelnie choremu Smutniakowi godzinę śmierci. Z największym wzruszeniem ucałowałam wizerunek Maryi, która przyszła odwiedzić najbiedniejszego z biednych, gdy obszedłszy już cały Linc, straciłam była nadzieję znalezienia Jej wizerunku.
Zapakowałam z powrotem drogi obraz, mający na odwrotnej stronie dłuższy napis, skreślony przez ofiarodawcę w języku polskim. Do postawienia obrazka załączona była gustowna ramka z napisem: Kraków. Poza tym obrazki Serca Jezusowego i świętych dla kolegów Smutniaka, a na każdym obrazku pozdrowienie od przysyłającego. Kilka powiastek z pieśniami polskimi: "Wiązanka pieśni polskich".
Otworzyłam jedną z napisem "Ułan":
"Rży koniczek mój buławy, puście, czas już, czas, Matko, ojcze mój kochany, żegnam, żegnam was".
N e umiem po polsku, alem tyle zrozumiała, że to pożegnanie ulana. Biedny Smutniak i jego godzina pożegnania się zbliża...
O Pani Częstochowska, weź go w opiekę, Ty pełna miłości i dobroci dla wszystkich! -
Poszłam do szpitala. Gdy zobaczyłam Smutniaka, przeraziłam się. Był blady jak kreda, zmieniony, oczy zapadnięte, usta na poły otwarte, wargi sine.
"Smutniak - przyniosłam wam coś pięknego - nie jesteście ciekawi?"
Spojrzał na obrazek, zakryty papierem, uśmiechnął się.
Wtedy usunęłam papier i pokazałam mu Matkę Bożą. Pełna litości i dobroci Maria Częstochowska, Sama dwiema bliznami naznaczona, spojrzała pewnie na biedaka, mówiąc: cierpiałam więcej niż ty synu, przychodzę do ciebie, by być obecną przy końcu twych cierpień.
Smutniak wziął, a właściwie wyrwał mi wizerunek z ręki i począł go namiętnie całować. W oczach miał łzy i łkając, witał Matkę Najświętszą. O Matko Boża, Panienko święta, zawołał, dodając wiele dziwnych i słodkich imion, których nie rozumiałam - on, przez którego usta przechodziły dotychczas same przekleństwa.
Byliśmy wszyscy wzruszeni. A jak zrozumiałam w owej chwili, że ten, kto tak bardzo miłuje Maryję, zginać nie może. Maria poda mu rękę, jak w owej legendzie o śpiewaku "Stabat Mater" i wprowadzi go do królestwa Swego Syna. Bo czyż ta miłość wrodzona do Matki Najświętszej, nawet w takiej biednej duszy, pozbawionej wszelkich szlachetnych porywów, czyż nie jest oznaką wybrania?...
Na odwrotnej stronie obrazka był napis, który sobie przepisałam:
"Pozdrowienia najserdeczniejsze z Krakowa z życzeniem rychłego powrotu do zdrowia za przyczyną Najśw. Panienki z Jasnej Góry!"
Kraków 1915.
Ks. Dominik Ściskała, kapelan wojskowy.
Życzy mu wyzdrowienia. Wszystko w ręku Boga.
Potem rozdałam resztę obrazków i książeczek pomiędzy Polaków i Rusinów w innych salach. Gdy roznosiłam wino, papierosy i ciastka, stawał zwykle każdy chory na baczność koło swego łóżka, a dziś pchali się jak małe dzieci koło matki, rozdzielającej chleb. Następnie biegł każdy z nich do stołu i czytał lub sylabizował półgłosem, jak uczeń przygotowujący lekcję.
Przypatrzyłam się jeszcze raz Madonnie. Taką kochają oni wszyscy tam w Polsce. Może dla nas Niemców jest ona początkowo trochę odrażająca z czarną swą twarzą, ale im dłużej Jej się przypatrywać, tym staje się piękniejszą. - Kiedyś Czytałam, że to oznacza tajemnicę Jej panieństwa i macierzyństwa równocześnie.
Kiedym miała opuścić salę, zbliżyła się do mnie siostra Julia mówiąc:
"Proszę Pani - Smutniak prosi, bym Pani powiedziała, że odkąd jest w szpitalu, nigdy jeszcze nie był tak szczęśliwy".
"O, zauważyłam to, poznałam po jego oczach, ale proszę mi powiedzieć, dlaczego Smutniak, całując mnie dziś w rękę, obrócił ją i pocałunek złożył na dłoni?"
"On od dnia dzisiejszego stale tak będzie robił, ale nikomu więcej tylko Pani i księdzu. Pani przyniosła mu dziś Matkę Najświętszą, ręka Pani jest dla niego świętą, chce więc Pani okazać tym specjalne uszanowanie i czcić ją jak kapłankę".
Następnego dnia prosił Smutniak o księdza.
W kilka dni potem, koło godziny jedenastej w nocy, kiedy było znać, że niedługo skończą się jego cierpienia na zawsze, poklękali koledzy koło Smutniaka, a siostra Julia, zdjąwszy z okna wizerunek Matki Bożej z Jasnej Góry, trzymała go przed umierającym. Jeszcze jedno tchnienie, drugie i skończyło się wszystko. Oczy jego przestały patrzeć na obraz, za to dusza pana Smutniaka stanęła tam, gdzie już nie w obrazie, ale twarzą w twarz oglądać może Maryję w Królestwie Jej Syna...