(autentyczne)
Na skraju lasu stała leśniczówka. Mieszkańcy jej pędzili żywot spokojny i radosny. Szczęście opromieniało ich dom. Małżonkowie L., obdarzeni dwiema ślicznymi córeczkami, żyli w spokoju i radości. Okoliczni mieszkańcy z podziwem spoglądali na tę rodzinę.
Lecz oto na widnokręgu pokoju pojawił się złowrogi obłok - niesnaski rodzinne. Znajomi zauważyli ze zdziwieniem rozdźwięk w domu leśniczego. Widziano czasem zapłakaną jego żonę.
Potem w okolicy rozeszła się wiadomość, iż leśniczy zamierza wszcząć kroki o uzyskanie rozwodu, aby poślubić nauczycielkę S... Wieść ta wprawiła wszystkich w zdumienie; niestety, te pogłoski były prawdziwe!
* * *
Napróżno pani L. starała się nakłonić swego męża na drogę uczciwości, by do domu wróciła pogoda i szczęście... Nic nie pomagał płacz i błagania.
- Jeżeli nie zgodzisz się na rozwód, to i; bez twego pozwolenia ożenię się - wyrzekł do żony!
- Małżeństwo - to Sakrament święty i nie wolno go dobrowolnie łamać - odparła zapłakana kobieta.
- Głupiaś! - krzyknął. To księża wymyślili ten "Sakrament". Ożenię się z nią i basta!
- Oby cię Bóg nie skarał - odpowiedziała.
Leśniczy wyrzekł jakieś przekleństwo, zatrzasnął drzwiami i wyszedł z mieszkania.
* * *
Było to 5 czerwca 1933 r. w drugi dzień Zielonych Świąt. Po1 wyboistej drodz-3 jechał leśniczy do swej "narzeczonej". Zakupił w mieście szereg podarunków za zaoszczędzone pieniądze, które zabrał, aby przypadające jutro imieniny połączone z zaręczynami, uprzyjemnić i uświetnić.
Po drodze mijał znajome twarze sąsiadów, powracających z nieszporów. Kilku z nich dziwnie się uśmiechało... Irytowało go to; przypomniał sobie słowa żony: "Oby cię Bóg nie skarał". Stanęła na chwilę przed jego oczyma izba rodzinna...
- "Prędzej" - krzyknął na woźnicę, chcąc uniknąć szyderczych spojrzeń i turkotem kół zagłuszyć głos sumienia.
Konie ruszyły szybkiem tempem.
Wtem - wózek się rozrywa, leśniczy upada ciężko na szosę... Głową uderzył o kamień, aż mózg się rozprysnął. Przybiega kilka najbliżej idących osób.
Widzą nieszczęśliwego z rozbitą czaszką, pozbawionego już przytomności... W stanie beznadziejnym zabierają go do najbliższego domu... Wzywają księdza... Kapłan przybywa, udziela tylko Ostatniego Namaszczenia, na spowiedź już za późno...
Głęboka zaduma zaległa na twarzach zebranych... Wokół ciche szepty... I mimo woli każdy myślał tylko o jednym: przypadek, czy też sprawiedliwa ręka Boska. Raczej to drugie. Bo Bóg jest sprawiedliwy i lekceważenie przykazań Swoich karze surowo. Zwykle czeka cierpliwie na opamiętanie, ale czasem uderza zaraz, aby surowy i doraźny wyrok był ostrzeżeniem dla innych.