Dzień Zaduszny

Cichutko, spokojnie... Lekki wiaterek szemrze tylko zżółkłemi już listkami, jakby szeptał: święto, święto, wielkie święto!... Tak, dziś wielkie święto, dziś dzień umarłych!...

Na świecie pochmurno, szaro, jakoś dziwnie smutno... Świat jakby żałobą okryty. Z wysokiej wieży wiejskiego kościółka rozlega się głuchy odgłos dzwonu. Odbija się echem w szarych, słomianych strzechach, by mieszkańcy ich szli do Pana nad pany słać gorące modły za dusze zmarłych. Dźwięk dzwonu odbija się głuchem echem w oddali, ale równo, spokojnie i smutnie... aż zcichł powoli i skonał. Ciągną bez końca tłumy wiernych, śpieszą starcy, młodzież i dzieci. Twarze skupione, poważne, zamyślone. Wszyscy idą odwiedzić mogiły zmarłych, ukochanych osób. W kościele organ gra. Słychać cichy szept modłów... chylą się kornie głowy przed Najświętszym Sakramentem. Niejedno serce skarży się do Boga, niejedna łza gorzka spadnie, a z piersi wyrwie się ciężkie westchnienie.

cmentarz
Cmentarz nad brzegiem morza

Procesja. Idą czarne chorągwie, lud płynie jak rozkołysana fala; bez końca. Biją dzwony. Zrazu ciszej, potem głośniej, głośniej... Ach, jak ten dzwon się rozkołysał!... Jakby płakał i jęczał, jakby żalił się... Dźwięk jego łączy się z śpiewem wiernych: "Dzień on dzień gniewu Pańskiego" - płynie pieśń potężna, prosząca, przed tron Pana Zastępów i Matki Jego.

Cmentarz.

Przed nami mogiły, mogiły... zda się; że nie ma końca. Ten zawsze cichy i smutny cmentarz, dziś ożył; Tłumno i gwarno, rozbrzmiewają pieśni i modlitwy. Groby mienią się od kwiatów, szarf i wieńcy. Cudnie odbijają się ich barwy od bladych, migotliwych płomień świec. Klęczymy nad grobami z modlitwą na ustach, ze łzą w oku i wspomnieniem bolesnem rozstania się z ukochaną osobą. Tu leżą nasi ojcowie, bracia i siostry. Śpią snem twardym... wiecznym...

Wśród tylu pięknie przybranych grobów jest jeden samotny i opuszczony. Porosły suchą trawą i ziołami, zasypany wyżółkłemi liśćmi. Nad nim miast postaci modlącej się gorąco, pochyliła się brzoza płacząca i zwiesza pożółkłe szeleszczące listki, jakby go tuliła do siebie, szepcąc cicho pacierze... Czemu ten grób opuszczony? Pewnie niema tu nikogo z bliskich?...

Nagle stanęła przy nim kobieta z małym chłopczykiem.

- Patrz, synku - rzekła - widzisz tę mogiłkę, jaka opuszczona, nie ma tu nikogo z bliskich, by się nią zajął. Smutnie zwiesiła głowę.

- Tak samo jak nasza - synku - naszego tatusia, tam na obczyźnie. Pewnie również zaniedbana i opuszczona. Wiesz synku, zajmijmy się nią. A może i naszą mogiłkę, tam w obcym kraju, czyje ręce oczyszczą z traw i zielsk a usta wyszepczą słowa gorącej modlitwy.

I łza gorzka i ciężka spadła po jej wymizerowanej twarzy. Za chwilę opuszczona mogiłka zmieniła się nie do poznania. Znikły trawy i chwasty, a miejsce ich zajęły zielone wieńce i białe kwiaty. Nad nią dwa zbolałe serca słały ku Bogu gorące modły, a myśl ich uciekała do kochanej, opuszczonej mogiły, która od nich była tak bardzo daleko...

Ileż jest takich grobów opuszczonych?... Tysiące!

A więc pamiętajmy o nich, nie tylko oczyśćmy je z chwastów alg i klęknijmy, mówiąc szczerą, gorącą modlitwę. Bo ci umarli swoich mają daleko, albo nie mają ich już wcale.

Zaczyna się ściemniać.

Tłumy żegnają się ze swoimi. Ostatki świec i lamp dopalają się, rzucając migotliwe blaski na rozłożone opodal kwiaty i wieńce. Niedługo zgasną zupełnie i cisza cmentarna zalegnie znowu gwarne teraz aleje.


O jak dobra i łaskawa jest Przenajświętsza Panna dla dusz czyśćcowych, ponieważ pośrednictwem Swem wyjednywa im ciągle ulgę i ochłodę.

Św. Wincenty Ferrerjusz