Nie miałem śmiałości prosić Pana Jezusa o pewną łaskę, której bardzo potrzebowałem; myśl, że zawiniłem i słuszną ponoszę karę, odejmowała mi wszelką ufność w możliwy skutek prośby.
Lecz naturalny pęd dziecka skierował mię do Matki, Najśw. - Przecież Ona jest moją Matką - pomyślałem - Matka na pewno wysłucha swoje dziecko.
Pełen więc otuchy, przedstawiłem prośbę Niepokalanej Matce i byłem przekonany, że mię wysłucha.
- Matko, wołałem z głębi serca, widzisz jak bardzo potrzeba mi tej łaski; do Ciebie się udaję, ponieważ jesteś moją Matką, Jezusa nie śmiem o to prosić, gdyż za winy słuszną ponoszę karę. Lecz Ty, Matko najlepsza, z pewnością się ulitujesz.
I tak przez dni parę z dziecięcą miłością i ufnością wzywałem Matki Najśw. Ufność, niby obfite źródło, podsycała mą duszę: spodziewałem się, że zostanę wysłuchany.
Lecz... milczenie ze strony Matki, było jedyną odpowiedzią na wielokrotne błaganie.
Prosiłem jednak dalej. Nie, przestawałem - jakkolwiek ton. zawiedzionej miłości przeważał:
- Gdzież zatem mam szukać pomocy, do kogo mam się udać, o ile Ty Matko mię opuszczasz!?... Ja Cię tak bardzo kocham, tak bezgranicznie ufam. Gdybyś nie była moją Matką, ale, tylko Panią i Królową, nie prosiłbym Cię o tę laskę, gdyż na nią nie zasłużyłem. Ale u Matki można wszystko wyprosić - więc proszę Cię, Matko Najświętsza, racz mię wysłuchać! Okaż mi się Matką!... Niemożliwe, byś opuściła mię, dziecko Swoje. Mogę zatem ufać, prawda, ukochana Matko?...
Minął jeden dzień niecierpliwego oczekiwania, minął i drugi. Z ust moich wyrywało się coraz gorętsze: "Okaż mi się Matką!" -
I znowu zawód mię spotyka. Matka Najśw. - jakgdyby wcale nie słyszała moich próśb.
Dla mojej ognistej natury było to wielkim upokorzeniem. Nie mogłem tego przeboleć. Gorycz zawodu wgryzała się w serce i powoli rozrywała więzy, łączące mię z Matką Najśw.
- Co pocznę, wolałem; - do kogo pójdę?...
- Matko, jęknąłem z głębi serca, Tyś nie powinna patrzeć na moje zasługi, jak to czyni Jezus; On jest Sędzią, ale Ty... Matką nam jesteś! święci tak cudownie piszą o Tobie i Twym miłosierdziu dla największych nawet grzeszników, chcących się nawrócić. Czyż tylko, ja mam być od Ciebie odrzucony? czy tylko ja jeden mam zwątpić o Twoim miłosierdziu, dobroci?...
- Matko!... Matko droga!...
I płakałem, lecz nie wiem dlaczego; czy może dlatego, że miłość moja została zraniona; - czy może dlatego, by wzruszyć serce Matki Najśw.? - nie wiem.
Lecz i ten okrzyk zbolałego serca dziecka nie przyniósł również pożądanego skutku.
Zwątpienie zatem zaczęło mię opanowywać. Było mi ciężko, nieznośnie. Chciałem nawet do reszty stłumić iskrę ufności i miłości ku Matce Najśw. - Na nic moje wysiłki! - Na nic to potężne wezwanie!...
- Szkoda, że o tę łaskę prosiłem Matkę Najśw.; Ona widocznie nie jest dla mnie Matką; już nie będę... przemknęło jak błyskawica przez moją głowę.
Już... już skłaniałem się do tej diabelskiej propozycji... W której świtała dla mnie gwiazda szczęścia(!). - Toż to bluźnierstwo - przyszło mi na myśl w tej chwili.
Uląkłem się. Nie wiedziałem, co czynię... Jednak, mimo, że serce moje było wzburzone tym przejściem, odsunąłem od siebie ostatkiem nadłamanej woli to szkaradne bluźnierstwo.
...Duch mój osłabł. Czułem się, jakby przygnieciony ciężarem, z którego żadne szamotanie się nie uwolni. Nie myślałem już o niczym. Również mało obchodziło mię to, o co przed chwilą prosiłem. Pewien rodzaj letargu owładnął moje duchowe władze...
Wówczas Matka najmilsza zwróciła się ku mnie i złożyła na mym rozgorączkowanym czole swój matczyny, pełen słodyczy i dobroci, pocałunek. Nowe życie we mnie wpłynęło, iskra ufności ku Matce Najśw. ożywiła się i coraz bardziej zaczęła się rozpalać. Równocześnie przyszło mi na pamięć moje niewłaściwe postępowanie wobec Matki Najśw. Rumieniec wstydu oblał moją twarz. Zwróciłem się zatem do mej Matki, ale jako syn marnotrawny. Rzuciłem się w Jej objęcia i przeprosiłem Ją za moje grymasy.
Teraz już prosiłem, lecz spokojnie; nalegałem, ale słodko. Cały skutek prośby zdałem na dobroć Matki...
O! jak słodki jest uścisk matczyny, jak hojna Jej dłoń! Otrzymałem więcej, niż się spodziewałem. Wprawdzie nie dostałem tego o co prosiłem, ale za to moje siły duchowe się wzmogły, pokora ugruntowała, miłość spotężniała. To, o co przedtem tak usilnie prosiłem, teraz wydało, mi się niewiele znaczącem. Poznałem również, że skutek modlitwy zależy więcej od pokornej ufności, niż od siły błagania.
Lecz, co najważniejsze, dobroć mej Matki okazała się w całej pełni. Nie pogniewała się na mnie, nie zniechęciła, się do mnie z powodu moich grymasów; owszem ukochała mię więcej, a raczej ja pokochałem Ją bardziej...
- O, jak dobra jest nasza Matka - Maryja!...