Trudno przewidzieć, co będzie: przyszłość w ręku Boga!
Narazie rzecz się ma tak, że z jednej strony piętrzą się srogie, a nieprzewidziane trudności, z drugiej zaś sprawa cała posuwa się naprzód. Pozwolenie przełożonych zakonnych i błogosławieństwo jest. Klerycy rodowości chińskiej i japońskiej, studiujący w Rzymie, przyobiecali współpracę w "Rycerzu" chińskim i japońskim, za tę współpracę wynagrodzenia przyjąć nie chcą, "bo to dla Maryi - piszą. Przysłali też swoje fotografie które zamieszczamy. Miejsca na okręcie już zamówione, a gdy czytelnicy słowa te czytać będą, okręt wiózł będzie naszych misjonarzy ku brzegom Chin i Japonii
Jak nasi bracia jadą do Chin?
(Z ostatniej chwili)
Nim "Rycerz" kwietniowy pójdzie do druku, zamieścimy choć cokolwiek wieści o dotychczasowej podróży naszych misjonarzy. Wyjechali z Niepokalanowa we środę dnia 26 lutego przed południem, cichutko, skromniutko, zaopatrzeni tylko w serdeczne błogosławieństwo naszego O. Prowincjała i wyrażony na piśmie rozkaz, by jasnem było, że to wola Boża. Przezacne Siostry Trzeciego Zakonu niespodzianie zgotowały im obfity prowiant na drogę i wręczyły w przejeździe przez Warszawę. Droga wytyczona była na Wiedeń i Rzym, gdyż należało jeszcze wystarać się o wizę chińską i inne sprawy załatwić. Jeden tylko z Braci, nie otrzymawszy na czas włoskiej wizy, musiał obrać drogę inną - ruszył więc na Berlin, niepewny, z uzyskaniem chińskiej wizy również kłopotu nie będzie. Niepokalana jednak trudności rozprószyła.
Niech jednak opowiada sam! Właśnie wczoraj otrzymaliśmy od niego list jeden, dzisiaj drugi. Chociaż wyjątki poszły, niezawodnie ku zadowoleniu czytelników "Rycerza":
"Przyszło mi na myśl, że warto też coś napisać, a skoro jestem już za Zbąszyniem, list wrzucę niezawodnie aż w Berlinie. Mało mam nadziei na uzyskanie wizy chińskiej. Trochę mi przykro samemu jechać, ale trudno.
"Obok was przejeżdżałem o godz. 10 min. 40 wieczorem. Chciałem oczami przeniknąć ciemność, lecz daremnie: ujrzałem tylko światła z młyna w Paprotni i zdaje się, że światełko przed figurą Niepokalanej".
"Zasyłam wszystkim serdeczne pozdrowienie i proszę przynajmniej choć o jedno "Zdrowaś", by te trudności na dobre wyszły. Zresztą niech się tak stanie, jak Niepokalana sobie życzy".
A z listu następnego, przy odjeździe z Berlina:
"Udało mi się dostać wizę chińską! Pewnie tęgo modlili się tam w Niepokalanowie, bo poszło łatwo. Co prawda z niedowierzaniem przypatrywał mi się z początku skośnooki (urzędnik poselstwa chińskiego w Berlinie), ale gdy mu powiedziałem: - Ich fahre auf die katholischen Missionen - przełamały się wszelkie trudności. Zresztą zobaczył moją brodę godło chińskiego szacunku!"
"Z niemcami rozmawiałem, a gdy im trudno było mnie zrozumieć, co brakowało w języku, domachałem rękami. Po Berlinie najeździłem się tyle, że aż mię bolą zęby. Teraz tak się już ze wszystkim oswoiłem, jakbym od jakiegoś czasu mieszkał w tym ogromnym mieście. Tylko z dworcami, to można naprawdę głowę stracić. Szczęście, żem jeszcze w Warszawie dowiedział się, jaki to dworzec wybrać trzeba na Frankfurt, mian. Anhalter Bahnhoff".
"W pociągu, gdy widzę, że coś rozstrzyga się na moją niekorzyść, zaraz gadam:- Ich kann deutsch sprechen! - i dają mi święty spokój. Ale rychło już przyjdzie mi przemienić się z niemca na francuza, a z tym może być trudniej. W Paryżu postaram się znaleźć wzorki na klisze dla "Rycerza" itd.
Tamci w gromadce mniej piszą. Ale wśród drukowania niniejszego numeru "Rycerza", niezawodnie listów uskłada się sporo i w następnym numerze podamy z nich wyjątki.
Na razie: imieniem tychże Braci naszych prosimy serdecznie o modlitwę w ich intencji! By też Niepokalana dozwoliła im coś zdziałać dla Swej, a tym samem Syna Swego, chwały