Do Ojczyzny Zbawiciela

W DRODZE DO ŚWIĘTEGO MIASTA

Na łupinie średniej łodzi zbliżamy się do lądu. Wprost przed nami widnieje stara Jaffa z wrzynającemi się w nieskalany szafir nieba konturami. Na lewo zaś widać stłoczone domy Tel Awiw, nowego, już powojennego i nowocześnie, po europejsku zbudowanego miasta, założonego przez emigrantów żydowskich z różnych państw.

Wstępujemy na zaśmiecony i brudny brzeg. O, bądź pochwalon. Panie, że prócz lśniących bezmiarów morskich stworzyłeś i tę szarą ziemię, na której to zawsze jakoś pewniej i bardziej swojsko czują się "szczury lądowe" - zwykłe śmiertelniki.

Ain Karim
Ain Karim, miejsce urodzenia św. Jana Chrzciciela

Wnet otoczyła nas gromada gapiów. Brudną uliczką zbliżamy się do autobusów, które mają nas przewieźć do Jerozolimy. Zaraz oko uderza klasyczny widok. Oto jakiś drab obładował małego osiołka tobołami i sam Jeszcze wlazł na to wszystko. Biedne zwierzę, tak u nas obelżywie wspominane, ugina się pod ciężarem, ale idzie naprzód.

- Hast du gewidzioł - dolatuje naszych uszu - z Polski pociebowala psijechać wicieczka.

- Przepraszam, czy panowie księża z Polski ? - pyta nas jakiś rodowity "palestyńczyk" z Nalewek czy innych Brodów.

- Tak jest, jesteśmy Polakami - brzmi odpowiedź.

Aj, jak to dobrze! - woła młody żydziak. - A z jakich stron Polski jest ta wycieczka?

- Z całej Polski zbieranina. A panowie skąd?

- Ja z Warszawy.

- A ja z miasta Łodzi - mówi drugi.

- Wśród nas jest również kilka osób z Warszawy.

Ale czas wsiadać do autobusów, by nie powiększać już i tak kilkogodzinnego opóźnienia. Lokujemy się w obszernych wozach i wnet ruszamy, Polscy "palestyńczycy" wracają w stronę Tel Awiw.

- O, proszę, jakie olbrzymie kaktusy - mówi któraś z pątniczek. I rosną swobodnie, tworząc groźny żywopłot, a u mnie w doniczce ledwie taki mały wyrósł i już prawie nie rośnie.

- Na prawo, proszę państwa, widzimy ogrody pomarańczowe - mówi jakiś młody, szczupły ksiądz, którego w czasie drogi nie zauważyłem wśród pątników. Pytam więc sąsiada, co to za jegomość?

- To ks. dr. Gronkowski - wyjaśnia mi -, którego ks. Prymas przysłał tu na wyższe studja biblijne. Przebywa tu już 3 lata i zna doskonale Palestynę. Będzie nam też objaśniał zwiedzane miejsca święte.

Istotnie, czcigodny przewodnik co chwila wskazuje jakiś szczegół, nawiązując do zdarzeń biblijnych.

Suniemy doskonałą, asfaltową szosą. Minęliśmy już podmiejskie ogrody i winnice, obecnie mkniemy wśród pól.

- Patrzcie, państwo, to dopiero 20 maja, a tu już żniwa się kończą. Widzimy pracujących w polu Arabów. Choć to dziś niedziela i Zielone Święta, jednak Arabowie, świętujący w piątek, w niedziele pracują.

Jedziemy drogą wśród pól. Gdzieniegdzie Arabowie i niewiasty uwijają się w skwarze słońca. Mijamy wioski i domki pojedyncze, budowane z kamienia, kryte przeważnie dachem płaskim. Wielbłądy, poważnie "zamyślone", kołysząc się majestatycznie, dźwigają zboże na brzydkich garbach.

- A na jaką pamiątkę chodzi ten wielbłąd tam i z powrotem? - pytam księdza Gronkowskiego, widząc, jak poczciwe bydlę maszeruje flegmatycznie po kupie słomy, rozrzuconej na polu.

Powitanie Jerozolimy
Klękając, witają pielgrzymi ukazującą się ich oczom Jerozolimę

- To nie jest spacer bezcelowy. Tu w ten sposób młóci się zboże - odpowiada ks. Gronkowski. Od czasów ś. p. Ojca Abrahama nic się tu nie zmieniły metody pracy rolnika. A i pod innemi względami tutejsza ludność wykazuje trudny do pojęcia konserwatyzm. To, co odziedziczyli po przodkach, jest dobre i wszelkie ulepszenia są zbędne.

- Teraz rozumiem, patrząc na scenę młócenia, dlaczego to Pismo św. zabrania zawiązywać gębę wołu młócącemu. Bo, spacerując po zbożu, ma on dość sposobności smyknąć po garstce i dla siebie.

- Ale teraz już tego nie przestrzegają. Bez skrupułów zawiązują pyski bydlętom-młockarzom, krzywdząc je.

- A jakże oni zbierają zboże z tej ziemi? Przecież wół czy wielbłąd wbije kopytami ziarno w ten nieubity zagon.

- Ot zbierają razem z plewami i ziemią i rzucają pod wiatr, jak i nasz gospodarz.

Wpadliśmy do miasteczka Ramleh, gdzie znajduje się kościół św. Nikodema i Józefa z Arymatei, cichych zwolenników i przyjaciół P. Jezusa. Nie zatrzymujemy się jednak, bo spóźnienie i tak wielkie.

