Choroby sekretne

Wyjawiam od razu, o czym chcę pisać - o chorobach wenerycznych, zwanych też sekretnymi. Od razu też napomykam, że jedne z tych chorób są widome, inne zaś utajone przez całe lata w organizmie ludzkim objawiają się potem w różnorodny sposób.

Sięgam myślą do czasów minionych, gdym jako młody lekarz rozpoczynał pracę w szpitalu. Utkwiła mi w pamięci następująca scena. Na szpitalnej sali leży matka z niemowlęciem marnym, bladym, pokrytym pęcherzami - wrzodami na calutkim ciele, nawet na piętach. Dyrektor szpitala zawyrokował:

- Ot, tak objawia się dziedziczna choroba weneryczna. Musimy leczyć i matkę i dziecko...

Poderwała się na to nadsłuchująca matka i wybuchnęła:

- Ależ to obelga, przysiąc mogę, żem niewinna. Mąż również jest tak solidny, że absolutnie nie ma prawa go podejrzewać... - i we łzach poczęła chlipać.

Zdetonowany lekarz zaczął tłumaczyć się:

- Choroba może być dziedziczna od dziadka, atawistycznie...

- Ach to być może: ojciec istotnie był wielkim hulaką.

Zapamiętałem inną scenę rodzajową, jak młoda żona przywiozła przystojnego męża, który został nagle sparaliżowany. Lekarze badają ten niedowład nóg, a również specjalnymi wziernikami oczy, i odkrywają, że pacjent przebył chorobę sekretną, zataił ją i wcale się nie leczył, aż po kilku latach objawiają się widomie straszne skutki.

Po ostatniej wojnie wyczytałem w "Robotniku" artykuł uczonego dr. Szymonowicza pt. "Krzyk", w którym bije na trwogę przed chorobami wenerycznymi. Strasznie wiele robotnic zostało zniewolonych i zakażonych przez wojsko. Potworne skutki rozpusty zgangrenują społeczeństwo i tak zdziesiątkowane już wojną. Przewidywania dr. Szymonowicza okazały się - niestety - słuszne i widome.

Osiadłem w kresowym miasteczku na zachodzie i zaskoczyła mię tu śmiertelność niemowląt, zakrawająca wprost na endemię. Jako lekarz poczuwałem się do obowiązku wykryć przyczyny fatalnego nieszczęścia. Począłem badać krew matek względnie ojców, nawet wbrew ich woli, i okazało się w większości wypadków, że małżeństwa powojenne nie zawsze są w porządku z próbą Wassermana, wykazującą chorobę weneryczną w organizmie ludzkim rzekomo zdrowym. To jest walna przyczyna zgonu noworodków i dopiero radykalne leczenie rodziców zapobiegnie dalszej katastrofie społecznej.

Ostatnio zgłosiła się do mnie urodna kobieta ze skargą na oczy, że niedowidzą. Przyznała się do samoistnego poronienia. Od razu zorientowałem się, że to choroba sekretna, której uległa, unieszczęśliwiona przez nieuczciwego mężczyznę. Nieleczona wykazuje, już po okresie utajenia, początkową ślepotę. Analiza krwi utwierdziła mnie w podejrzeniach.

Sprawa jest naprawdę groźna i zasługuje na wołanie SOS, czyli na bicie w dzwony na trwogę.

Słuszną jest rzeczą, iż od narzeczonych wstępujących w związki małżeńskie wymaga się badania lekarskiego i analiz krwi. Ale to za mało. Trzeba wdrożyć w świadomość społeczeństwa to przeświadczenie, że obecnie choroby weneryczne szerzą się, czyhają na każdego człowieka rozwiąźle żyjącego, nie zachowującego przepisów moralności.

Abusus in baccho et venere - nadużycie w opilstwie i rozkoszach lubieżnych mści się widomie już na tym świecie, w życiu codziennym. Do chorób sekretnych wiedzie rozpusta! Zaprawdę jeden moment zapomnienia w szale zmysłowym wlecze za sobą klątwę choroby ciężko uleczalnej, zatruwającej odtąd całe zmarnowane życie - przenoszącej się nawet na potomstwo. Niestety, dziś pokutuje żądza życia i użycia. Zdawałoby się, iż wysoka moralność nasza z czasów martyrologii niewoli polskiej minęła bezpowrotnie. Wobec takiego stanu rzeczy trudno przewidywać jakiś dobrostan. Przeciwnie, twierdzę, iż nieuchronnie wisi już nad nami zagłada. Grozi nam biblijne "mane tekel fares", jeśli w tempie tak zawrotnym ulegać będziemy, zwłaszcza młodzież, zgniliźnie moralnej. Nie pomogą nawet wynalazki lecznicze ostatniej doby.

By ratować sprawę naszego być albo nie być, podejmuję słowa ewangeliczne i wołam na każdego, kto pokalał się brudem niezmytej choroby: "Popraw się i nie grzesz więcej", a jako lekarz dodaję: lecz się zaraz, natychmiast.