DWIE MINUTY
Drukuj

Dnia 1 stycznia 1889 r. miało w Kalifornji nastąpić całkowite zaćmienie słońca. Czterech profesorów amerykańskiego uniwersytetu w St. Louis, choć byli protestantami, zaprosiło słynnego astronoma, Jezuitę, O. Charoppin, by wraz z nimi wziął udział w obserwacjach astronomicznych.

Dnia 25 grudnia wybrali się wspólnie w drogę. Pięć dni i pięć nocy pędził pociąg. Uczeni pracowali bardzo pilnie w wagonie, przygotowując potrzebne obliczenia i tabele matematyczne. Dnia 31 grudnia stanęli u celu podróży. Całą noc spędzili na ustawianiu lunet i aparatów fotograficznych. Humor jednak mieli nieszczególny, bo deszcz lał rzęsisty... Mimo to O. Charoppin zachęcał kolegów, by nie tracili nadziei i zaręczał, że podczas samego zaćmienia chmury się rozstąpią przynajmniej na dwie minuty.

- Ojcze - rzekł profesor Pritschett - możeś ty jaki prorok?

- Nie jestem wcale prorokiem, ani jego synem.

- Więc skądże możesz z całą pewnością twierdzić, że jutro słońce z poza chmur się wychyli?

- Gdybyście mieli - odparł uczony zakonnik - tak silne podstawy ufności jak ja, tobyście równie pewni byli, że jutro w samą porę, bodaj na dwie minuty, będziemy mieli cudną pogodę! Do pracy panowie! Nie traćmy czasu!

- Więc niechże nam ksiądz wyjaśni, na czem opiera się nadzieja waszmości!

- Wiecie panowie - odpowiedział O. Charoppin - że mamy w niebie dobrą i przemożną Matkę. Otóż dziś i jutro cały dzień w St. Louis tysiące niewinnej dziatwy, zakonnic i dusz pobożnych będzie się modliło o pogodę. Jestem pewny, że ta prośba będzie wysłuchana.

- O! chciałbym mieć taką wiarę - zawołał profesor Pritschett. - A jeśli pogody nie będzie, to ksiądz pójdzie jutro stąd pieszo do Ogden?

- Poszedłbym! Lecz pewny jestem, że ma dobra Matka oszczędzi mnie staremu 800 kilometrów drogi.

- Więc zakład?! - wołali profesorzy.

- Zgoda! - rzekł O. Charoppin. - Lecz jeśli na dwie minuty słońce z poza chmur wystąpi w chwili zaćmienia całkowitego, to uznacie nad sobą rządy Boskiej Opatrzności i wraz ze mną klęcząc odmówicie Zdrowaś Marjo!

Protestanci przyjęli układ.

Podano śniadanie. Pogoda się nie poprawiała. O. Charoppin zaczął mówić różaniec i w cichych westchnieniach powtarzał: "Matko Najświętsza! Idzie o Twą sławę! Nie dopuść, by ci heretycy szydzili z naszej ufności w Twoje wstawiennictwo wszechmocne u Syna!"

Godzina zaćmienia się zbliżała. Niebo, jakby zamurowane chmurami. Astronomowie utracili nadzieję. Na kwadrans przed zaćmieniem wszedł na salę O. Charoppin i polecił, by każdy zajął miejsce przy teleskopie. Poprawiając swój instrument i uśmiechając się szyderczo rzekł prof. Nipher:

- Czy może spodziewasz się Ojcze, że tu aniołowie przyjdą i porozmiatają chmury?

- Właśnie na to liczę! - odparł zagadnięty.

- A może ksiądz i aniołów odfotografuje? - dorzucił inny.

Brakło 10 minut do zaćmienia. Nagle zwały chmur się rozstąpiły. Ukazało się słońce już w części zasłonięte przez cień księżyca. Z piersi astronomów wydarł się okrzyk radości.

Podczas całkowitego zaćmienia, które trwało 2 minuty, żaden obłoczek nie przesłonił widoku. Triumf Marji był zupełny.

Po skończonych obserwacjach wzruszeni astronomowie uścisnęli dłoń O. Charoppin, a p. Pritschet oświadczył: - Wszyscy zostaniemy katolikami!

Na wezwanie Jezuity wszyscy uklękli i odmówił "Zdrowaś Marjo", niektórzy po raz pierwszy, ale nie ostatni.

Cześć Marji


Słabo miłują Marję ci, którzy poczytując się za Jej miłośników, nie często jednak o Niej mówią i nie starają się, aby i drudzy Ją miłowali.

ŚW. ALFONS LIGUORI