Ci, co byli w Konnesreuth

Pisząc w poprzednim numerze o Teresie Neumann, obiecaliśmy podać jeszcze wrażenia tych, co u niej byli i dziwne te sprawy na własne oczy oglądali. Nie mówimy "cuda", pokąd władza kościelna nie wyda orzeczenia.

Tem ciekawsze będą podane tu opisy, że Kurja Biskupia zakazała bezwzględnie wszelkich odwiedzin Teresy, tak na kilka miesięcy: świeżych wrażeń tedy nie rychło się doczekamy.

Gdy jeszcze żadnego zakazu nie było i mnogie tłumy dążyły do domku rodziny Neumannów, zawitał tam i doktór medycyny Wolfgang von Weisl "Nie mogłem opanować zdumienia - opowiadał potem - skoro zobaczyłem na własne oczy to, o czem nieraz słyszałem, zawsze niedowierzając w możliwość podobnych objawów".

Dom rodzinny Teresy Neumann
Dom rodzinny Teresy Neumann, w którym mieszka ona i teraz jeszcze.

"W jednym kącie - tak opowiadał dalej - stoi łóżko Teresy Neumann. Nad łóżkiem wisi fotografja cierpiącej z czasów przystąpienia do pierwszej Komunji św., obok obrazek jej patronki, św. Teresy. Widok tak boleśnie doświadczonej istoty przeszywa serce. Teresa Neumann siedzi na łóżku pochylona i patrzy na pół przymkniętemu oczami jakby w dal. Dają się słyszeć lekkie westchnienia. Blade rysy twarzy odzwierciedlają głęboki ból duchowy. Twarz otoczona jest białą chustką, pod którą na wysokości czoła widoczne są skrzepy krwi. Z obu oczu sączy się krew, która dwoma szerokiemi pasemkami spływa aż do podbródka i tworzy skrzepłą, brunatną masę. Na białym kaftanie widnieją duże ślady krwi. Wyciągnięte nieco ku przodowi, kołysane powolnymi ruchami, ręce, tworzą wraz ze ściągniętemi przez ból rysami, przejmujący obraz. Wyraźnie widzę rany na obu dłoniach. Krew na nowo płynie z oczu i z rany na piersiach. Radca sanitarny, dr. Seidel, z sąsiedniego Waldsassen, usiłował przy pomocy środków lekarskich uleczyć te rany. Bóle dziewczyny wzmogły się nie do wytrzymania, więc doktor usunął na jej prośbę opatrunki. Przejęta cierpieniem matka, stoi obok łoża boleści córki. Obecni ośmielają się zaledwie oddychać. Wszyscy, zarówno ci, których sprowadziła religja, jak i ci, co przybyli powodowani interesem naukowym, lub prostą ciekawością, opuszczają na palcach tę siedzibę cierpienia i wychodzą milczący".
Wielkie znaczenie miały odwiedziny O. Gemelli, rektora uniwersytetu Serca Jezusowego w Medjolanie, światowej sławy uczonego, kapłana, psychologa i lekarza, który przybył tam na życzenie Ojca św. Uczony Franciszkanin był ze swych doświadczeń bardzo zadowolony. Ojciec św. zaś w następstwie tych odwiedzin przesłał Teresie swoją fotografję z papieskiem błogosławieństwem i własnoręcznym podpisem. Kiedy O. Gemelli żegnał się z Teresą, powiedział jej, że złoży z tych odwiedzin sprawozdanie Ojcu św. w najbliższy czwartek. Na to Teresa zwróciła uwagę, że stanie się to dopiero w sobotę. Jakoż naznaczona na czwartek audjencja nie doszła do skutku i przepowiednia Teresy okazała się prawdziwa.

