Źródła siły duchowej Narodu Polskiego

Pamiętam jedną rozmowę z początkiem roku 1944. Był to okres załamywania się potęgi niemieckiej, okres zwycięstw sprzymierzeńców na wschodzie i zachodzie, niosących za sobą widok bliskiego już wyzwolenia spod okupacji hitlerowskiej. Ale był to jednocześnie także i smutny okres zwiększającego się rozbestwienia niemieckiego, okres masowych mordów, rozstrzeliwań, komór gazowych, krematoriów itp.

Gdy rozmówcy swemu z entuzjazmem powtarzałem zasłyszane w tajemnicy wiadomości radiowe, donoszące o zbliżającej się chwili upadku Niemiec i naszego wyzwolenia, odpowiedział mi ze smutkiem:

- Cieszy mnie to nie mniej. Tylko boję się poważnie jednego. Czy zdziesiątkowany przez Niemców, pozbawiony kilku milionów ludności, w tym elementu najwartościowszego, a w dodatku częściowo zdemoralizowany przez wojnę - potrafi nasz naród polski po uwolnieniu odrodzić się duchowo i biologicznie? Czy uzyskamy wolność tak rozpaczliwie słabi, przybici psychicznie, czy wrócimy znowu do dawnej prężności, do naszej dynamiki życiowej? To mię gnębi i nie pozwala tak całą duszą cieszyć się z nadchodzących chwil, jakby to należało.

Rozmowa nasza trwała długo. Ja broniłem tezy, że żywotne siły psychiki polskiej nie dadzą się załamać, że wraz z wolnością odrodzimy się i duchowo i po okresie, bezwzględnie wytężonej, ciężkiej pracy potrafimy nie tylko pokonać zniszczenia materialne, odbudować państwo, ale że osiągniemy jeszcze wyższy stopień dobrobytu materialnego.

Nie przekonały mnie jego argumenty o tym, że w roku 1943 mieliśmy zgonów dwukrotnie więcej niż urodzin - przecież trudno żeby było inaczej, gdy ojcowie siedzieli po obozach i więzieniach, albo wywożeni byli do Niemiec na prace. Ani o tym, że stosunki wojenne osłabiły moralność, zepsuły młodzież - jednocześnie jednak duża część tej młodzieży właśnie mogła być stawiana za przykład moralności, pobożności, bohaterstwa i poświęcenia.

Zgodziliśmy się wreszcie, że wyjaśnią nam nasze opinie dopiero, oby już jak najbliższe, dni wolności.

Przyznam się, że gdy obserwowałem życie społeczne w pierwszych miesiącach po wyzwoleniu, chwilami miałem poważne obawy czy się jednak nie myliłem, a czy właśnie mój przyjaciel nie miał racji. Słyszałem wszędzie o oszustwach, rabunkach, morderstwach, zabijaniu płodu w łonie matki, o wielkiej śmiertelności wśród niemowląt, o strasznym pijaństwie. Pocieszał mię tylko powszechny zryw do pracy, do jak najszybszej odbudowy. Jeszcze bardziej utwierdzał mnie w nadziei widok przepełnionych kościołów, pieśni i modlitwy dziękczynne, tysiączne wota na obrazach N. M. Panny.

Czekałem i patrzyłem dalej.

Dziś stwierdzam, że ja miałem słuszność. Naród polski otrząsnął się ze szkodliwych narowów i przyzwyczajeń okupacyjnych, nie dał posłuchu różnym prądom, rozkładającym inne narody (Niemcy, Francja - demoralizacja, ateuszostwo). Ale potrafił sięgnąć w głąb skarbca własnej psychiki narodowej, z niego czerpie wiarę, otuchę, siłę i moc do przezwyciężania wszelkich stojących przed nim trudności.

Nie jest jeszcze tak dobrze, by można było w spokoju założyć ręce i beztrosko spoglądać w przyszłość. Dużo wad, dużo obcych naleciałości, dużo przywar i złego zakorzeniło się w wielu duszach tak silnie, że dopiero usilna praca, ciągła, nieustanna walka z nimi pozwoli w pełni uzdrowić i odrodzić naród polski.

Trudno było wyżyć w czasie wojennym ze zwykłej swej pracy. Radził więc sobie każdy jak mógł. Przerzucali się ludzie z jednych zawodów do drugich, handlowali, przemycali, spekulowali. Ostatecznie nie szkodziło to zazwyczaj nikomu innemu, jak Niemcom. Wielu w ogóle odrzuciło stałą pracę, żyjąc z przygodnych zarobków.

