Czy Chrystus prawdziwie Zmartwychwstał?

W drugi czy trzeci dzień po Świętach Wielkanocnych siedziałem na ławce przed małą, wiejską stacyjką i czekałem na pociąg, który miał mnie przewieźć z cichego ustronia w wir wielkiego miasta. Był cudny ranek wiosenny. Perły rosy jak drogie kamienie migotały na skromnym jeszcze traw kobiercu. Bladawa zieleń świeżych, nierozwiniętych listków nadawała drzewom wygląd jakichś mar zaspanych. Mgły już to niby lekkie tkaniny rozwieszały się po wierzchołkach pobliskiego lasu, już. przed światłem wschodzącego słońca kryły się trwożliwie w mocarzyste kotlinki. Płuca wciągały z lubością wonne powietrze, wzrok upajał się widokiem nowego życia, a słuch tonął w hałaśliwym, ptaszęcym świergocie.

Czyjeś głośne chrząknięcie przerwało mi ten cichy podziw i położyło kres nieuchwytnym marzeniom. Oglądnąłem się i spostrzegłem, że przysiadł się do mnie obywatel, którego znałem tylko z widzenia i opowiadań.

- Śliczny dzień, nieprawdaż? - zagadnął.

- I to już nie pierwszy - odrzekłem - całe święta spędziliśmy pod ciepłem tchnieniem wiosny.

- Rzecz w ogóle znamienna, że chrystianizm legendę o zmartwychwstaniu Chrystusa splótł ściśle ze zmartwychwstaniem wiosennym przyrody.

- Jaką legendę? - spytałem zdziwiony.

- No... legendę Zmartwychwstania, związaną ze świętem Wielkiejnocy.

- Przecież Zmartwychwstanie Chrystusa to fakt historyczny, niezaprzeczony, to nie bajka, nie legenda, nie podanie!

- Ach, któż by temu dziś wierzył. Można było zmartwychwstanie wmawiać w ludzi średniowiecznych, niekulturalnych, ale w XX wieku już za późno. Co samo w sobie jest niemożliwe, tego nie uważam za fakt historyczny.

- O.... pierwszą część pańskiego założenia, tj. że Zmartwychwstanie jest niemożliwe, trzeba by dopiero udowodnić (a wątpię bardzo czyby się to panu udało). Bo stąd, iż p. X. lub p. Z. w coś nie wierzy, czy wierzyć nie chce, jeszcze nie wynika, by daną rzecz zaliczyć od razu do niemożliwych. Moglibyśmy na temat samej tylko możliwości zmartwychwstania pomówić, ale moim zdaniem prędzej dojdziemy do ostatecznego wniosku, gdy się oprzemy na takiej podstawie: co się już chociażby raz jeden zdarzyło, tego nikt zdrowo myślący nie nazwie niemożliwym.

Zgadza się pan ze mną na tym punkcie?

- Najzupełniej.

- Otóż fakt zmartwychwstania Chrystusa rzeczywiście się zdarzył, a zatem jest możliwy. I tę prawdę będę się starał panu udowodnić.

- Chętnie posłucham. Ciekaw jestem, jaką wartość mają te dowody.

- Rzeczywistość jakiegokolwiek wypadku historycznego stwierdzamy najczęściej przez wiarogodnych świadków. Świadkami zmartwychwstania Chrystusa są apostołowie, uczniowie i pierwsi wyznawcy. Jest ich nie kilku, nie kilkunastu, ale, jak nam przekazał św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian (15, 6) przeszło pięciuset różnego stanu, płci, wieku, usposobienia, a świadczą nie o czymś dawnym, [za]słyszanym od innych, lecz o tym, co na własne oglądali oczy.

O tych pierwszych świadkach z wszelką pewnością powiedzieć można, że nie mieli zamiaru oszukiwać. W oszustwie, którego by się tylu ludzi dopuściło, musiałby uwydatnić się jakiś cel. A jakaż korzyść, jakie wyrachowanie skłoniłoby Apostołów do ułożenia tej niezwykłej bajki? Sławy Mistrza nie uratowaliby, a sami mogli się spodziewać za oszustwo najsroższych kar i prześladowań. Zresztą Apostołowie, choć ludzie prości, wiedzieli dobrze, iż w zmyślone zmartwychwstanie nikt by nie uwierzył. Przecież nie rozgłaszali tego cudu gdzieś na krańcach świata, ale w Judei, tam, gdzie Chrystus żył, gdzie prawie każdy Go widział i słyszał, gdzie można było oglądać grób, wypytywać naocznych świadków. - Stąd nic dziwnego, że nawet najsurowsi krytycy i zagorzali racjonaliści nie śmią odmówić ani Ewangelistom, ani św. Pawłowi (który we wspomnianym Liście do Koryntian dokładnie o Zmartw[ychwstałym] Chr[ystusie] pisze) prawdomówności i dobrej wiary.