Dla nas może najciekawszem będzie opowiadanie Ks. Dr Kozubskiego, profesora warszawskiego Uniwersytetu. Był tam w czasie wakacyjnym b. r. wraz z Ks. Biskupem Gallem i tak między innemi o tem w "Kurjerze Warszawskim" napisał:

"Przebywając na kuracji w niewielkiej odległości od Konnersreuth, postanowiliśmy sobie, zachęceni do tego przez J. E. biskupa Galla, odwiedzić Teresę i to właśnie w dniu jej wizji i krwawienia, t. j. w piątek. Drogą telegraficzną postaraliśmy się o placet biskupie, poczem wyruszyliśmy z Egger samochodem, do Konnersreuth. Ze zrozumiałem naprężeniem oczekiwaliśmy chwili zobaczenia stygmatyczki i oglądania tych "dziwów", o których i naczytaliśmy się i nasłuchali wiele od kilku lat. W niespełna pół godziny jazdy szofer zatrzymuje się przy małym, schludnym domku i ogłasza nam uroczyście, że tu jest dom rodzinny Teresy Neumann. Dowiedziawszy się uprzednio, że proboszcz, ks. Naber, któremu zamierzaliśmy naprzód złożyć wizytę, jest u Teresy, wchodzimy do wskazanego nam domu.

W parterowej izbie przyjmuje nas ojciec Teresy, typowy bawarczyk, z zawodu krawiec i podobno najwięcej szanowany pośród obywateli w Konnersreuth. Zapytujemy go o Teresę i oznajmiamy cel naszego przyjazdu. W milczeniu prowadzi nas przez ważkie schody na przybudówkę i sam naprzód wchodzi do pokoju, gdzie leży stygmatyczka, której wizja i krwawienie mają się właśnie ku końcowi.

Porozumiawszy się z proboszczem, otwiera drzwi i zaprasza. Wchodzimy do schludnej izby, z urządzonym prowizorycznie ołtarzem; w kącie stoi staromodne łóżko z czystą pościelą, z której wyłania się twarz stygmatyczki; znać na niej ogromny ból, ale równocześnie i radość z cierpienia. Matka najmuje się właśnie obmywaniem krwi z głowy; obojętny jej wyraz twarzy świadczy, że przyzwyczaiła się już do tego, lata całe patrząc na to krwawe zjawisko u córki.

Piątkowe krwawienie Teresy Neumann
Piątkowe krwawienie: naszkicowane tylko, bo fotografować tego nie wolno.

Rana w boku osłonięta jest grubą powierzchnią waty, ale mimo to, krew przedziera się nazewnątrz. Teresa zajęta przebytą wizją, oczy ma zamknięte, a na pytania, nie dotyczące wizji, z trudem odpowiada. J. E. biskup Gall wkłada jej do ręki obrazek z zasuszonemi kwiatami z Ziemi świętej; Teresa, obracając go w palcach, w tej chwili poznaje, skąd są te kwiaty i z właściwą sobie prostotą, mówi: Da ist der Heiland ófters gegangen (Tędy Zbawiciel często chodził). Następnie Dostojny nasz towarzysz podróży wyjmuje z kieszeni różaniec i podaje stygmatyczce, która, dotknąwszy się go, ogłasza: Der es hat, der hat den Heiland gern (Właściciel tego różańca kocha Zbawiciela).

Natomiast stojącemu obok nas biskupowi, z Brazylji, dokonywującemu tej samej próby z różańcem, odpowiada, że ten, kto podany jej różaniec wykonał, już nie żyje i jest z Bogiem złączony".

Najczęstszym gościem domu Neumannów jest miejscowy proboszcz Ks. Naber. O spostrzeżeniach swoich i, wrażeniach mógłby on powiedzieć najwięcej - i opowiada też wiele - nas tu obchodzić będą szczegóły, jakie z ust jego usłyszał Ks. Biskup Weitz, dotyczące śmierci i Wniebowzięcia Matki Najświętszej.

