Fatima

(Dokończenie)

Matka Boża z Fatimy
Matka Boża z Fatimy

Nadchodzi wreszcie dzień 13 października. Mimo ulewnego deszczu, który zmienia Cova da Iria w jedno jezioro błota, 70-cio tysięczny tłum wyściela kotlinę i okoliczne wzgórza. Są tu tym razem przedstawiciele wszystkich warstw społecznych, przedst. władz, rządu, nauki, dygnitarze Kościoła, dziennikarze, fotografowie, przede wszystkim jednak gorąco wierząca, pobożna ludność z najodleglejszych stron Portugalii, która klęcząc w błocie, odmawia za dziećmi głośno różaniec - i czeka.

O dwunastej Pani się zjawia. Jak zwykle widzą Ją tylko dzieci. Jak zwykle mówi z Nią tylko Łucja. Pod koniec widzenia, powtarzając za oddalającą się Panią majestatyczny ruch Jej ręki, mała wskazuje na niebo i krzyczy do tłumów:

- Patrzcie na słońce!

W tej chwili chmury się rozstępują, deszcz ustaje i na przeczystym błękicie jawi się słońce. Nagle w oczach oniemiałego tłumu słońce zaczyna w błyskawicznym tempie wirować wokół własnej osi, podobne do gigantycznego, purpurowego koła, z którego na wszystkie strony rozpryskują się płachty światła - żółte, niebieskie, fioletowe, zielone, pomarańczowe - o takim nasileniu barwy, że wszystko - chmury, wzgórza, drzewa, kamienie, trawy i ludzie

- mienią się jaskrawo wszystkimi kolorami łączy. Trwa to kilka minut. Słońce się zatrzymuje i po chwili zaczyna znów wirować. Trzy razy staje i trzy rzuca się ponownie w ów wir zawrotny. Wreszcie - ku przerażeniu patrzących - zdaje się odczepiać od firmamentu i jak straszliwa, ognista kula toczyć wprost ku ziemi. Nieludzki, obłędny strachem krzyk wybucha z dna doliny. Ludzie są pewni, że to koniec świata. Płacz, panika, głośno czynione akty skruchy, wyznania wiary mieszają się z bezładną modlitwą do ziemi przypadłego tłumu. Wtem słońce przybiera normalny wygląd i nieruchome zawisa na błękicie.

Owo jedyne, nie mające precedensu, zjawisko trwało 12 minut. Było widziane bez wyjątku przez wszystkich, tak wierzących jak i niewierzących, i to nie tylko tam, na miejscu, ale i w odległości kilku kilometrów od Fatimy, przez ludzi, którzy o niczym nie wiedzieli, na żaden cud nie czekali, a więc nie mogli ulec zbiorowej sugestii, gdyby tu o takiej mogła być mowa. Żadne obserwatorium świata nie zanotowało tego zjawiska. Rzecz zatem była najkompletniej nadprzyrodzona, a tak oczywista w dodatku, że jej nie mogli kwestionować najzagorzalsi nawet wrogowie Fatimy.

Tak więc, w bardzo pobieżnym skrócie wyglądało to, co w czasie 6 objawień się Matki Bożej, widzieli ludzie w Cova da Iria... A co od "Pięknej Pani" słyszały dzieci? Podajemy też bardzo ogólny skrót.

Przyszłam ratować świat.

Oto powiedziała im, że jest Matką Bożą Różańcową, a przyszła po to, aby ratować świat. Tylko Ona wrócić mu może prawdziwy, trwały pokój. Zwycięstwo nad złymi mocami oddał Bóg Jej Niepokalanemu Sercu. Poleciła dzieciom, aby nawoływały do pokuty, zmiany życia, nawrotu do Boga, aby modliły się za grzeszników i za dusze czyśćcowe. Ostrzegała, że choć wojna ma się ku końcowi (był to r. 1917), to jednak jeśli świat Jej nie usłucha, niebawem wybuchnie druga - stokroć straszniejsza od pierwszej... Jedynym ratunkiem dla ludzkości jest nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca. Żądała uroczystego poświęcenia temu Sercu całego świata oraz praktykowania tzw. "pierwszych sobót", to jest: ofiarowywania przez 5 miesięcy z rzędu, w pierwsze soboty miesiąca, wynagradzającej Komunii św. za zniewagi wyrządzone temu Sercu, oraz odmawianie tego dnia, w tej samej intencji, całego różańca, przy kolejnym rozpamiętywaniu jego tajemnic.

"Jeśli mnie świat usłucha - mówiła dziewczynkom - źli się nawrócą i nastanie pokój. Jeśli nie, niecna propaganda rozprzestrzeni swe błędy po całym świecie, wzniecając wojny i prześladowania Kościoła. Dobrzy będą męczeni. Ojciec Św[ięty] będzie musiał dużo wycierpieć, a wiele narodów ulegnie zniszczeniu... Ale w końcu Moje Niepokalane Serce zatryumfuje".

Uroczysty akt poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi został dokonany przez Ojca Św[iętego] w dniu 31. 10. 1942. "Pierwsze soboty" jednak nie rozkrzewiły się w czasie tych 20 lat tak, jak o to prosiły dzieci. Mało kto o nich wie, mało kto je uprawia. Może jedna Portugalia usłyszała to wezwanie i może dlatego - tak w czasie obecnej wojny, jak podczas domowej wojny w Hiszpanii - pożar nie przerzucił się do ojczyzny trojga pastuszków. Żyje z nich już tylko Łucja, która wstąpiła do klasztoru. Chłopiec umarł w roku 1919, a jego siostrzyczka w 1920 r. Kiedy po 15 latach otwarto jej trumnę, znaleziono ciało świeże, różowe i nietknięte przez rozkład.