"Czcij ojca twego i matkę twoją"

Blada, poszarzała od nędzy twarz. W zblakłych oczach zgasł już - od ciągłych upokorzeń - błysk godności ludzkiej. Wyciąga do przechodniów starcze, drżące ręce - czasem z szeptem o litość, a czasem z niemą prośbą tylko. Kiedy, idąc ulicą, widzę codziennie tę ubogą, szarą kobietę i tego staruszka, co chyli przed każdym, - mijającym go - osrebrzoną wiekiem, czcigodną głowę - myślę z głębokim smutkiem: Gdzie są ich dzieci?

- Może pomarły?... Może - rozproszone po świecie, własnym, odrębnym życiem zaprzątnięte - zapomniały o swym najpierwszym obowiązku - opiece nad rodzicami? A może - bo i tak bywa - strojna, elegancka, umalowana córka przechodzi trotuarem obok skulonej pod murem matki-żebraczki i... odwraca od niej twarz?...

- Tyle ich miała!... Każde maleńkie, nieporadne, płaczące. Od chwili urodzenia do momentu wyjścia w świat - jedno pasmo ofiary, wyrzeczenia, prac. Noce bezsenne nad chorym maleństwem i noce, gdy co kilka minut - na każdy płacz czy szmer - odrywała od poduszki ciężką, zmęczoną głowę.

A potem wychowanie... Podać każdy - powtarzany nieskończenie - dźwięk słowa, każdą łyżeczkę napoju lub kawałek chleba. - Ileż potrzeba było cierpliwości, nocy, wytrwania!

- Dni matek... Odratowane kolczastą zewsząd troską, ociekające potem zmęczenia!...

Tak, życie rodziców naszych to jeden szary, mozolny trud, jeden zagon krwawej orki. To zacięcie się w wytrwaniu, w zapomnieniu o sobie. Praca bez odpoczynku, tydzień bez niedzieli. Heroizm nie do zrozumienia. Nieraz, widząc szaleństwo wprost poświęcenia się i wyrzeczeń mej ukochane; matki - jak wszyscy, co matkę mają - myślałam: - ..."Jak można aż tak... aż tyle!? Co za ogrom ofiary, dobroci i miłości!"

A wszystko po to, by nam stworzyć byt materialny, by zapewnić to - w możliwie najszerszym zakresie - co niezbędne do rozwoju naszych dusz, umysłów i organizmów.

Nie było nieraz może w domu tak, jak sobie wymarzyła barwna fantazja dziecka

- nie było koralowych pałaców z bajki

- lecz serce matki na drogach naszych rozświecało swym pragnieniem samo szczęście, uśmiechy i blask.

Tylko z miłością Boga, z Jego najserdeczniejszym czuwaniem nad losem człowieka, można porównać oddanie rodziców dla swych dzieci. Bo też Ojciec Niebieski, - Ten, z którego wzięło początek wszechżycie - w serca tych, co z Jego woli, dali nam ziemskie istnienie, rzucił Boskie okruchy swego niepojętego miłowania.

Tylko z miłością Dziewicy Niepokalanej - co poczęła, zrodziła, wykarmiła i wychowała w swych ramionach Jezusa - można porównać rozdawanie się w poświęceniu bez granic naszych matek. Matka... Jej błękitne, kochające oczy; patrzące z niepokojem w głąb dziecięcej duszy. Jej dobroć, przebaczenie... Jej gotowość - zawsze i wszędzie - na każdą ofiarę w imię dobra dziecka. Wszyscy ludzie zawiodą. Wszyscy przyjaciele i najbliżsi. Ale serce matki pozostanie zawsze wierne, zawsze jednakowo kochające i oddane.

-Jakaż wdzięczność winna nas rzucać dziękczynieniem do stóp Bożych, za ten dar Jego dobroci - za rodziców!? I za wzór, ideał wszystkich matek - za Matkę Niepokalaną!

Przed wiekami, na górze Synaj, wypisał Pan ogniem piorunów w kamieniu tablic - w przykazaniu. czwartym z rzędu - rozkaz Swej woli: Czcij ojca twego i matkę twoją.

To nie prośba, nie polecenie tylko. To nauka - przykazanie - prawo. Tu nie może być wymówek, kompromisu, komentarzy czy usprawiedliwiającej analizy.

Czcij... To tak, jakby wszechwiedzącemu Bogu, nieskończonej, odwiecznej Mądrości, nie przyszło nawet na myśl - mówiąc językiem ludzkim - by dzieci zdolne były zapomnieć, opuścić, czy znieważyć swych rodziców. - Opieka nad rodzicami w ich starości - to przecież takie naturalne, niemożliwe do kwestionowania! -

On powiedział tylko: - czcij... - A cześć - to przecież więcej niż uprzedzająca uprzejmość i niż głęboki, poważny szacunek. I więcej niż spełnienie prostego obowiązku. - "

Tymczasem - tyle się słyszy o arogancji w zachowaniu się dzieci względem rodziców!... O słowach twardych, niechętnych i ostrych. O nieposłuszeństwie i nieszczerości...

Jezus-Bóg, co stwarza i włada światami - skryty - w postaci dziecka, potem młodzieńca i męża - pod niską strzechą nazaretańskiego domku, cały się ufnie powierzył matczynym dłoniom Maryi i Józefa. Jego słodycz i uległość, poddanie się i pokora - jakże jaskrawym kontrastem świętości odcinają się od nieopanowania i buntu reszty dzieci, rówieśników Jego!?

- Dlaczego? Czy naprawdę w żadnym odłamku naszego charakteru nie potrafimy odbić - jak w szkiełku promyk słońca - blasku Jego doskonałości?

Kiedy widzę, jak w przepełnionym tramwaju czy pociągu, starsza, osłabiona kobieta, lub schorowany mężczyzna, chwyta się drżącą ręką jakiegoś oparcia, a obok siedzi młodzieniec w pozie wygodnej i niedbałej - nasuwają się smutne refleksje: jakże daleko dzisiejsza ludzkość odeszła od prostych wytycznych Bożych przykazań! I... że - niektórym - brak nawet wrodzonego poczucia moralności... I że... przysłowiowa polska uprzejmość przechowuje się już tylko... w archiwum.