- Tam oto Jozue w pościgu za pięciu królami - mówi ks. Gronkowski - zatrzymał słońce. Po lewej stronie widzimy wioskę Amwas, gdzie ongiś Juda Machabeusz walczył z Syryjczykami.

Droga wspina się pod górę, biegnąc serpentynami po zboczach gór lub wąwozami. Krajobraz co chwila zmienia się jak w kalejdoskopie. Jednak patrząc na te czerwone lub barwy gliniastej nagie cielska gór, myślę, że nasze Tatry są o całe niebo piękniejsze. Ile to kolorytu i malowniczości nadaje im ciemna szata lasów rozległych, jak cudnie wiją się w dolinach strumienie, a grzbiety, odziane lśniącą chustą wiecznych śniegów, sterczą gdzieś nad obłokami!

A tu nic, tylko czerwona jak krew glina czy piasek, czasem szara skała i obławe kształty, tu i ówdzie porwane i spadające urwiskiem do głębokich jarów.

- Tam widać - przerywa moje rozmyślanie ks. doktor - Abu-Gosz, jedną z największych wiosek. Na wzgórzu Kariatiarim, widocznem na lewo, stanęła Arka Przymierza, gdy ją odebrano Filistynom. Stąd to król Dawid kazał ją przenieść triumfalnie do Jerozolimy. Obecnie wznosi się tam piękna figura Niepokalanej.

- Droga na prawo prowadzi do starożytnego kościoła trapistów, zbudowanego w 12-ym w. przez krzyżowców. Mieszkańcy klasztoru są bardzo gościnni. Sami wiodą surowy żywot, milczą stale i pracują, uprawiając swoje winnice, ale dla gości mają zawsze lampkę dobrego wina i zacne serce. Byłem tam kilka razy i mam wśród zakonników dobrych znajomych.

Wjechaliśmy na górę. Teraz będziemy się spuszczać w wąwóz. Na prawo wskazuje nam ks. Gronkowski miasteczko Ain Karim, miejsce urodzenia św. Jana Chrzciciela i Nawiedzenia św. Elżbiety przez Matkę Najśw.

Ponad zbitą szarą masą domków otulonych w płową zieleń sadów oliwnych sterczą dwie białe wieże. Jedna jest przy kościele narodzenia św. Jana, ta na prawo. Ta zaś po lewej stronie stoi na miejscu spotkania Matki Najśw. z św. Elżbietą, wybiegła na spotkanie miłego Gościa i wołającą: Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławion owoc żywota Twojego. Skądże mi to, że Matka Pana mojego przyszła do mnie?[1].

A Marja, napełniona Duchem św., wzniósłszy oczy ku niebu, zanuciła ów przedziwny kantyk Magnificat - Wielbi dusza moja Pana. Dusza najświętsza Tej pokornej Służebnicy Pańskiej zawsze wielbiła Pana, ale szczególnie teraz, gdy stała się przybytkiem, w którym spoczął Syn Najwyższego. Wielbi Boga a z tej chwały Pańskiej duch Jej czerpie radość niewysłowioną, czując miłosierne wejrzenie Boże skierowane na niskość służebnicy Swojej.

Bo odtąd błogosławioną mię zwać będą wszystkie narody, gdyż uczynił mi wielkie rzeczy, Który możny jest i Święte ma Imię. Toteż z pokolenia na pokolenie miłosierdzie Jego nad tymi, którzy Mu służą w bojaźni...

Wlepiłem oczy w szarą dal i zdaje mi się, że ponad wzgórza i parowy płynie ku mnie ten cudny śpiew duszy Niepokalanej Dziewicy, pełnej Boga i Jego łaski. To ten uroczy zakątek był świadkiem ekstazy mistycznej Marji, tu rozebrzmiał ten hymn, perła najczystszego uniesienia ducha, rozmiłowanego w Panu.

I oto nad cichą mieściną górską przemaszerowało już z łoskotem przeszło 19 wieków od tej pamiętnej chwili, a w falach czasu potonęło bez pamięci tysiące utworów wielkich poetów, a w poszumie dziejów zawieruszyły się i zmilkły różnych wieszczów nastrojowe pieśni - a hymn pokornej Dziewicy z Nazaretu rozbrzmiewa po całym ziemi okręgu. Zachwycający majestat jego prostoty unosi się pod wyniosłe sklepienia strzelistych katedr gotyckich, płynie spokojnie na skrzydłach dymów kadzidlanych w wiejskich kościółkach, porywa setki i tysiące dusz swą pokorą i szczerością.

A narody wszystkie rwą o palmę pierwszeństwa w uwielbieniu i uczczeniu Tej, Która w głębokiej pokorze tylko służebnicą Pańską się nazwała, choć Bóg Ją godnością najwyższą macierzyństwa Bożego odznaczył.

O, co za dziwne losu koleje! Pokorną i nieznaną światu Dziewicę zna i wielbi świat cały. Bo Ten, Którego wówczas miała w Swem przeczyste łonie, a Który potem nauczał, iż "kto się uniża, będzie wywyższon", wykonał w całej pełni uroczą obietnicę tych słów na Swej ukochanej Matce.

Gdy myśl moja wędruje temi szlakami, któremi ongiś zdążała Niepokalana, autobusy zatrzymują się nagle.

- Co się stało?

- To generalny konsul Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, p. dr. Kurnikowski wyjechał z Jerozolimy na nasze spotkanie.

Wysiadamy, aby się przywitać z p. konsulem i dyrektorem P. K. O. w Tel Awiw, jednym z trzech dusz chrześcijańskich koczujących w morzu żydostwa - Tel Awiw.

[1] Łuk. 1, 45-50.