Dzień święty święcić

Jest rzeczą zastanawiającą, jak bardzo ludzie obojętni wobec Boga są sprzeczni sami z sobą w myśleniu i postępowaniu. Za przykład mogłaby posłużyć każda dziedzina. Rozpatrzmy choćby przykład pracy.

Niedowiarek nienawidzi pracy. Jest mu ona nieznośnym ciężarem, o którym myśli z obrzydzeniem. Toteż nigdy jeszcze wytwory ludzkiej pracy, zarówno w przemyśle jak rzemiośle czy sztuce nie były tak liche i brzydkie jak dziś, gdy przeważa na świecie obojętność dla Boga. Gdy brak Boga w sercu, braknie tam zarazem zamiłowania do obowiązku, do twórczości. Z drugiej strony ten sam niedowiarek, nie wierząc w życie pośmiertne, chce użyć doczesnego, a do tego potrzeba stale pracować. Nie ma dla niego święta, jest tylko wieczny, szary dzień pracy.

Natomiast katolik, miłujący Boga, ceni wysoko pracę. Uznaje ją za służbę Bogu i bliźniemu, za którą otrzymuje nagrodę na ziemi i w niebie. Stąd u prawdziwego katolika znajdujemy zamiłowanie do pracy i obowiązkowość, gorliwość i dobre wyniki.

Ale tak ceniąc pracę katolik nie uważa jej za dobro najwyższe, jak niedowiarek. Nie poświęca jej całego czasu, myśli i serca, bo to się należy przede wszystkim Bogu. Na modlitwę, czyli obcowanie z Bogiem myślą, sercem i nawet ciałem poświęca katolik najcenniejszy czas dnia i tygodnia.

Regularnie co sześć dni mamy jeden dzień całkowicie Bogu poświęcony - niedzielę. W dniu tym publicznie i zbiorowo mamy oddać Bogu cześć i przedłożyć Mu nasze prośby, wdzięczność i przebłaganie za przewinienia. Tego bardzo wyraźnie żąda Sam Bóg: pamiętaj, abyś dzień święty święcił.

Ze smutkiem jednak trzeba wyznać, że między katolikami rozszerzyła się zaraza obojętności wobec Boga, a za nią i wobec święcenia niedzieli. Przykłady tego widzimy na każdym kroku. W mieście każdy prawie sklep w niedzielę handluje, przekupnie handlują. Obok kościoła stawia się podczas sumy dom. Coraz częściej po wsiach urządza się w sobotę zabawy, a całe popołudnie świąteczne przesypia lub spędza na zebraniu czy zbiórce.

Jakże łatwo polski katolik się tłumaczy, że nie był na Mszy św. w niedzielę. A to go bolała głowa, a to zapomniał, a to zaspał, a to nie miał nastroju, pogoda brzydka. itd. itp. Cóż za głupota i podłość: uganiać się za pieniądzem, wymawiać się błahostkami, a gardzić dobrym Chrystusem i Jego Ofiarą. Matka Boża w objawieniu się w La Salette najsroższe kary zapowiadała nie za pijaństwo, kradzieże, mordy, nawet rozpustę, ale za bluźnierstwo i nieprzestrzeganie świętego dnia.

Wstyd i hańba tym katolikom, którzy nie chodzą do kościoła na Mszę w niedziele i święta i spełniają ciężkie i zarobkowe prace w te dni!

Wszystkie inne grzechy przeciw bliźniemu i sobie, jak rozpusta, morderstwo, pijaństwo, kradzież, które nas tak oburzają, tylko stąd właśnie pochodzą, że człowiek nie chce oddać Bogu czci, ani w zwykły dzień, ani w niedzielę. Zapominanie o Bogu prowadzi do zbrodni przeciw bliźniemu. I więzienia nie pomogą, jeśli nie pomoże kościół. To jest prawda podstawowa.

Można by dużo pisać o korzyściach święcenia dnia świętego. Człowiek w czasie Mszy św. odpoczywa w Bogu, swym Ojcu najlepszym. Zarzuca na ten dzień ziemię, opuszcza fabrykę, nabiera sił na przyszłą pracę, podnosi się wzwyż. Czuje, że jest człowiekiem. I przez to może lepiej potem pracować i więcej stworzyć. Nikt się tyle nie modli co zakonnicy. A oni to przecież stworzyli Europę, jej kulturę jej urządzenia, nauczyli rolnictwa, hodowli, ogrodnictwa. W żadnym kraju tyle i tak często nie chodzi do kościoła jak w Holandii. Ale też Holendrzy są tak pracowici, że w ciągu wojny potrafili wydrzeć morzu 50.000 hektarów ziemi. Na pobożności nikt nie stracił, a zawsze zyskał, nawet materialnie.

Święćmy niedzielę! Pamiętajmy na przypowieść o bogaczu, który gromadził bogactwa, pobudował spichlerze, nie wiedząc, że tej nocy, kiedy cieszył się, że przez długie lata może odtąd używać, przyjdzie mu umrzeć! Pamiętajmy, że bez Chrystusa nic uczynić nie możemy, że "Jeśli domu sam Pan nie zbuduje, daremnie nad nim rzemieślnik pracuje". Odpoczynek od pracy dla ciała i złączenie z Bogiem dla duszy - po to jest dzień święty.