Gwiazda Paryża
Drukuj
Ewa Lavalliere
Ewa Lavallière

Poczekalnia teatru "Rozmaitości" w Paryżu wypełniona po brzeg! Tłumy proszą o bilety. Niestety, wszystkie rozsprzedane. Obszerna sala teatru nie może pomieścić rozentuzjazmowanych paryżan. Wszak za chwilę usłyszą Lucjana Gultry’ego i Ewę Lavalliere! - Ewa Lavallière! To nazwisko elektryzuje Paryż, i nie tylko Paryż, ale Francję całą, Europę, Ameryką! Ostatni dzwonek. Jeszcze chwila, a "królowa Paryża" ukazuje się na scenie. Gra główną rolę w sztuce "Szczęście" Alfreda Capusa. Jej czarujący głos, wdzięk i uroda, zachwycają widzów. Widownia rozbrzmiewa echem oklasków. Oczarowani," tłum zmusza artystkę do kilkakrotnego powtórzenia aryj, zasypuje ją stosem egzotycznych i kosztownych kwiatów.

Młoda artystka zstępuje do swej loży. Arystokracja Paryża pragnie zbliżyć się do "gwiazdy", wyrazić jej swe uwielbienie. Lecz ona nie przyjmuje nikogo... Zdziwienie ogarnia wielbicieli.

I nikt nie przeczuwa, że ta, której sława dosięgła zenitu, uchodzi przed oklaskującym ją tłumem, nie myśli o rzekomem szczęściu. Ewa Lavalliere nie jest szczęśliwą! Ma sławę, bawi wszystkich - nic więcej! Lecz w sercu jej pustka, tęsknota za czemś nieznnem, którego nie można zastąpić karjerą artystki.

Niepostrzeżenie wychodzi z teatru. Wśród cieni ulic kieruje swe kroki w nieznaną dal. Duszą jej targa ból i wizja minionej przeszłości, bujnej, owianej nimbem romantyczności i cierpienia. Ewa Lavallière, "gwiazda" i "królowa Paryża" płacze... Widmo przeżytych dni staje przed nią w swej tragicznej rzeczywistości...

* * *

Była dzieckiem niezbyt zamożnych rodziców Feneglio. Światło dzienne ujrzała dnia 1 kwietnia 1866 r. Na Chrzcie św. nadano jej imiona Eugenja, Marja, Paskalina. Pierwsze lata dziecięce upłynęły jej wśród ciągłych rozterek rodzinnych. Biedny jej ojciec ustawicznie znęcał się nad swą żoną, matka zaś poświęcała się zupełnie wychowaniu syna. Mała Eugenja odczuła to bardzo. Toteż nader często młode dziewczę opuszczało dom rodzinny, szukając schronienia u współczujących sąsiadek. Już wówczas zaczęła żyć życiem własnem, wewnętrznem.

Dnia 6 marca 1884 r. ojciec jej powodowany zazdrością w przystępie furji ranił śmiertelnie swą żonę. Wymierzył nawet broń ku córce. Wkrótce jednak odwrócił ramię i wystrzałem rewolweru pozbawił się życia. Na widok trupa ojca i śmiertelnie rannej matki, brat Eugenji uciekł z mieszkania i odtąd Eugenja nie spotkała go już nigdy. I ona czemprędzej opuściła dom rodzinny. Odtąd widmo śmierci towarzyszyć jej będzie przez całe życie.

Osiemnastoletnią dziewczyną-sierotą zaopiekowała się ciotka Granier. Krępowała na każdem miejscu wrażliwą siostrzenicę, w końcu oddała ją do zakładu dla sierot. Zakład dla Eugenji był więzieniem, otoczonem murami. Wkrótce opuszcza go i powraca do ciotki. P. Granier stara się zakuć młode jej życie w ramy swych poglądów i przekonań. Biedne dziewczę skrycie odwiedza groby swych rodziców na miejscowym cmentarzu. Ukochanym swym zmarłym powierza swe bóle i troski. Czy modli się? O nie! Ona już dawno zapomniała o codziennej modlitwie. Życie straciło dla niej swój urok i cel. Po co żyć? Eugenja chce umrzeć. Idzie do pobliskiej rzeki, by w jej nurtach znaleźć zapomnienie. W oddali jednak spostrzegła swą ciotkę. Myśl samobójstwa nieziszczona...

Odtąd p. Granier zamyka siostrzenicę w pokoju. Eugenja nie może dalej tak żyć. Ucieka z domu. Przyjmuje ją sąsiadka, właścicielka magazynu kapeluszy damskich.

Praca w magazynie uspokaja Eugenję. Wkrótce zostaje ulubienicą pracodawczyni i koleżanek. Ubiera się gustownie - używa krawatek "Lavallière". Odtąd nikt nie zna Eugenji Feneglio - jedynie Lavalliere. W duszy jej jednak budzą się dawne pragnienia. "Artystką być" - to jej marzenie. Musi nią zostać, i to za wszelką cenę!

Opuszcza pracę ekspedjentki, wyjeżdża do stryja w Nicei, by ten dopomógł jej zostać "gwiazdą". I tu spotyka ją zawód. Przypadkowo dostaje się do Paryża. Pod kierunkiem Duraulens’a, dyrektora kursów śpiewu, ćwiczy i rozwija swój głos. Próba w teatrze "Rozmaitości" wypada znakomicie. Nareszcie jest artystką! Marzenia spełnione!