"Stygmatyczka przedstawiła - pisze w swej książce Ks. Biskup Weitz - pięknie śmierć Matki Najśw., tę śmierć spokojną i cichą, jakby łagodne pożegnanie świata, a radosne przejście w krainę niebios. M. Boża według jej opowiadania umarła w Jerozolimie, w pokoju, który przylegał do wieczernika (nie w Efezie?) Apostołowie kołem otoczyli śmiertelne łoże Matki Chrystusowej, ciężko im przyszło żegnać się z Nią na zawsze. Ale widząc tak piękną śmierć, pocieszali się. Potem ponieśli ciało na górę oliwną: pogrzebali w zwykłym grobie. Widziała Teresa dalej, jak Aniołowie zstąpili z nieba, jak Najśw. Dziewica wstała z grobu i na skrzydłach anielskich uniosła się w górę, a tam nowe anielskie chóry czekały na Nią. Przedewszystkiem zaś Jej Boski Syn promienny, jaśniejący chwałą wyszedł na jej spotkanie i witał Ją. Gdy znikło widzenie, zrobiło się Teresie przykro, że znowu znalazła się na ziemi, ale wkrótce poddała się kornie woli Bożej. - Scena ta podobna do tej, jaką św. Augustyn w swych "Wyznaniach" opisuje. Oto siedział pewnego razu ze swą matką nad brzegiem morza w Ostji i zatapiali się obydwoje coraz bardziej w rozmyślaniu o niebie i o majestacie Boga tak, że w tej świętej kontemplacji umilkły usta ich, "a gdyśmy zeszli z powrotem na ten świat - pisze św. Augustyn - usłyszeliśmy znów dźwięk ludzkiego głosu lecz serce przepełniała tęsknota za niebem".

Wreszcie opowiadanie Ks. Biskupa Schrembsa, zamieszkałego w Ameryce, ale pochodzącego z tej samej Bawarji, co i Teresa Neumann. Wspominaliśmy już nieco o jego odwiedzinach - teraz pełniej. Ukończywszy swą podróż po Europie, skoro stanął z powrotem na amerykańskiej ziemi i znalazł się w otoczeniu witających go kapłanów diecezji, tak miedzy innemi do nich mówił:

- Gdy znajdowałem się wraz z wielu innymi pielgrzymami w pokoju Teresy, weszła jej matka. Mój kanclerz siedział poza mną. Nagle Teresa, która nie mogła spostrzec wejścia swej matki, poczęła szeptać:

- Matko, ten ksiądz obok ciebie - miała na myśli mnie - pochodzi z tego kraju. Urodził się niedaleko stąd.

Teraz jednak mieszka za wielką wodą i bardzo pracuje dla Boga. Ma on jeszcze wiele do zrobienia. Chcę mu coś powiedzieć - jemu tylko.

Zgromadzeni pielgrzymi poczęli opuszczać pokój, to samo chciał uczynić mój kanclerz. Ale Teresa powiedziała: "Ten ksiądz za tobą może zostać". W ten sposób ks. Fadden stał się jedynym świadkiem najbardziej poufnej rozmowy między Teresą Neumann i mną. Teresa odsłoniła najgłębsze tajemnice mojej duszy, tajemnice o których tylko Bóg wiedział i ja. To odsłonięcie tajników mej duszy złamało mnie i sprawiło, że się rozpłakałem. Wówczas Teresa mówiła mi o przeszłości i przyszłości. Opisała mi także księży mej diecezji aż do szczegółów i osobistych właściwości".

W tejże rozmowie - jak zeznawał - dotknęła Teresa wielkich trudności, na jakie napotykał w swojem pasterzowaniu. Określiła przeszkody, wskazała na te, które przedewszystkiem należy usunąć, oraz nazwała jawnych i ukrytych wrogów biskupa, zalecając ostrożność w stosunku do nich. W całej tej sprawie najdziwniejszem było to, że Teresa umiała powiedzieć angielskie nazwiska owych wrogów Kościoła. Wspomniała wreszcie o ciężkich prześladowaniach katolików. Biskup sądził, że Teresa mówi o Meksyku, ale ona odpowiedziała: "Nie, wcale nie! Prześladowanie meksykańskie ma charakter przejściowy i wkrótce się zakończy. Inaczej natomiast ma się rzecz w Rosji, gdzie prześladowanie jest zjawiskiem długotrwałem".

Przepowiednia ta wyszła z jej ust jeszcze w styczniu b. r., gdy wszystko zdawało się wskazywać na długie jeszcze trwanie prześladowania...

Zebrał A. K.