Co mam z czystości?

Ilekroć przezwyciężam pokusę, tyle razy wzmaga się we mnie poczucie wartości. Zdaję bowiem sobie sprawę, że nie jestem byle kim, skoro potrafię górować nad pokusą.

Patrzę na pokusę jak sportowiec: widzę w niej przeszkody w biegu życia, a przeszkoda podczas biegu nie jest po to, by w nią wpaść, ale by ją przezwyciężyć. Tylko niedołęga ulega pokusie.

Nie daję się złapać pokusie na jej przynęty w postaci obiecanej przyjemności. Bo nawet choćby przyjemność miała być wielka, to jednak świadomość, że się przezwyciężyło pokusę, już gdy ona minie, przyniesie jeszcze większe szczęście. Jako młodzieniec cenię wyżej ponad wszystkie przyjemności - przyjemność ze zwycięstwa.

Ilekroć przezwyciężam pokusę, czuję się wolnym. Dlaczego? Bo uwolniłem się z tyranii popędu. Dlatego po przezwyciężeniu pokusy czuję się jak na skrzydłach. Tymczasem, gdybym uległ pokusie, czułbym się jak naiwniś wystrychnięty przez popęd na dudka.

Ilekroć przezwyciężam pokusę, czuję się niezależnym od tego, co mój własny popęd przynosi złego a otwieram sobie możliwości zużytkowania tego samego popędu na moją korzyść. Ja jestem jego panem, a nie on moim. Reguluję bieg i cel popędu, jak bieg dzikiej, spienionej rzeki. Ja go planuję, nie on mnie. W młodości popęd płciowy jest we mnie największą potęgą. Ja tą potęgą kieruję, nie ona mną. Staję się przez to większą niż dzika namiętność potęgą. [248]Co więcej kieruję nią dla powiększenia swego szczęścia. Lecz co najważniejsza: szczęśliwym w młodości mogę być w pełni wtedy tylko, gdy całkowicie opanuję popęd. Ale opanuję po co? Dla jakiego celu? Dla wyższego celu niż popęd.

Co mam z czystości? Świadomość, że wartość moja rośnie; że wolność moja rośnie; że poczucie siły we mnie rośnie; że zaczynam kierować swoim losem - ja, nie ślepe, dzikie we mnie siły. Jestem jak pływak na wodospadzie. Owszem, jestem jak pływak, który ledwie ramionami ruszy, zmusza wodospad, choćby taki jak Niagara, by pomagał do pływania, gdzie ja chcę.