Dyrektor teatru oddaje jej do wykonania pierwszorzędne role. Publiczność paryska wita nową gwiazdę niekończącemi się oklaskami. Sława Ewy Lavallière już zapewniona, przekroczyła nawet jej przewidywania. Paryż nazywa ją swą "królową". W loży swej przyjmuje hołdy królów Hiszpanji, Portugalji; Anglji, książąt - Filipa Orleańskiego, Henryka Bawarskiego i innych.

Spełniły się sny o sławie... Czy jednak była zupełnie szczęśliwą?

O nie! Jej nie wystarczały hołdy tłumów, zaproszenia od najwybitniejszych teatrów świata! Komfort nie koił zbolałego serca. Jej mieszkanie w Paryżu składało się z 20 pokoi, przystrojonych prawdziwie po królewsku. Słudzy czekali na skinienie jej ręki. W czasie podróży koleją przeznaczano dla niej osobny przedział I klasy, odpowiednio przyozdobiony.

Dla Ewy Lavalliere życie przestało mieć jakąkolwiek wartość. Nie straciła zupełnie wiary, zaniechała jednak praktyk religijnych. Nie miała więc tej siły moralnej, jaka płynie z modlitwy.

- "Zazdroszczą mi - mówiła - lecz gdyby wiedziano, jak cierpię, raczej litowanoby się nade mną. Ludzie światowi wyobrażają sobie, że artyści teatralni szczęśliwi są, iż ich oklaskują i wynoszą w pochwałach. -Nie znają bowiem tej straszliwej pustki, jaka często towarzyszy takiemu życiu; nie znają ich nędzy moralnej".

W dzień triumfu mówiła: "wolałabym umrzeć, niż znów się narodzić do nowego życia".

Chciała być "gwiazdą" - spełnione marzenia. W jej sercu jednak panuje tylko pustka. Poco więc żyć! Ach lepiej umrzeć!

I dzisiejszy sukces odniesiony w teatrze nie rozproszył jej ponurych myśli. Młodość bujna, bolesna, zdobywanie sławy - to wszystko już minęło. Dziś daje szczęście innym, w jej sercu świadomość ubóstwa moralnego. To upokarza i przeraża ją...

Zbliża się do brzegów Sekwany. Za chwilę pochłoną ją fale rzeki... i byłaby upadła, gdyby nie silna dłoń robotnika. Po raz drugi uratowano jej życie.

Ewa powraca do życia artystki. Nadal odbiera hołdy i uwielbienia. Straciwszy sprzed oczu cel życia, oddaje się uciechom światowym. Nie myśli o niczem, nic ją nie cieszy. Toteż przyjmuje oświadczyny pewnego dyrektora teatru, zostaje jego żoną, nie zdając sobie z tego sprawy, co czyni. Naturalnie ślub wzięto w urzędzie cywilnym.

A jednak mimo bogactw i zaszczytów nie była szczęśliwą. - "Wśród wspaniałego powodzenia i niebywałych triumfów nosiłam w sercu gorycz i smutek. Nieraz zalewałam się łzami" -mówiła do swej przyjaciółki. Często zdawało się jej, że słyszy jakiś tajemniczy głos: Ewo, nie jesteś stworzoną dla tych marności!

Może to ostatnie wołanie Pana. Ewa nie myślała o tem. A może to Przeczysta Dziewica ostrzega przed znikomością życia swe nieroztropne a tak biedne dziecko. Zachowała bowiem Ewa w zakamarkach swej duszy iskrę wiary. Życie światowe nie zdołało stłumić zupełnie jej dziewczęcej ufności w pomoc Niepokalanej. Nie omieszkała przed większemi występami na scenie zanieść świece i zapalić je na ołtarzu Pocieszycielki strapionych w kościele Matki Boskiej Zwycięskiej. Było to ostatnie wołanie zbolałego serca...

Nadszedł rok 1917. Ewa Lavallière stoi u szczytu sławy. Choć często w jej ogromnych oczach błyszczą łzy, dusza ugina się pod ciężarem, życia, Ewa pragnie grać więcej niż zwykle. Dużo, bardzo dużo, aby zapełnić tę pustkę w sercu, niedającą się niczem zastąpić. Przyjmuje więc zaproszenie na "tournee" do Ameryki. Pragnie jednak przedtem odpocząć, uwolnić się na chwil kilka od uwielbiającego ją Paryża.

Wyjeżdża do zamku Porcherie, niedaleko Tours. Nareszcie opuszcza Paryż. Żegna wszystkich. Jedzie szukać spokoju. Nie wie, że znajdzie go, może inaczej niż to sobie wyobrażała; że zrozumie sens słów tego wielkiego męża, który przed wiekami tak jak ona błąkał się po bezdrożach niewiary: Stworzyłeś nas dla siebie, o Boże i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie! (św. Augustyn). Nie przypuszcza nawet, że znajdzie to, co odnalazł wielki Dante i niemniej słynny Joergensen w cichych klasztorach franciszkańskich - że znajdzie Boga!

(dok. nast.)


Cóż jest lepszego: kochać świat i zginąć razem z nim, czy odwrócić od niego swoje serce, by razem s Bogiem żyć wiecznie?

św. Augustyn.