W małym kościółku w Punta Negra skończyła się właśnie Msza św. Choć to był dzień powszedni, poniedziałek, dzień 6 listopada 1922 roku, kościółek dość był zapełniony wiernymi. Cóż ich tak zgromadziło? Czy wiosna, która właśnie o tej porze w południowej Ameryce najpiękniej rozkwita, czy też miłość ku Matce Najśw., która w tym wiosenny[m] tutaj miesiącu pobudza do gorliwszego nabożeństwa? Czy może pragnienie, żeby zadość uczynić za krzywdę, jaką Matce Najśw. dzień przedtem wyrządzili bezbożni mieszkańcy stolicy Atakamy? Coś niezwykłego niewątpliwie się stało, bo oto ksiądz, skończywszy Mszę św., wbrew zwyczajowi wstępuje na ambonę, choć to nie niedziela ani święto. Posłuchajmy, co nam powie! Dziwne wywiera wrażenie postać kapłana. Twarz jego czarna jakby u murzyna, dlatego go też nazywają "Czarnym Ojcem". Pobożni go szanują dla jego dobroci, gorliwości i świątobliwości, a bezbożni dla tych samych powodów go nienawidzą. Jako syn św. Franciszka jest gorliwym czcicielem Matki Najśw. i jego zapewne najbardziej zabolało wczorajsze bluźnierstwo. "Stała się w naszym mieście rzecz straszna - rzekł wzruszonym głosem. - Zbluźniono Matce Najśw. Wiadomo, że wczoraj w niedzielę miała się odbyć procesja z cudownego miejsca San Fernando do naszej parafii. Sam otrzymałem na to pozwolenie burmistrza, choć nie bez trudności, sam tę procesję wyprowadziłem. Wiernych było dość dużo, bractwa postępowały z chorągwiami. Wśród śpiewów i modłów w najpiękniejszym porządku odbyliśmy półgodzinną drogę do Copiapó (tak nazywa się stolica prowincji Atakamy) i weszliśmy na główną ulicę miasta. Kiedyśmy się zbliżyli do teatru, napadła na nas czyhająca już tam zgraja masonów czy socjalistów i zaczęła przeszkadzać ludziom w dalszym pochodzie. Wśród nich dostrzegłem burmistrza; zwróciłem się do niego i grzecznie poprosiłem, by pozwolił procesji iść dalej. Odparł krótko, że nie pozwoli. Wtedy zgraja rzuciła się na tłum i zaczęła wiernych rozpędzać. I posypały się z ust bezbożników straszne bluźnierstwa na Matkę naszą Najśw. i obelgi na ich pobożnych czcicieli. Zuchwałość napastników wywołała oburzenie wśród wiernych. Bałem się, że przyjdzie do krwi rozlewu. Dlatego kazałem procesji cofnąć się do bocznej uliczki i tak wróciłem inną drogą spokojnie do kościoła.
Otóż przeciw tej publicznej zniewadze Boga w Trójcy jedynego, przeciw zbezczeszczeniu najświętszego majestatu naszej Królowej niebieskiej i Matki Najśw. podnoszę ze zranionego bólem serca ten głos protestu. Jako zastępca Boga na ziemi, jako kapłan katolicki, muszę się upomnieć o tę krzywdę Bogu wyrządzoną przez mieszkańców tego miasta. Och, jakżeż mi się serce krwawi, kiedy sobie wspomnę, jak straszną zbrodnią Bóg został tutaj obrażony. Bo publiczna obraza Boga, publiczne bluźnierstwo to zbrodnia prawdziwie szatańska!, to zbrodnia, która przepełnia miarę miłosierdzia Bożego i sprowadza gniew Boży na ziemię... Otóż zapowiadam wam, i to nie od siebie, ale w imieniu Boga, który mi dał w duszy poznać głosem swoim, że kara Boża spadnie niezadługo na to miasto występne. Oto całą tę prowincję nawiedzi trzęsienie ziemi, jakiego jeszcze nie doświadczono.
Domy padać będą jakby z kart zbudowane, ulice całe legną w gruzach, a pod gruzami zginą setki mieszkańców... Znieważyliście Panią naszą, ukochaną Matkę, Maryję, szydziliście z Niej, za to was Bóg ukarze taką karą, jakiej miasto jeszcze nie widziało. Bluźnierstwa wasze przeciw Matce Najśw. i Trójcy Przenajświętszej wzniosły się jako tama przeciw strumieniowi łask Bożych, dlatego gniew Boga nie da się przebłagać, tak mi mówi mój głos wewnętrzny, nieszczęścia tego już nie można odwrócić. Bóg objawi swą wszechmoc i ukarze was trzęsieniem ziemi, która was pogrąży w strasznym nieszczęściu".
Skończył i zszedł z ambony, w kościele zapanowała cisza. Wszyscy byli przerażeni. Bo cały wyraz twarzy i iskry padające z jego oczu nie zostawiały żadnej wątpliwości, że mówił z wyższego natchnienia, że głos Boży przemawiał przez usta "czarnego ojca", że zapowiedź jego z pewnością się spełni.
