Czytuje się stale w prasie codziennej o postępach komunizmu w Polsce. Jesteśmy obecnie świadkami wzmożonego ataku wszelkich sił rozkładowych, wrogów religii i ojczyzny na dusze Polaków. Atak ten kierowany jest przez przywódców bolszewickich, którzy wyrzuciwszy z Rosji Boga i wszelką moralność i zamieniwszy kraj ten w jeden wielki dom niewoli, chcą "rajem" sowieckim uszczęśliwić całą ludzkość.
Zdrowe narody opierały się dotychczas tej fali zepsucia, stojąc twardo na gruncie religii i patriotyzmu. Nie podobało się to oczywiście krwawej, czerwonej międzynarodówce, która na swoim ogólnoświatowym zjeździe w roku zeszłym [1935] postanowiła zespolić wszystkie siły rozkładowe i zmieniwszy metodę działania - ruszyć na podbój ludzkości dla poddania jej pod władzę szatana.
Dotychczas komunizm prowadził swoją niecną robotę przez tajne komórki, tzw. "jaczejki", kierowane przeważnie przez żydów, a zakładane wszędzie tam, gdzie już przygotowawcza robota, prowadzona przede wszystkim przez bezbożników, wydała swoje owoce. Akcja ta okazała się niedostateczną, gdyż na jej lep brały się jedynie nieliczne jednostki.
Postanowiono więc zorganizować ruch masowy, któryby przygotowywał drogę bolszewizmowi. Udział w nim wziąć mają wszystkie żywioły tzw. "lewicowe", tj. ci wszyscy, którym solą w oku jest odrodzenie religijne i wzrost uświadomienia narodowego we wszystkich krajach. Ruch ten masowy pod nazwą "frontu ludowego" przybrał sobie bardzo sprytną pokrywkę, tumaniącą wielu nieuświadomionych. Jest nią hasło "walki robotników i chłopów z faszyzmem". Faszyzm w tym wypadku, w rozumieniu prowodyrów komunistycznych, nie oznacza tylko tego, czym jest w istocie, tzn. obecnego ustroju we Włoszech. Pod faszyzm podciągają oni wszystko, co stanowi tamę roboty rozkładowej. A więc "faszyzmem" jest religia i Kościół, "faszyzmem" jest moralność w życiu społeczeństw i jednostek, nierozerwalność małżeństwa i świętość rodziny, etyka katolicka, zdrowa literatura i sztuka; "faszyzmem" jest wreszcie praworządne państwo, armia i policja.
Ten tzw. "front ludowy" w Polsce nie istnieje jeszcze formalnie, tak jak w innych państwach. Ale istnieje faktycznie. Mobilizacja sił wywrotowych, zarządzona przez Moskwę, wydała już u nas swoje rezultaty. Pod hasłem walki z "faszyzmem" i pod komendą komunistów zjednoczyli się socjaliści i radykalni ludowcy, masoni, bezbożnicy i tzw. liberałowie wszelkich odcieni.
Starają się oni wykorzystać nędzę mas, głód i bezrobocie dla swoich niecnych celów. Powiadają oni, że zniknie to wszystko z chwilą usunięcia ustroju kapitalistycznego i wprowadzenia bolszewizmu.
Społeczeństwo katolickie zdaje sobie dobrze sprawę z istniejącego smutnego stanu rzeczy i nawołuje wielkim głosem do zmiany istniejących stosunków. Świadczy o tym choćby orędzie J.E. ks. metropolity Sapiehy[1].
Ale wyjściem z tego nie może stać się nigdy komunizm. Bo bolszewizm jest jeszcze gorszym wyzyskiem ubogich, jest ustrojem niewolnictwa. Stara się zrobić z człowieka bezduszną maszynę i bezmyślne bydlę, żyjące bez Boga, wbrew elementarnym podstawom moralności. Każdy już dzisiaj wie, że w Rosji sowieckiej panuje nędza, głód i takie upodlenie człowieka, jakiego nie było od czasów pogaństwa.
Drogą, na którą należy wstąpić, by zaprowadzić w Polsce ustrój sprawiedliwości społecznej jest jedynie droga, którą wskazuje myśl katolicka. Ale wszelkim, działającym w Polsce siłom nie chodzi o ulżenie doli człowieka pracy, ani o zaprowadzenie sprawiedliwości. Ich celem jest zepsucie dusz ludzkich i zniszczenie państwa polskiego przez przyłączenie go do Sowietów.
Opisaliśmy wyżej metody, jakich chwycił się komunizm, dążąc do opanowania Polski. Atak skierowany jest przede wszystkim na wieś, która dotychczas, stojąc twardo na gruncie religijnym i patriotycznym, była twierdzą nie do zdobycia.
Toteż najazd wroga stara się poczynić w tej twierdzy szczerby i wyłomy. Przychodzą na wieś ludzie z zatrutymi jadem nienawiści hasłami, rozpalają swoje "znicze" bezbożnictwa, rzucają "siew" bolszewizmu i wyraźnie już komunizujące "wici". Starają się uderzyć przede wszystkim w Kościół, który jest ostoją moralności i ładu. Podburzają ludność przeciwko duchowieństwu, wmawiając, że stoi ono na straży "zacofania" i wyzysku, wiedząc dobrze, że ono jest przede wszystkim stróżem sprawiedliwości i hamulcem wszelkiego zła. Rzucają demagogiczne hasła, w które sami nie wierzą, a które wymyślili po to tylko, żeby mniej uświadomionym wprowadzić zamęt w głowach i popchnąć do niepoczytalnych wystąpień.
Dzisiaj wróg jest już znany i nie obce są nam jego sposoby działania i cele, do których dąży. Nikt, kto ma ludzkie sumienie i choć trochę rozsądku nie da się nabrać na lep haseł wywrotowych i nie będzie własnymi rękoma kopał pod sobą przepaści.
Moralność i etyka katolicka będą fundamentami naszej lepszej przyszłości, a Niepokalana - tarczą w walce z ciemnymi siłami.
[1] Orędzie to podajemy w tym numerze na str. 135 pt. "W groźnej chwili"