Czy każda religia jest dobra?

Pociąg sunął się raźno po jednej z główniejszych linii kolejowych naszej Rzeczypospolitej. Jak okiem sięgnąć ciągnęły się równiny, pogarbione gdzieniegdzie lekkiemi pagórkami. Hanek był chłodny, wrześniowy. Złocista tarcza słoneczna
dźwignęła się z za krańców widnokręgu i zatopiła w morzu promieni i rozorane zagony i puste ścierniska i wykoszone łąki i gęste kępy łozin. Nikłe opary, zawisłe nad moczarami, podnosiły się nieznacznie i rozpływały zwolna i niespostrzeżenie. Kropelki rosy, uczepione do listków traw, zabłysły jak szczodrą rękłj rozrzucone brylanty.

Z podróżnych mało kto zachwycał się tym uroczym obrazem przyrody. Potworzyły się jak zazwyczaj osobne grupki. Rozprawiano zawzięcie, z przekonaniem i gorączkową gestykulacją. Co było podłożem rozmowy? Najrozmaitsze dziedziny. Jedni układali świetne plany handlowych interesów, drudzy narzekali na drożyznę i paskarstwo, inni omawiali różne zagadnienia swego zawodu lub stanowiska. Ale, ma się rozumieć, większość podróżników zajęła się polityką. Sypały się gromy oburzenia na łapownictwo, pociski ostrej krytyki uderzały w ministrów i posłów, biadano nad finansową gospodarką, i t. d.

Jedno z takich politycznych kółek tworzyło dwu oficerów, fabryczny robotnik i zbogacony na wojnie żydek. Obok nich siedział także jakiś małomowny, ale nader zdrowo myślący, profesor gimnazjalny. Przy samem oknie stał ksiądz, zakonnik. Choć zapatrzony w piękny krajobraz, nie odwracał jednak uwagi i od toczącej się rozmowy.

- Nie mogę sobie wytłomaczyć, rezpoczął ogniście jeden z oficerów, dlaczego w sejmie trzymają takich osobników, którym nie chodzi o dobro publiczne, ale o przepchanie własnych
teorji i partyjnych zapatrywań. Przecież oni dla swego widzimisię sprzedaliby ojczyznę.
- Przepraszam, wtrącił jego wojskowy towarzysz, iż włożę tu swoje dwa grosze. Zdaje mi się, że tych ludzi nie można obwiniać, boć oni działają wedle swych przekonań.
- Tak. ale przekonania są prawdziwe i fałszywe. Pierwsze winny być nietykalne: przeciw drugim wolno występować, wolno je zwalczać i potępiać.
- Ależ, proszę pana, ja się posłużę przykładem z dziedziny religijnej. Jeśli tam nie wolno naruszać cudzych przekonań, to chyba i tutaj należałoby podobną stosować zasadę.
- O, co do dziedziny religijnej, to zupełnie się z panem zgadzam, ale religji i polityki nie należy, jak sądzę, stawiać pod tym względem na równi.
Po takiem odparciu zarzutu rozmowa urwała się na chwilę. Ciszę przerwał nadspodziewanie ksiądz, który zwracając się do jednego z oficerów zapytał: Czy nie raczyłby mi pan wyjaśnić, dlaczego właściwie nie wolno cudzych przekonań religijnych naruszać?
- Bo mnie się zdaje, odpowiedział zagadnięty, że wszystkie religje dobre.
- Hm, to trochę za ryzykowny pogląd. Cobyś pan pomyślał o człowieku, któryby upierał się przy twierdzeniu, iż jedna i taż sama rzecz, w jednej i tej samej chwili, pod tym samym względem i wobec jednego i tego samego widza, była zarazem i całkowicie białą i całkowicie czarną.
- Pomyślałbym poprostu, rzekł z uśmiechem oficer, że władze umysłowe tego człowieka nie znajdują się w całkowitym porządku; ale co za styczność ma to pytanie z religję, o którą księdzu chodzi?
- O, dość wielką nawet, bo właśnie kto twierdzi, iż wszystkie religje są dobre, ten równem prawem mógłby powiedzieć, że białe jest czarnem, a czarne białem, lub że dwa razy dwa równa się pięć, siedm lub dziesięć.
- Ciekaw jestem dlaczego!?
- Będę się starał wygłoszone zdanie króciutko uzasadnić. Otóż, żeby każda religja była dobrą, każda musiałaby być prawdziwą. (Sam pan chyba przyzna, iż fałsz i kłamstwo na przymiot dobroci chyba nie zasługuje). Tymczasem wszystkie religje prawdziwemi być nie mogą, a to z powodu zachodzących między niemi sprzeczności. A sprzeczności wspomniane są tak jasne i lak liczne, że, jak mniemam, ich istnienia nie trzeba panom dowodzić. Można je łatwo znaleść i w głoszonych przez różne religje zasadach i w nakazach moralnych i w czci zewnętrznej. Oto kilka dla przykładu. Poganie opierają swą religję na wielobóstwie, czczą twory bezrozuinne jak: słońce, księżyc, gwiazdy, ogień, zwierzęta, drewniane bałwany, kamienie; pogaństwo ubóstwiało niejednokrotnie zbrodnie i występki a składało im ofiary z ludzkiego życia. Chrześcijaństwo odwrotnie jednego uznaje Boga, żądz i namiętności nietylko nie ubóstwia, ale każe je przytłumiać, i potępia myślne nawet pożądanie występku. Pogaństwo zezwalało na zemstę i nienawiść, chrześcijaństwo przeciwnie, nakłada obowiązek miłości bliźniego. Pogaństwo stawiało niewolnika niżej zwierzęcia, upadlało kobietę, ustanawiało ojca panem życia i śmierci w rodzinie i wogóle uginało się przed fizyczną siłą; chrześcijaństwo zaś głosi równość wszystkich wobec Boga, reformuje stosunki rodzinne, siłę poddaje moralnemu prawu. Pocóż jednak mnożyć i nagromadzać sprzeczności? Czyliż jedna z nich nie wystarczy do udowodnienia różnicy istotnej między obu religiami? A zatem słusznie wnioskować można, iż obie równie prawdziwemi być nie mogą.

Ale zostawmy już na boku religję pogańską, a przypatrzmy się samemu chrześcijaństwu. I w jego łonie istnieją najrozmaitsze wyznania, rozbieżne w zasadach i zwalczające się wzajem. Inaczej na naukę Chrystusa zapatruje się katolik, inaczej protestant, inaczej schizmatyk. Któż z nich ma słuszność? Czy wszyscy naraz? Chyba nie, bo w przeciwnym wypadku śnieg mógłby być i białym i czarnym zarazem. Jeśli bowiem dwie przeciwności mogą być prawdziwe w dziedzinie religijnej, to dlaczegóż dziedzina np. fizyczna takiemu prawu by nie podlegała.

- Proszę księdza, przerwał jeden z oficerów, zgadzam się na te wywody, a przecież zdania swego nie cofam. Opieram się na różnicy między praktyką, a teorją. W teorji rzeczywiście jedna tylko religja może być prawdziwą, ale w praktyce po czem tę prawdziwą religję rozpoznać? Każde wyznanie religijne powołuje się na swój nadprzyrodzony początek.

(C. d. n.)