Bohaterka z Łodzi

Sylwetki katolickie 24

Maria Jasińska

Do nieznanych i zapomnianych bohaterek martyrologium naszego narodu z czasu okupacji należy Maria Jasińska. Urodziła się 29.11.1906 r. w Łodzi. Ukończywszy gimnazjum humanistyczne im. Romany Konopczyńskiej-Sobolewskiej, pracowała jako opisywaczka w aptece.

Od najmłodszych lat odznaczała się zdumiewającą energią, pracowitością i pilnością, a serce jej przepełniała czynna, pełna poświęcenia miłość bliźniego, począwszy od najtkliwszej miłości rodziny, a kończąc na ostatniej nędzy ludzkiej.

Jako mała dziewczynka przerywa naukę, by poświęcić się młodszemu rodzeństwu. "Mając lat 12 - pisze potem - rzuciłam szkołę, by zostać w domu, zająć się maleńką jednoroczną siostrą i innym rodzeństwem: sprzątać 4 pokoje z kuchnią - bo rodzice byli zajęci - gotować i opierać. Robiłam to z własnej chęci i bez szemrania przez dwa lata... I byłam szczęśliwa naprawdę tylko wtedy, - gdy wszyscy wkoło mnie byli szczęśliwi".

Czas wolny od pracy w domu, w szkole czy w aptece poświęcała biednym i chorym. Nie myślała nigdy o sobie; odmawiała sobie wszelkich godziwych rozrywek i przyjemności. W spełnianiu uczynków miłości bliźniego odznaczała się pełnią słodyczy i delikatności, nie dając odczuć nikomu, że robi ze swych sił i czasu ofiarę.

W czasie okupacji jej czynna miłość bliźniego zwielokrotniła się jeszcze; poświęcała się bowiem bez wytchnienia wszelkiej nędzy ludzkiej i Ojczyźnie. Pracując w aptece, sprzedawała Polakom rzadkie leki, przeznaczone tylko dla Niemców. W chwilach wolnych od pracy przedostawała się do lagrów, dostarczając ofiarom barbarzyństwa niemieckiego środków leczniczych i paczek żywnościowych. Poza tym odwiedzała poddasza i sutereny, lecząc chorych i podnosząc wszelką materialną i moralną nędzę. Wreszcie, pracując konspiracyjnie, było łączniczką i przeprowadzała jeńców przez "zieloną granicę".

Lecząc ciało, leczyła i ducha. Zdrowie moralne narodu leżało jej bardzo na sercu i skutkiem tego dogłębnie odczuwała obniżenie poziomu moralnego. "Chciałabym -. pisze - by wszyscy ludzie robili dobrze, by życie płynęło równie, zgodnie i harmonijnie, bo chcę, by wszędzie, gdzie jestem, było miło, zgodnie i dobrze".

Wszyscy, którzy bliżej stykali się z nią, pozostawali pod urokiem jej ujmującego obejścia i delikatności uczuć. Prosta, bezpretensjonalna, szczera i rozumna, uczynna i koleżeńska, zawsze pogodna i uśmiechnięta, była powszechnie ceniona i kochana.

Ta wszechstronna, czynna miłość bliźniego wypływała u niej z głębokiej miłości Boga. Jej stosunek do Boga odznaczał się konsekwencją. Była to katoliczka nie z imienia, z metryki czy tradycji od wielkich świąt, ale z przekonania, z czynu i z życia. Nie posiadała tak modnej dzisiaj "swojej wiary" - według własnych urobionych poglądów, ale żyła Wiarą objawioną, jakiej nieomylnie naucza Kościół św. W jednym z listów tak pisze: "Człowiek po to przecież żyje, ażeby przez życie wznosić się duszą coraz wyżej i bliżej Boga". Oto opis jednego przeżycia, gdy była na wycieczce z przyjaciółką: "Piękny był wieczór tego dnia, widny od gwiazd i księżyca. Szłyśmy prawie całą drogę przez las, modląc się razem. I nigdy Lola nie była mi tak bliską, jak wtedy, kiedy nasze myśli płynęły razem ku Bogu".

Maria miała również dziecięce nabożeństwo do Niepokalanej. Należąc do Sodalicji Mariańskiej, urabiała swoje serce na niedoścignionym wzorze Najśw. Maryi Panny i przez Jej ręce składała Bogu wszystkie swoje prace, krzyżyki i ofiary.

Swoją miłość bliźniego Maria Jasińska przypieczętowała ceną swego życia. Wydał ją w ręce okupanta pracujący z nią kolega. 28 kwietnia 1942 r. o godz. 11-tej została aresztowana w Łodzi w aptece przez gestapo i osadzona w więzieniu na Radogoszczy. Mimo częstych i krwawych badań nie załamała się i nie wydała swych współpracowników z konspiracji. Według opowiadań jej towarzyszek niedoli, okazywała w więzieniu nadzwyczajny hart ducha. Wracając z tortur śledczych, poraniona, zdobywała się na uśmiech, dodając innym odwagi. W Wielkim Tygodniu, pragnąc połączyć się z cierpiącym Chrystusem, oddawała swoje porcje słabszym, sama natomiast piła czystą wodę. Po otrzymaniu wyroku śmierci przebaczyła swemu zdrajcy, prosząc rodzinę, by go zostawiła w spokoju. Poleciła również oddać swoje oszczędności biednym, o których nie zapomniała w ostatnich chwilach swego życia.

Na dwie godziny przed wykonaniem wyroku przewieziono ją z Radogoszczy do więzienia łódzkiego przy ul. Kopernika i tam na dziedzińcu więziennym skończyła na szubienicy swe pełne w zasługi życie 20 kwietnia 1943 r.

Do życia tej bohaterskiej duszy tak stosują się słowa Pisma Św[iętego]: "O jak piękny jest czysty rodzaj z światłością, nieśmiertelną jest bowiem pamiątka jego u Boga i u ludzi".