Dziwne powołanie
Drukuj

W historji najnowszych czasów Francji wielką rolę odegraj w Paryżu socjalista - mason, wróg krzyża i Kościoła - Jean Jaures. Był to wielki człowiek świata masońskiego, czyli szatańskiego, który niczego nie oszczędził, by czy to w prasie, czy też w rządach, na które wielki wpływ wywierał, zohydzić krzyż, duchowieństwo i zakony, których przedewszystkiem był nieprzejednanym wrogiem. Do tego stopnia był cynikiem w życiu prywatnem, iż jedynaczkę swą córkę oddał pod opiekę również wrogo usposobionej osoby, wychowującej ją bezbożnie i wrogo do Kościoła św. i Wiary.

Ciekawe było zdarzenie w życiu panny Jaures, które podaje jedno z pism francuskich:

Pan Jaures upojony zwycięstwami, odniesionemi w polityce, siedzi spokojnie w swym gabinecie. Naraz słyszy ciche stukanie do drzwi. Wchodzi jego jedynaczka, umiłowana córka, 21 lat licząca. Słowa zwykłych grzeczności są wstępem dla nowej tragedji rodzinnej pana Jauresa.

- Czego sobie życzysz? - pyta po chwili ojciec.

- Byłabym bardzo szczęśliwa, ojcze, gdybyś pozwolił mi pozostać w domu cały dzień.

- Skądże ta tęsknota do samotności - pyta zdumiony pan Jaures - Nie lepiej byłoby pójść na bal, abyś wreszcie dokonała wyboru dla swej przyszłości?

- Ojcze drogi, chyba nie będziesz mnie zmuszał do wyboru, ktoryby był przeciwny memu życzeniu.

-Ależ, oczywiście, że nie... Choćbym zresztą chciał, nie mogę tego uczynić, bo jesteś już pełnoletnią, moja droga. A może już zrobiłaś wybór?

- Tak jest, ojcze!...

- A jak się nazywa ten szczęśliwiec?

- Drogi ojcze! Mój szczęśliwiec, a raczej oblubieniec jest tak potężny i szlachetny, że o nim tylko milczeniem mówić wypada Czy rozumiesz mnie, ojcze?... Mam nieprzeparte pragnienie... zaślubić się Bogu - w klasztorze...

Jean Jaures

Chwila długa milczenia ... Pan Jean Jaures czyni wysiłki opanowania swego gwałtownego gniewu, zmieszania i załamania duchowego... Po chwili rzuca pytanie nie bez zdziwienia:

- A skądże takie powołanie i postanowienie zarazem?...

- Jeśli chcesz wiedzieć, to, proszę, posłuchaj, tatusiu. Minęły już cztery lata od dnia, w którym z moją wychowawczynią p. V. byłam na przechadzce. Znalazłyśmy się na pewnej uliczce, gdzie spostrzegłam na ziemi potrzaskaną figurkę Pana Jezusa, leżącą przed zniszczonym i połamanym przez gawiedź uliczną krzyżem. Widząc tak połamaną i zdeptaną pasyjkę, natychmiast zabrałam się do pracy, bo litość jakaś wezbrała mi w sercu. Zebrałam kawałeczki figurki, złożyłam je i otrzymany korpus umieściłam u podstawy krzyża. Moja opiekunka i wychowawczyni z początku nie przeszkadzała memu dziełu, ale gdy spoglądałam z pewnem zadowoleniem na dokonaną pracę i wysiłek, zbliżyła się i brutalnie nogą podeptała wizerunek Chrystusa. Odpowiedziałam milczeniem.

I tam, drogi tatusiu, u stóp zhańbionego krzyża zrodziło się powołanie do zakonu. Jezus znieważony w swej figurce dał mi to powołanie...

Odtąd Bóg jest mi wszystkiem, tęsknię za Nim a cała przyroda j przemawia do mnie o chwale Boga. Śmierć, tatusiu, nie jest snem, bo tęsknota za wiecznością pali się we mnie płomieniem. Pragnę umrzeć i należeć do Chrystusa, żal mi tylko ciebie, ojcze drogi. Dlatego też modlę się jak umiem i rozumiem, błagam tego Jezusa pohańbionego, abym mogła z Nim współpracować za te grzechy, które Mu ludzkość w swem zaślepieniu wyrządza. Wreszcie abym dostąpiła łaski oglądania wiecznie, w nieskończoności tego Boga, Którego obecnie uwielbiam. Nie zapomnę, drogi mój ojcze i o tobie. Błagać będę i żebrać u Jego miłosierdzia o litość i zmiłowanie nad tobą, przeto ofiaruję się niepodzielnie najszlachetniejszemu Oblubieńcowi i Jego chcę być w wieczności...

Faktem jest, iż córka wielkiego przywódcy socjalistów i masonów francuskich wstąpiła do zakonu i prowadzi życie pełne pokuty i przebłagania za życie ojca.

Tak to Bóg zbiera kwiaty serc wyrosłe nawet wśród ziemi bezbożności. O, cóż to za zaszczyt i szczęście - być ofiarą przebłagalną za grzechy ślepej ludzkości. A jakżeż wielu nie rozumie tego i zrozumieć nie chce, że prawdziwe powołanie stawia dusze ludzkie i serca wysoko ponad nizinami grzechu i brzydotą świata, szarpanego samowolą i chęcią użycia.

Fakt ten niech zwróci uwagę służalców świata i pouczy ich o znaczeniu słów P. Jezusa: "Kto chce za mną iść, niech sam siebie zaprze i weźmie krzyż swój, a naśladuje mię" (Mat. 16. 24). "Bo cóż pomoże człowiekowi, jeśliby, wszystek świat zyskał, a na duszy swej szkodę poniósł?" (Mat. 16. 26).