Choćby jednak Apostołowie chcieli oszukiwać, to by oszukać nie mogli. Bo przecież, by potwornemu kłamstwu dać pozorną podstawę, trzeba było zabrać z grobu i ukryć ciało Chrystusa. A, jak wiadomo, grób był przywalony wielkim głazem, opieczętowany, obstawiony strażami. Ciało mogli wydostać przekupstwem, przemocą lub podstępem. Jeśli użyli przekupstwa: to przede wszystkim nasuwa się poważna wątpliwość, skąd biedni rybacy wzięli tyle pieniędzy, by skłonić legionistów rzymskich do czynu, za który - wedle ówczesnej karności wojskowej - groziła ciężka kara; po wtóre, dlaczego najwyższa rada żydowska (Sanhedryn) milczy uparcie i nie poszukuje winnych, dlaczego nie pociąga do odpowiedzialności ani żołnierzy ani Apostołów. Przedtem żydzi tyle dołożyli starań, by zapobiec wykradzeniu ciała, cóż by ich teraz skłoniło do umorzenia sprawy.

Tym bardziej nie można posądzać uczniów Chrystusa o użycie przemocy czy podstępu. Co do przemocy, to wiemy dobrze jak bojaźliwi byli Apostołowie. W Ogrójcu na widok arcykapłańskich pachołków uciekają w popłochu, Piotr na głos służącej zapiera się Mistrza, tylko Jan na Golgotę pójść się odważył. I ci ludzie, nie pomni co ich za to czeka, mieliby się rzucać na żołnierzy Piłata? Taki gwałt wywołałby niechybnie wrzawę i oszustwo w samym zarodku zostałoby stłumione.

Podstępnie wykraść także by ciała nie mogli. Bo naprawdę kamienny byłby sen "czuwających" żołnierzy, gdyby nie słyszeli odwalania kamienia, wynoszenia zwłok itd. Zresztą znowu wraca pytanie, dlaczego nie szukano winowajców ani wśród straży, ani wśród uczniów Chrystusa.

Ale przypuśćmy nawet, że Apostołowie chcieli oszukać i rzeczywiście udało im się wykraść ciało Chrystusa. - Teraz dopiero największe piętrzą się trudności. Dlaczego ni stąd ni zowąd, po tej kradzieży wstępuje w bojaźliwych Apostołów duch nadzwyczajnej odwagi i męstwa; - dlaczego w obronie zmyślonego zmartwychwstania narażają się na rózgi i więzienie; a wreszcie co ich tak zaślepia, że oszukaństwo przypieczętowują męczeństwem.

Jak wytłumaczyć ten fakt, że wskutek dwu pierwszych kazań św. Piotra nawraca się 3.000 ludzi, co albo sami byli świadkami śmierci Chrystusa, albo mogli się o wszystkim dokładnie dowiedzieć.

Jak wytłumaczyć rozszerzenie się Kościoła katolickiego. Czy w ciągu 19 wieków już nie miliony, ale miliardy ludzi oparły swe przekonania religijne na kłamstwie kilku rybaków? Czy dziś jeszcze 300 milionów ludzi wierzyłoby w bezpodstawną, wymyśloną bajkę?

Jak panu się wydaje?

- Przyznaję - odparł po krótkim namyśle - iż samo oszustwo tego by nie dokonało, ale mogą tu inne względy wchodzić w rachubę. Tak np. niektórzy protestanccy uczeni wręcz zaprzeczają śmierci Chrystusa na krzyżu: prawdopodobnie popadł w letarg, omdlenie, chwilowy bezwład, a po jakimś czasie przyszedł do siebie i znowu począł się wśród ludzi pokazywać.