Po wojnie nie wszyscy chcieli od razu powrócić do zwykłej, szarej pracy, do codziennych zajęć, trudu na roli, w fabryce, biurze. Zasmakowało niektórym życie z dnia na dzień, próbowali je prowadzić i dalej. Nadarzyła się w dodatku wyjątkowa okazja - możność szabrowania z Ziem Odzyskanych. Inni znów nadal pędzili "bimber", zapominając, że wódką swą trują naród.

W życiu rodzinnym w czasie okupacji często nastąpiły przymusowe zmiany. Mąż musiał ukrywać się, żona została sama. Inni walczyli w wojsku polskim na zachodzie i wschodzie. Zarażeni złym, obcym przykładem nie zawsze chcieli małżonkowie powrócić do siebie. Za przykładem starszych często próbowała iść młodzież.

Powoli jednak życie w kraju zaczynało się normować. Trudno już było wyżyć bez stałej pracy, coraz więcej małżonków powracało do siebie, młodzież zaprzestawała hulanek, wracała do nauki i zakładała rodziny.

Natura polska, nasza psychika narodowa brała górę nad obcymi naleciałościami, wracała do tych dawnych zasad, na których budowała swe życie - jednostkowe i zbiorowe. Podstawą, podłożem naszej psychiki była głęboka miłość do ziemi rodzinnej, do własnej rodziny, tak jak to przez wieki nakazywała i uczyła religia katolicka. żadne próby oderwania ludu polskiego od swej wiary nie mogą się udać. A gdyby nawet - co jest zresztą niemożliwe. - kiedykolwiek by się udały - to z tą chwilą naród polski przestałby się rozwijać, zatraciłby swe wszystkie cechy wartościowe, zginąłby po krótkim czasie. Wiara bowiem jest z polskością nierozerwalnie związana. Jedno wspiera się o drugie i wspólnie dopiero stwarza życiową siłę narodową.

Czyżbyśmy, żeby nie wiara, mogli zastać dziś na Ziemiach Odzyskanych milion Polaków-autochtonów, którzy wytrwali przy polskości przez setki lat ucisku niemieckiego. Właśnie wiara utrzymywała ich przy polskości. Szczególnie zaś głęboki kult dla Niepokalanej, o którym mówią choćby takie miejscowości, jak Gietrzwałd, Wambierzyce. Rokitno, Piekary; Święta Lipka i inne - tak bliskie religijnej duszy ludu Śląska, Mazurów, Ziemi Lubuskiej.

Czyż gdyby nie wiara, dałoby sie powstrzymać tak silnie mimo wszelkich oporów psychiki polskiej, wszczepianą przez najeźdźcę demoralizację, nieuczciwość, zdradę? Tylko wiara sprawiła, żeśmy potrafili dać odpór tym próbom deprawacji, a dziś odradzamy się moralnie i materialnie.

Rok temu w czasie swych podróży po Ziemiach Odzyskanych, znalazłem się koło Głogowa, w małym miasteczku, wiosce prawie - Głogówku. Na niemieckich gospodarstwach, zniszczonych tu bardzo silnie przez Wojnę, osiedli repatrianci i mieszkańcy Polski centralnej. W pobliżu nie było kościoła, i oto ci biedni ludzie, prości chłopi polscy, w ciągu pół roku własnym kosztem i własną pracą zbudowali sobie mały, ale ładny, murowany kościółek. Ze zburzonych domów wozili cegłę, ze składek kupili cement, szkło i co tam jeszcze potrzeba było. Byłem w Głogówku właśnie w dniu poświęcenia. Gdy ksiądz poświęcał ten kościółek pod wezwaniem Maryi Królowej Polski, widziałem, jak nie tylko kobiety, ale i mężczyźni płakali z radości - że oto mają swój kościół, że dzieciom swoim taką właśnie tutaj zostawią po sobie pamiątkę.

I wiele jeszcze podobnych przykładów mógłbym przytoczyć.

Pisząc to teraz, myślę o tym moim rozmówcy z roku 1944. Nie wiem, gdzie się znajduje obecnie. Ale gdybym go ujrzał, z zadowoleniem mógłbym mu teraz powiedzieć:

- A jednak miałem rację. Naród polski nigdy się nie załamie. Odrodzi się nawet po największych ciosach. Swoje bowiem życie oparł o Boga, o Niepokalaną. A pod Ich opieką zawsze ze wszystkim da sobie radę. I dlatego, nie boję się, że jeszcze gdzieniegdzie panuje zło, że szerzy się niechęć do pracy, nieróbstwo, że ten i ów stał się może niedowiarkiem. Wspólnym wysiłkiem, wsparci twórczą mocą ducha polskiego, wyrastającego z najgłębszych podkładów katolicyzmu - na pewno pokonamy szczęśliwie wszelkie trudności, na pewno zwyciężymy!

Jestem pewien, że przytaknąłby tylko moim słowom.