Gwiazda Paryża
Drukuj

2)

Starożytne mury zamku Porcherie tonęły wśród wiekowych drzew gaju i różnobarwnego kwiecia. Okolica pociągała każdego przepychem piękna i malowniczości, a rozweselone rzesze ptasząt nuciły radosne pienia, potęgując i uzupełniając czar życia.

- Jakie to cudne, co za wspaniały widok drzew ozłoconych promieniami ognistego słońca! - dzieliła się swymi wrażeniami ze swą przyjaciółką Ewa Lavallière.

Już kilka dni minęło, jak przybyła do tego uroczego zakątka. Dni płynęły jej beztrosko, lecz dusza rwała się do czegoś nieznanego, z czego sama nie zdawała sobie na razie sprawy. Odwiedzała z Leonią domy chorych i u ubogich, wspierając wszystkich ofiarami i pocieszając wśród bólu i opuszczenia.

Ks. Chasteigner, proboszcz w Chauceaux (wym. Szoso) i zawiadowca zamku Porcherie, poznawszy Ewę Lavallière, postanowił użyć wszelkich środków, by przywieść ją do Chrystusa. Często odwiedzał swą miłą sąsiadkę i pewnego ranka zapytuje, czemu nie była w kościele na Mszy św.

- Ależ ks. Proboszczu, ksiądz żartuje! Ja, Ewa Lavallière, artystka z "Rozmaitości" na Mszy św.? To niemożliwe! Cóż powiedziałoby na to? - Dlaczego? Kościół jest dla wszystkich.

Przyrzekła w końcu spełnić życzenie swego gościa, nie przywiązywała jednak do tego żadnego znaczenia.

Przez cały tydzień ks. proboszcz przygotowywał kazanie, zagłębiając się w Piśmie św. i dziełach Ojców Kościoła.

Rzeczywiście, Ewa przybyła w oznaczonym dniu do świątyni ku zdziwieniu mieszkańców okolicy. Kazanie wypadło wspaniale, wszyscy podziwiali kunszt mówcy i przejęli się ziarnami prawdy.

- Jak się pani podobało kazanie? - zapytał ją później ks. Chasteigner.

- Kazanie ks. Proboszcza? - odrzekła. Przyznam się, że wcale prawie go nie zrozumiałam. Uważam tylko, że ksiądz bardzo źle gestykuluje na ambonie, gdyby więc ksiądz zechciał, mogłabym mu udzielić lekcji wymowy.

Biedny ks. proboszcz nie spodziewał się takiej odpowiedzi.

Innym razem artystka opowiada swemu gościowi, że urządza seanse ze stoliczkami wirującymi.

- Wierzy zatem pani w szatana? To niebezpieczne... Proszę mu nie dowierzać i mieć się na baczności, by kiedyś pani nie zetknęła się z nim osobiście.

Po tych słowach ks. proboszcz opuścił salon artystki, zostawiając ją zmieszaną i w niepokoju.

Ewa rozmyślała nad słowami ks. Chasteigner. - Spotkać się może z szatanem..., czy wierzy w niego? Jeśli wierzy w szatana, musi przyznać, że Bóg istnieje, bo jeśli jest duch zła - jest także Duch Dobra...

Myśli te nie dają jej spokoju. Jest Bóg, a ona dotychczas spędziła bezcelowo swe życie z dala od Niego, znieważała Go nawet, a za władcę swego uznawała ducha ciemności... To straszne!...

Woła do siebie przyjaciółkę i pyta ją, czy wierzy w Boga. Leonia wierzy w Boga, jak wszyscy, lecz jeszcze nie była do pierwszej Komunii św. - Nie była do pierwszej Komunii św. - powtarza w zamyśleniu artystka. Przypomina sobie te chwile, kiedy jako młode, niewinne dziewczę, gościła w swym sercu ukochanego Jezusa... Jak wtedy czuła się szczęśliwą, szczęśliwszą niż obecnie, kiedy znajduje się u szczytu swej sławy. - Wśród tych wspomnień budzi cię w jej duszy silne postanowienie przyjęcia do swego serca tak zapomnianego Zbawiciela...

Nazajutrz staje ze swą towarzyszką przed ks. proboszczem, prosząc, by raczył nauczyć je prawd wiary, a potem przygotować do Komunii św. Któż opisze zdziwienie i radość ks. Chasteigner!

Dnia 18-go lipca Ewa Lavallière klęczy u stóp konfesjonału i prosi pokornie o przebaczenie grzechów... Nazajutrz ponawia swą spowiedź - po czym wraz z Leonią przystępuje do stołu Pańskiego.

- Nie zapomnę nigdy tej chwili - mówi ks. Chasteigner. Dobre dziecko płakało z głębi serca i drżało, jak liść na wietrze. Obawiałem się, by nie zemdlała...

Ewa Lavallière jest szczęśliwą... za nic nie oddałaby chwil spędzonych w błogiej rozmowie u stóp Jezusa Eucharystycznego. Żyje nowym życiem...

* * *

Tymczasem Paryż, dyrektor amerykańskiego teatru i wszyscy wielbiciele Ewy Lavallière oczekują jej przybycia z niecierpliwością. Nareszcie ktoś odkrył prawdę... Stosy listów napływały do niej codziennie z prośbą, by powróciła jak najszybciej. Lecz ani prośby, ani oszczerstwa, rzucane na nią w prasie, ani zaklęcia nie zdołały nakłonić jej do powrotu.

Ewa porzuca wszystko, wyrzeka się ofiarnie tego, co było dotychczas treścią jej bujnego życia. Zrywa kontrakt z teatrem amerykańskim, sprzedaje swe luksusowe mieszkanie w Paryżu, biżuterię, a w końcu nawet swój dom. Bóg pociągnął ją ku Sobie, wyrwał ją z błota ziemskiego, a ona miałaby zerwać te słodkie węzły miłości i łaski? Nigdy! Myśli o całkowitym poświęceniu się na służbę Bogu w Karmelu. Ks. Chasteigner wie, że nie zniesie twardej reguły tego zakonu, lecz pomaga jej w urzeczywistnieniu tak wzniosłego zamiaru.

(dok. nast.)