Od onego dnia minęły dwa dni. W tym czasie Copiapó doznało lekkiego wstrząśnienia, jakie tam się często trafiają i nie czynią na ludziach żadnego wrażenia, bo się do nich już przyzwyczaili. W jednym ze szynków miasta zebrała się gromada radykałów. Żywo rozprawiali o przepowiedni i wyszydzali ją. Wtem jeden z nich wskoczył na stół i wyciągnął najnowszy numer socjalistycznej gazety. "Słuchajcie! Przeczytam wam coś bardzo zabawnego, artykuł o czarnym ojczulku, arcyzabawne. Napis «Nunno w Copiapó», słuchajcie!" - "Ale kto to jest Nunno, pierwszy raz słyszę to nazwisko?" - zapytał ktoś z obecnych, dopiero niedawno przybyły z Europy. "Jak to, nie znasz Nunna? To sławny prorok w Valparaíso, jest oficerem, ale doskonale wróży deszcz i pogodę i trzęsienia ziemi, znakomite układa przepowiednie do kalendarzy". "Copiapó ma zaszczyt gościć u siebie - czytał dalej stojący na stole towarzysz - ma zaszczyt gościć u siebie godnego rywala Nunny z Valparaíso. Któż by przypuszczał, że pod świętą suknią «czarnego ojczulka» ukrywa się taki znakomity prorok.
Zdarzenie dziwne, prawie nie do uwierzenia, a przecież prawdziwe, że przed nie więcej jak 4 dniami nasz ojczulek w kościółku swoim przepowiedział, że Copiapó za karę za swe grzechy skazane jest na zagładę. Na szczęście Copiapó jest w lepszym położeniu aniżeli Sodoma. Posiada bowiem więcej aniżeli jednego tylko sprawiedliwego w swych murach, mianowicie 4 «Chinos premesores», którzy na procesji Matki Bożej przed jej posągiem tańczyli".
"Któż to są ci «Chinos promesores»?" - zapytał znowu ów obcy przybysz nieobeznany z miejscowymi zwyczajami. "To rzecz bardzo ciekawa - odrzekł czytający - to katolicy naśladują[cy] Dawida i jego żonę - i tańczą przed posągiem Matki Bożej, przebrawszy się po wariacku. Mówią, że to taki u [n]ich stary zwyczaj, zapewne jeszcze z czasów pogańskich, lecz pozwólcie, że dokończę artykułu. Otóż tym to należy podziękować, że trzęsienie ograniczyło się na lekkim wstrząśnięciu i przerażeniu heretyków i masonów". Śmiech zagłuszył ostatnie słowa czytającego.
"Chodźmy mu podziękować i pogratulować, że mu się udała ta przepowiednia". "Znakomicie" - krzyknęła zgraja i wśród śmiechu i szyderstw ruszono do mieszkania kapłana. Ale "Czarnego Ojca" nie zastano w domu. Pojechał na misję do wsi oddalonej o jakie[ś] 60 km.
Tymczasem "Czarny Ojciec" w największym pośpiechu co koń wyskoczy pędził do domu. Tego bowiem dnia rano, po Mszy św. znowu wyraźnie posłyszał ten sam głos, co wówczas przed kazaniem, mówiący mu, że chwila sądu Bożego nadchodzi. Natychmiast kazał przygotować swego wierzchowca i wyciągniętym galopem puścił się w drogę, bo chciał zdążyć jeszcze na czas, by w chwili nieszczęścia służyć pomocą swoim owieczkom. Kiedy przejeżdżał przez ulice Copiapó, miasto było już we śnie pogrążone. Była cudowna noc, ciepła pogodna. Ziemia kwiatami pokryta wydawała odurzającą woń wiosenną, przyroda nie przypuszczała, że za chwilę ten raj rozkoszy przemieni się jakby w straszne piekło. Bo oto zaledwie zajechał do domu i znalazł sobie miejsce nieco bezpieczniejsze, aż tu daje się odczuć nadzwyczaj silne wstrząśnienie. Zakołysały się domy. Z dachów i wieżyczek zaczęły się sypać kamienie, szyby pękają, ludzie przerażeni wybiegają z mieszkania na pół ubrani. A tu zaraz drugie wstrząśnienie silniejsze jeszcze. Następują dalsze i to w kierunku pionowym, kamienice jakoby niewidzialną siłą podrzucone w górę, rozpękują się, walą się dachy, padają ściany domów i grzebią pod gruzami tysiące ofiar. Drzwi wyrwane z zawiasów nie dają się otworzyć, mieszkańcy wołają o pomoc, a nikt nie spieszy, każdy zajęty myślą o własnym ocaleniu. Olbrzymia chmura dymu i kurzu wzbija się ku górze, tu i ówdzie przebijają się przez tę czarną oponę ogniste języki. Grozy dopełniają sygnały alarmowe straży ogniowej. Krzyk, hałas, huk, podziemne grzmoty, łoskot walących się domów, jęki zranionych i konających, o co za straszna noc. Kiedy się rozwidniło można było objąć wzrokiem grozę położenia, dwie trzecie miasta runęło.
"Chorągiew Maryi".
Ta część rodu ludzkiego, która nie służy Maryi, zginie; albowiem dusze pozbawione pomocy takiej Matki i Orędowniczki, pozbawione zostają pomocy Jej Syna i całej rzeszy niebieskiej.
Ryszard od św. Wawrzyńca