Badacze Pisma Świętego

(Karol Russel i jego sekta)

W Krakowie, do wagonu trzeciej klasy pociągu, idącego do Warszawy, wsiadł suchy, niepokaźny mężczyzna z niespokojnie latającymi oczyma. Gdy przedział się napełnił, wydobył ze swej walizki jakieś broszury i rozdał obecnym do przejrzenia. Tytuły tych broszur były arcyciekawe: "Gdzie są umarli?", "Miliony ludzi z obecnie żyjących nie umrą", "Pociecha dla narodów", "Posiadamy rząd", "Wyzwolenie", "Ostateczne dni" i inne już o mniej szumnych nazwach. Każdy z towarzyszów podróży, ot, dla zabicia czasu, wziął proponowaną broszurę do ręki.

Był wśród nas jeden z robotników zagłębiowskich. Prosty, dowcipny i rozgarnięty jegomość. Jak się potem dowiedzieliśmy, był przed wojną w Ameryce, i dużo o amerykańskich badaczach wiedział.

- Skąd pan to ma? - odezwał się ten polski amerykanin - przecież w naszych czasach rzucać na darmoche tyle druku, to kosztuje... Dziś każdy się uskramnia, a tu jak widzę, całą walizę wiezie pan tych książek i że cena bardzo niska. Z kuli czego (skądże) to dobrodziejstwo płynie?

Zwróciliśmy wszyscy oczy na naszego mówcę i badacza. Ten z powagą wielką tak zaczął swe wywody:

- Chociaż Jezus dawno przyszedł na ziemię, to jednak nauka jego nie była nigdy zupełnie zrozumianą.

Tak - powtarzał - nauki Jezusa nikt dobrze nie rozumiał. Nawet Apostołowie nauki całej nie poznali. Z biegiem czasów dopiero ludzie, powołani do tego przez Stwórcę, mieli wyjaśnić naukę Jezusa.

Nie ścierpiał jeden ze słuchaczy i zapytał:

- A którzy to w późniejszych wiekach byli gorliwsi od Piotra, czystsi od Jana, szlachetniejsi od Jakuba Starszego?

Udając, że nie rozumie zarzutu, ciągnął badacz dalej:

- Nie rozumieli Apostołowie całej prawdy, bo jakby ja rozumieli, tak, jak należy, to w ich pismach nie byłoby tyle wyrażeń, sprzyjających nauce Kościoła rzymskiego. Gdyby byli rozumieli, to dziś rzymski Kościół nie mógłby tak jasno i wyraźnie opierać się na słowach apostolskich.

- Jakże to - zapytał siedzący koło mnie podróżny - nie tęgim ja w Piśmie, bo tyle tylko pamiętam, co się w szkołach uczyłem, a przecie wiem, że Zbawiciel mówił do swoich Apostołów:

- Nie zostawię was sierotami. Prosić będę Ojca, a innego Pocieszyciela da wam - Ducha Prawdy, a on was nauczy wszelkiej prawdy i przypomni wszystko, cokolwiek wam mówiłem. Jakże to, czy chce pan powiedzieć, że nasz Pan Jezus kłamał lub słowa nie dotrzymał?

- Kiedy mi panowie nie dajecie przyjść do słowa! Jak apostołowie Paweł i Jan pomarli - ciągnął badacz - to zaczął szatan siać swą naukę, a tą nauką to właśnie Kościół katolicki, inaczej rzymskim zwany. A że trzeba było ludzi przed nauką tego Kościoła bronić, przeto posiał Bóg na pomoc tym niewielu ludziom, którzy prawdziwą prawdę chcieli strzec, takich ludzi, których Kościół rzymski wyklął i heretykami nazwał. Pierwszy to Ariusz, a potem Waldo - kupiec z Francji, Wiklef z Anglii, Luter z Niemiec. Oni właśnie byli prawdziwymi prorokami, ale już najprawdziwszym prorokiem, to był ostatni, ten, który jest naszym założycielem, naszym budowniczym, który oddał cały swój majątek na ogłoszenie nowej nauki, który całe życie poświęcił, by ludziom najsprawiedliwszą prawdę pokazać, a ten się nazywa Karol Russel - pastor z Ameryki.

- A ja słyszałem, że to nie był pastor - rzekł nasz znajomy z Zagłębia. - Russel był przecież kupcem czyli subjektem kupieckim; więc jakże człowiek, co jeno metrem mierzy materiał albo w tutki sól lub mąkę sypie i wykształcenia ku temu należytego nie ma, śmie się brać do tworzenia nowej nauki? Raz do Napoleona, cesarza Francuzów przyszedł szewc i powiedział, że nową stworzył religię, a cesarz przejrzał podane pismo, gdzie ta nowa religia była opisana i rzekł:

- Jużci dobra jest ta twoja religia, jeno są tu pewne braki, trza abyś jeszcze dobrał sobie dwunastu uczniów, daj im moc odpuszczania grzechów, potem trzeba, byś sam był ukrzyżowany, byś umarł i po trzech dniach zmartwychwstał i wniebowstąpił po czterdziestu, a że ty tego nie potrafisz, tu i nic mi z twojej nowej religii.

- Tak samo chyba i z Russlem, jak z tym szewcem. Gdyby był naprawdę mężem bożym, toby mu Pan dał moc, jak swoim prorokom, że, czy kto chciał czy nie chciał, to musiał ich słuchać, bo cuda czynili, umarłych wskrzeszali, prorokowali i te proroctwa się spełniły co do jednego. A słyszałem, że ten wasz kupczyk też prorokował, ale żadne jego proroctwo nie spełniło się. Bo przepowiadał koniec świata na rok 1918, a że się to nie spełniło, toście wy sami przesunęli koniec na 1925 r. i wiem, bo mi pisali krewni z Ameryki ze Stanów, że znalazło się tam siła głupców, co nie czekając końca świata, posprzedawali swe majątki, oddali do waszego zarządu pieniądze i zostali z kwitkiem. Czemuż wy sami w koniec świata wtedy nie wierzyliście, jeno głupotę ludzką, ile wlezie wyprowadzali w pole? Jakbyście byli wierzyli, tobyście pieniędzy nie przyjmowali, boć przecie na nic one w dniu Ostatecznym. Ale wy, przebiegłe lisy, wykiwaliście ludzi i zarobiliście na głupocie ludzkiej.

Zaczerwienił się badacz jak burak i zamilkł. Że zaś pociąg dojeżdżał już do Maczek, a w Strzemieszycach miał nasz Zagłębiak przesiadać, więc oddał badaczowi otrzymaną książkę i rzekł:

- Nic mi po niej. Rzekł jak Piotr do Ananiasza i Safiry: Twoje pieniądze niech ci będą na zginienie, bo kłamiesz Duchowi Św[iętemu]. I ludziom. Życząc nam szczęśliwej drogi opuścił wagon.