Dusze głodne prawdy i szczęścia
Rycerz Niepokalanej 1/1948, grafiki do artykułu: Dusze głodne prawdy i szczęścia, s. 7

Opisy zdjęć powyżej: [z lewej] W kaplicy Niepokalanowa japońskiego na modlitwie [z prawej] Szczęśliwa matka Helena Donohoe, Amerykanka, w otoczeniu swych dzieci: 3 zakonnic i 3 kapłanów, z których Hugh został mianowany biskupem w San Francisco.


Listy, jakie otrzymujemy od czytelników "Seibonokishi", są niekiedy bardzo piękne i pocieszające. Widać, że Niepokalana działa przez "Rycerza" zarówno wśród katolików jak i pogan. Jeden się nawraca, drugi poprawia życie, inny porzuca złe nałogi lub myśl samobójstwa, jeszcze inni zwracają się po informacje o religii, o celu człowieka, o celu cierpienia itd.

Przy furcie też obfite żniwo. Młodzieniec, który skończył szkołę średnią i oficerską, i przez długi czas badał najpierw buddyzm, potem protestantyzm, niezadowolony z wyników dotychczasowych badań przychodzi do nas z zapytaniem, czy u was jest prawdziwa religia co daje zadowolenie i szczęście wewnętrzne. Po długiej rozmowie odsyła się go do sierocińca, by przez dłuższy czas mieszkając razem przypatrzył się życiu i nauce naszej. Obecnie czuje się bardzo szczęśliwy, bo zdaje mu się, że znalazł to, czego szukał. Studiuje gorliwie katechizm.

Inny, nauczyciel szkoły powszechnej, długo studiował naszą religię, a teraz spisawszy sobie wszystkie trudności religijne przyjechał do klasztoru, by tu prosić o ich rozwiązanie. Słucha bardzo gorliwie, idzie do kościoła, modli się jeszcze gorliwiej, potem wraca do rozmównicy, do swojej celi, rozmyśla nad usłyszanymi prawdami, czyta, znowu słucha i staje się coraz szczęśliwszy. Dotychczas jeszcze nie skończył swych poszukiwań prawdy. Potrzeba mu jeszcze dużo łaski Bożej do zrobienia ostatniego kroku.

Z pobliskiego miasta przyjeżdża nauczycielka bardzo inteligentna, zwabiona tutaj przez jedną ze swych katolickich koleżanek. Dużo ma trudności, zwłaszcza natury praktycznej, bo rodzina jest buddyjska, a w razie, gdyby ona przyjęła religię katolicką, trzeba by się z rodziną pożegnać, albo rodzina by się jej wyparła. Trudny wybór między rodziną a religią.

Młoda urzędniczka z dalekiego miasta przyjeżdża w wolnym czasie do nas, do klasztoru na dzień lub dwa, również zwabiona przez koleżankę a bezpośrednio przez br. Zenona. Zobaczyła br. Zenona w ogonku czekającego na swoją kolejkę. Ponieważ br. Zeno przez pomyłkę wybrał złą kolejkę, ona podchodzi do niego i udziela mu informacji. Br. Zeno korzysta z okazji, daje "Rycerza" i zaprasza do Nagasaki. Od tego czasu przyjeżdża na duchowne rozmowy, a w domu miejscowego księdza studiuje katechizm. Czysta dusza jak kryształ, przyjemnością dla niej jest czynić dobrze drugim.

Jeden młodzieniec, wróciwszy z wojska, gdzie nie mało nabroił, przyszedł do nas z prośbą, by go ochrzcić. Religię naszą zna dokładnie. Pracuje u Amerykanów, w mieszkaniu powiesił sobie krzyżyk i obrazek Niepokalanej, i gdy się go pytają: czyś ty katolik? odpowiada, że tak, dodając podobno w sercu, że katolik duchem. Wiele ma różnych wątpliwości, które pragnie przed chrztem porozwiązywać sobie.

Z wioski, gdzie jest nasz sierociniec przychodzi jedna młoda niewiasta z gorliwej rodziny buddyjskiej. Przy pierwszym przypadkowym spotkaniu powiada, że ma krzyżyk na sobie, który dostała od jakiejś koleżanki. Bardzo chętnie słucha rozmów katechizmowych, żegna się święconą wodą, chodzi na błogosławieństwo Najśw. Sakramentem, do naszej groty lurdzkiej, a raz, gdy towarzyszki wybierały się gromadnie do morskiej kąpieli, ona pobiegła do naszego kościoła i na katechizm.

Trzy dziewczynki z protestanckiej szkoły, mimo zakazu rodziców, uczęszczają wytrwale do nas na katechizm.

Podobnie jeden chłopak, mimo sprzeciwu rodziny, ukradkiem przychodzi do nas na lekcje religii. Ze chrztem trzeba czekać, aż trochę podrośnie i uniezależni się od rodziców.

Pewna inteligentna mamusia z pobliskiego miasta przyjeżdża koleją ze swymi dziećmi i prosi, żeby ją uczyć katechizmu, bo chce zostać katoliczką.

Było też w międzyczasie i parę chrztów w naszym kościele, a resztę odsyłamy do parafii. Na ogół jednak nawróceń w Nagasaki jest niewiele. Po innych miastach i stronach Japonii jest ich bardzo dużo.

W mieście zwanym Shimonoseki jeden ks. jezuita ma codziennie ok. 40 katechumenów. W Hiroshima, gdzie pracuje 4 jezuitów, codziennie mają 120 katechumenów. Na jednej wyspie, gdzie prawie nie ma katolików, 445 dzieci pogańskich uczy się katechizmu. W Tokio prawie połowa ludzi w kościele, to poganie.

Ludzie teraz zwracają się do religii.

Proszę gorąco o modlitwę.