- Mój Panie - rzekłem - o tym zarzucie powiada racjonalista Reuss (również protestant, a więc chyba nie podejrzany o stronniczość), że zdrowy rozsądek dawno go już wyjaśnił. Mówić bowiem o pozornej tylko śmierci Chrystusa, jest to pod[d]awać w wątpliwość nie tylko opowiadania Ewangelistów, ale i świadectwa pogańskich pisarzy, którzy bez najmniejszej wątpliwości stwierdzają, że Chrystus umarł śmiercią krzyżową.

Poza tym rzeczywistość śmierci dowodzi po 1-e urzędowe zeznanie setnika przed Piłatem (Mk 15,44); 2-e świadectwo żołnierzy: ci widząc, iż Chrystus już nie żyje, nie łamali mu kości, tylko włócznią bok przebodli; 3-e przezorność faryzeuszów, którzy nie pozwoliliby zdjąć żyjącego Chrystusa z krzyża; 4-e troskliwość tych, co grzebali Jezusa: przecież, gdyby choć iskierkę życia w nim dostrzegli, nie wkładaliby Go do grobu. - Nawet choćby Chrystus nie umarł na krzyżu, to osłabiony męką, wycieńczony upływem krwi, ściśnięty prześcieradłami w zimnym grobie życie by zakończył. W końcu, mówią lekarze, sam zapach wielkiej ilości (100 funtów) olejków, którymi namaszczono ciało, byłby nawet zdrowego człowieka o śmierć przyprawił. Prawda, jeszcze jedno, ciekaw jestem gdzie się ten Chrystus podział? Dlaczego nikt nie podał jaką później śmiercią umarł? Co Go skłoniło do tego, że tylko przez dni 40 ludziom się pokazywał?

- A jednak mamy jeszcze wyjście, którym bez oszustwa, bez uciekania się do pozornej śmierci da się wytłumaczyć wiara w zmartwychwstanie Chrystusa.

- Jakie? - zagadnąłem.

- Te zjawienia Chrystusa mogły być tylko przywidzeniem. Chrystus przed męką dość często o swym zmartwychwstaniu napomykał, Apostołowie wbili sobie te słowa do głowy i potem zjawiały się urojone obrazy kochanego Mistrza.

- Ach, jak pan to cudownie wytłumaczył! Niestety, wątpię bardzo czyby takie "wyjaśnienia" rozsądnemu człowiekowi do rozumu przemówiły.

- Dlaczegożby nie? Przecież złudzenia wyobraźni są rzeczą dość powszechną? - odciął się mój sąsiad.

- To prawda, ale wymagają one pewnych warunków, są zawsze ograniczone, co do osób, miejsca, okoliczności. A tu wszystko przeciwko złudzeniu przemawia. Proszę sobie wyobrazić, czy to możliwe, by 500 ludzi, wątpiących nie tylko w zmartwychwstanie, ale w ogóle w potęgę i prawdomówność swego Nauczyciela (świadczy nam o tym rozmowa uczniów idących do Emaus[1]), lekceważenie, jakie okazują Apostołowie opowiadaniu świętych niewiast[2], niedowiarstwo Apost[oła] Tomasza[3], ludzi najrozmaitszych charakterów uległo złudzeniu i to nie raz jeden, nie w jednym miejscu. Dotykali Chrystusa, jedli z nim, rozmawiali. Czy słyszał kto kiedy o takim złudzeniu? - A przy tym wszystkim jak łatwo żydzi mogli udowodnić śmieszność tego rzekomego zmartwychwstania; wystarczyło pokazać ciało Jezusa w grobie. Rzecz również dziwna, że te zjawienia trwały tylko od trzeciego do czterdziestego dnia po śmierci! I to godne uwagi dlaczego podobne zjawisko w ciągu wieków nigdy się nie powtórzyło!


Czekałem jakiejś odpowiedzi na moje wywody. Spotkała mnie niespodzianka. Towarzyszowi wyczerpał się zasób "mądrości", więc zręcznie wykonał odwrót. Widocznie i mnie nie chciał za zwycięzcę uznać i sam jako pobity ustąpić; skończył tedy rozmowę oryginalnym wynurzeniem. "To są rzeczy bardzo ciekawe. Często lubię rozpoczynać dyskusję na temat religijny, bo w ten sposób zawsze czegoś nowego się dowiem".

[1] Mk 16,11-13.

[2] Łk 24,19-25.

[3] J 20,24nn.


O! jak szczęśliwi są, których ostatnia opieka tyle miłującej i tak potężnej Matki!

Św. Alfons Liguori