Gdy życie Cię gnębi...

Gdy życie Cię roztrzaska, gdy ideały i pierwsze porywy serca świat podepce i obrzuci błotem, gdy zamiast stać się szczęściem ukochanych, stajesz się ich udręką - nie z winy własnej, ale z winy losu, gdy brutalność ludzi i wypadków - będzie Twym bólem - nie rozpaczaj. Jest wyjście. Czeka na Ciebie Chrystus, w półmrocznym cieniu ołtarza. Idź! Nie zwlekaj! Jeśli zawiodą ludzkie siły i możliwości, On jeden pomoże, wyprowadzi z oszukańczej matni świata, sprostuje drogi Twe, wskaże nowe. W kontemplacji krzyżowej drogi Chrystusa przejdź własną drogę życia, wejdź na Golgotę Jego ofiary, na Kalwarię Jego krzyża i pomyśl, ile razy Sam go krzyżowałeś... i za co? Czy za ogrom miłości i poświęcenia?

Jeśli dotąd myślałeś, że świat ze swoją złudą i blichtrem wypełni Ci życie, myliłeś się.

I my myśleliśmy tak dawniej, i nas odurzały jasne beztroskie chwile, tanie przyjemnostki, tańce, zabawy, użycie. Z fantastycznym uporem chwytaliśmy dnie, chwile, wypadki, okoliczności, by żadnej nie stracić. Ze zmysłowym cynizmem powtarzaliśmy "używaj" i bez wyrzutu oddawaliśmy się życiu.

Ale tajemniczy jest Bóg i niezbadane Jego wyroki. Przyszły niepowodzenia i klęski coraz straszniejsze, przechodzące nasze siły i granice wytrzymałości ludzkiej bez pomocy Boga. - Utrata pracy... straszne warunki materialne i nieszczęścia tak wielkie, że jedynie w dobrowolnej śmierci widzieliśmy wyjście... I wtedy dopiero pomyśleliśmy o Bogu. I z tą samą żarliwością z jaką przedtem dopatrywaliśmy się szczęścia i jedynej egzystencji w życiu - zaczęliśmy się modlić... Z różańcem w ręku zasypialiśmy i budziliśmy się. Żadna inna myśl nie gościła w naszym umyśle jak o Bogu, o Matce Najświętszej i św. Pańskich. Chcieliśmy się prześcignąć nawzajem w żarliwości modlitwy. Po parę godzin spędzaliśmy codziennie przed Najśw. Sakramentem... prosząc, błagając, przepraszając, żebrząc. Komunia Św[ięta] była naszym jedynym moralnym posiłkiem w chmurnych, beznadziejnych dniach wiara w pomoc Bożą była połową naszego zwycięstwa. Odprawialiśmy nowenny jedna za drugą do Matki Najświętszej, do św. Tereni, św. Antoniego. Oddaliśmy się Bogu i spokojnie patrzyliśmy w życie. Ale położenie wciąż było beznadziejne, trudne do pomyślenia i opisania. Jedyna ufność w Bogu nie pozwoliła nam wątpić.

I Bóg dokonał tak wielkiego cudu, jakiego nasz mały rozum ogarnąć nie zdoła. Widocznie pokuta była spełniona, grzechy wybaczone, modlitwy wysłuchane. Bóg też wysłuchał naszą prośbę o posadę. Drugie nieszczęście odwrócił od nas, że ciasny umysł ludzki przeraża się wielkością potęgi i wszechmocy Bożej.

Chryste Miłosierny! Chcemy odtąd życie przeżyć u stóp krzyża Twego i łzami wdzięczności obmywać otwarte najświętsze rany Twoje.

Matko Przenajświętsza Niepokalana!, przez Którą wszelkie łaski z Najsłodszego Serca Jezusowego na nas spływają, dozwól nam chwalić Cię! Daj nam moc przeciwko nieprzyjaciołom Twoim!