Cuda XX wieku
Drukuj

Często słyszymy, że w czasach dzisiejszych nie ma cudów, a sceptycy pytają się: "Dlaczego to były cuda kiedyś, a nie ma ich teraz? I odpowiadają: A! bo była większa ciemnota i łatwiej było ludzi tumanić".
Nie jestem znów tak bardzo ciemnym, a to co w życiu przechodziłem zaliczam do rzędu cudów:

W r. 1931 zachorowałem na gruźlicę płuc. Częste analizy stale wykazywały obecność prątków Kocha. Zniechęcony myślałem o samobójstwie! Na domiar złego, na skutek odniesionej kontuzji, dołączyła się gruźlica kostna prawego stawu skokowego, co zupełnie złożyło mnie na kilka lat, czyniąc niezdolnym do pracy i wprowadzając nędzę do domu. W czasie pobytu w szpitalu prosiłem o amputację nogi powyżej kostki, lekarze odmówili, zalecając aparat ortopedyczny.

Gdy inni ludzie tracili majątki na kurację i wyjazdy zagranicę dla ratowania zdrowia, ją, mając podwójną gruźlicę: płucną i kostną, oddałem się opiece Maryi, a Ona choć po długim czasie wysłuchała mnie, uleczając tak z jednej jak i z drugiej choroby, bez specjalnych uciążliwych wydatków pieniężnych z mej strony. Przestałem prątkować w r. 1934 i do dziś bagatelizuję wszelkie zaziębienia. Aparat ortopedyczny zarzuciłem, nie używając go wcale i noga nie uległa nawet zesztywnieniu wbrew przepowiedniom lekarzy.

Choroby przemijały, zapominałem o swej Opiekunce Niepokalanej Maryi. U spowiedzi nie byłem dłuższy czas, bo i po co? Tłumaczyłem tak jak i inni. Cóż to? Czy ja kogo zabiłem albo obrabowałem? W ten sposób usypiałem sumienie oklepanymi frazesami!

Lecz dziwne! Obserwując przystępujących do spowiedzi lub Komunii Św[iętej], odczuwałem zawsze "coś" w rodzaju zazdrości, że ja w tych Sakramentach nie uczestniczę, a jednocześnie odczuwałem coś w rodzaju swej niższości i poniżenia. Czułem, że ci ludzie odchodzący od Stołu Pańskiego, stoją duchowo wyżej ode mnie.

Od czasu do czasu uśpione sumienie dopominało się o swoje, lecz diabeł też nie spał, podsuwając różne myśli, jak np. po cóż to księdzu na ucho mówić o swoich sprawach itp.

Jestem zniszczonym warszawianinem. Rok temu udałem się ze znajomym do Opola celem zbadania możliwości osiedlenia się. Znajomy mój przed wyjazdem był u spowiedzi i Komunii Św[iętej]. Znów odczuwałem coś jakby zazdrość, lecz mnie brakło sił uczynić to samo.

Osiedliłem się w Opolu. Myśl o owym znajomym nasuwała dalsze myśli, by iść do spowiedzi, lecz tego nie czyniłem. Brak decyzji. Czas upływał. Nadszedł Wielki Post. No! teraz jest okazja, myślę sobie, lecz diabeł znów swoje: a po co teraz, można i po Wielkanocy. W ten sposób upłynęła Wielkanoc i następne po niej tygodnie. Myśl przystąpienia do spowiedzi nurtowała we mnie, lecz nie szedłem!

Będąc raz na nabożeństwie majowym, udałem się do Matki Niepokalanej z prośbą o pomoc w powzięciu decyzji. I o dziwo: decyzję tę powziąłem jeszcze tego samego wieczoru. Dnia następnego wstałem już o godz. 5-tej- rano, przygotowałem się do spowiedzi, którą odbyłem. Następnie przystąpiłem do Komunii Św[iętej]. Od tej chwili wrócił mi spokój ducha, zadowolenie, a obserwując innych ludzi przystępujących do Sakramentów, nie odczuwam już tego poniżenia, czując się zrównanym w Wielkiej Rodzinie.

Analizując następnie pobudki swej decyzji, myślałem: "Jak to się stało, że nie będąc u spowiedzi dłuższy okres czasu: nie mogąc się na nią zdecydować, tak nagle decyzję tę powziąłem?" Doszedłem do wniosku, że tylko Matka Niepokalana w tym mi dopomogła, do Której nareszcie zdecydowałem się o pomoc tę udać.

To są właśnie te cuda XX-wieku! 1-szy, to uleczenie z podwójnej gruźlicy, drugi, to uleczenie duszy! Ocalenie życia nie jeden raz, za czasów okupacji, to również były cuda, choć dla innych ludzi może tylko przypadki. Te cuda potrzebne były po to, bym ratując życie, doczekał chwili pojednania się z Bogiem, a tym samym bym dostąpił największego cudu: ratunku duszy, stojącej już nad przepaścią.

Nie mówmy więc, że teraz nie ma cudów, sięgnijmy tylko pamięcią w tragiczniejsze momenty naszego życia, a przekonamy się. ile tam było wypadków, trudnych do rozwiązania przez rozum ludzki, a kierowanych ręką Opatrzności Bożej, dzięki czemu z wielu opresji wyszliśmy cało. Matka Niepokalana w ciężkich chwilach nie opuszczała nas. Tą drogą składam serdeczne podziękowanie Matce Niepokalanej prosząc Ją o dalszą opiekę w każdej chwili mego życia.