Czy pobożni najgorsi?

Radowała się matka Janka, gdy jej ukochany syn, już jako dorosły młodzieniec, po ukończeniu szkoły zawodowej i przepisanej praktyki wrócił do domu. Patrzyła na niego z tkliwością macierzyńską, podziwiała jego rozmach młodzieńczy i prężność sił. Tak tęskniła za nim, gdy uczył się w obcym mieście, słodko sobie wspominała, jak był do niej przywiązany, w ubiegłych łatach pod jej opieką w domu. Nawet sąsiadki zazdrościły jej takiego ulubionego i przykładnego chłopca.

Gdy jednak Janek usadowił się w domu, zauważyła w nim dużą zmianę. Rano w ostatniej chwili szybko wstawał, jadł śniadanie i pędził do pracy. Wieczorem wracał późno, nieraz podpity. W niedziele gdzieś wychodził, ale powątpiewała czy wstępował na Mszę św. do kościoła. Żal ogarnął jej duszę. Wspominała mu kilka razy o obowiązkach chrześcijańskich, ale się obruszył. Powiedział, żeby matka do tych jego spraw się nie wtrącała, bo on już dorosły i może lepiej wie, jak ma postępować niż ona.

Ucichła w rozgoryczeniu. Gdy jednak przyjechała na święta córka Stasia, nauczycielka, zaczęła się przed nią skarżyć na syna i to tak, by on słyszał:

- Nie wiadomo czy on wierzy, bo nie widać u niego objawów życia chrześcijańskiego.

Podniecony Janek zawołał:

- Dajcie mi spokój, nie chcę tych różnych praktyk, choćby dlatego, że ci pobożni ludzie to najgorsi.

- Ależ to czyste kłamstwo - odrzuciła siostra. - Pobożny, jak już samo słowo mówi, to człowiek, który żyje po bożemu, tak jak Bóg nakazał, który spełnia dobrze obowiązki swe wobec Boga i bliźniego. Pobożny człowiek lepszy jest niż inny, bo kieruje się najlepszymi zasadami - Bożymi. Prawdziwie pobożny wiedząc, że Bóg wszystko przenika, nie tylko wewnętrznie, ale na zewnątrz, pragnie być dobrym, szlachetnym, zachowuje wszystkie przepisy i wtedy, kiedy nań patrzą i gdy nikt go nie widzi. A również łatwiej mu być dobrym niż innym, bo ma przykłady dobrego życia, ma modlitwę, sakramenty, które ściągają łaskę i pomoc Bożą.

- Ależ moja droga - przerwał Janek - to wszystko jest gołosłownym gadaniem nie odpowiadającym rzeczywistości. Popatrz się na ludzi uchodzących za pobożnych, spełniających praktyki religijne, czyż nie widzisz, że ten kłótliwy, ten bez serca, nie wesprze drugiego, inny oszukuje.

- Czyż ty naprawdę myślisz, że oni są dlatego źli, że są pobożni? Przeciwnie, dlatego nie dociągają, że jak ty ulegają jeszcze zgubnym wpływom świata, czy różnych namiętności, że jeszcze duch chrystianizmu nie przejął ich całkowicie, że wyłamują się nawet, spod przykazań Bożych. Są słabi jeszcze, owszem grzeszni, ale można twierdzić, że są lepsi niż ludzie niereligijni. Chociaż bowiem ci niby pobożnymi się gorszą, wskazują na ich wady, ale w rzeczywistości sami mają więcej grzechów i nieraz swych zmysłowości, niesprawiedliwości nie widzą, nie chcą widzieć. Nawet osławione plotkarstwo nie jest bardziej rozwinięte u osób religijnych niż mało wierzących, ci ostatni bowiem często nicują się wzajemnie, mają długie języki, intrygują, tylko wobec innych swych grzechów uważają to za drobiazg.

- Lecz mogę ci wskazać - bronił się Janek - ludzi pobożnych, którzy są gorszymi pod każdym względem, niż ludzie religijnie obojętni.

- Wiem o tym - przyznała Stasia, - że może się trafić człowiek praktykujący całkowicie zły. Lecz on nadużywa wiary. Zapożyczył z religii tylko praktyki zewnętrzne, szyld i osłania nimi swe złe życie. Nadużywać jednak można najlepszych rzeczy, ale czyż nadużycie rzeczy ma usunąć dobre ich używanie? Niejeden nadużył pokarmu i ciężko zachorował czy umarł, a ludzie przerażeni nie Wołają, nie będziemy jeść. Owszem będziemy, tylko doświadczeniem innych pouczeni, unikamy przejedzenia czy niezdrowych pokarmów. Również gdy widzimy, że ktoś nadużywa wiary, nie wolno nam wnioskować, że wiara nic nie daje, bo wiemy, że miliony ludzi uszlachetnia i gdy pełnią jej się żyje, musi uszlachetnić każdego, bo ma najlepsze wskazówki życiowe, najwznioślejsze pobudki do działania i wydatne pomoce. Dodać również można, że ludzie niereligijni a dobrzy, nieświadomie często żyją według zasad wiary, bo są wychowani w atmosferze religijnej i przesiąknięci kulturą chrześcijańską. Janek zamilkł. Siostra zostawiła go w spokoju, by przetrawił w duszy te uwagi. Postanowiła dobrocią i uprzejmością pozyskać jego serce, pomóc mu, by zwyciężył miłość własną, która szczególnie utrudnia przyjęcie uwag i zmianę życia. Lecz powiedziała sobie, że z pomocą Bożą musi go zmienić. I już teraz cieszy się, jaka to będzie radość dla matki, religijnego, a obecnie tak pełnego młodzieńczego czaru Janka.