Zdemaskowanie Guzika

Od czasu kiedy spirytyzm ogłosił swoje "dziwy", wielu bezkrytycznie całkowicie weń uwierzyło, a nawet niektórzy z katolików zapytywali: dlaczego to Kościół go nie popiera mimo, że spirytyzm "wykazuje" istnienie duchów? Opowiadano też sobie niestworzone - rzeczy o "plazmach" "kataplazmach" "emanacjach" "zjawach" itd.

Tymczasem okazuje się coraz bardziej, że dla wyjaśnienia tych zjawisk, bynajmniej nie potrzeba się zapędzać, aż gdzieś w kraj duchów. Ostatnio wykazano to w Krakowie na najsłynniejszym "medjum" w Polsce, p Guziku. Oto jak pisze p. Henryk Grudziński-Gralski, bibliotekarz Tow. Meta-psychicznego w "Głosie Narodu": Krak. Towarzystwo Matapsychiczne rezprezentuje wprawdzie rozmaite kierunki światopoglądowe, ale ostatecznym i wspólnym celem wszystkich zwolenników "badań psychicznych" było i jest: stwierdzenie faktów nadnormalnych i wydobycie prawdy za wszelką cenę. Nic dziwnego więc, że "zawzięło" się właśnie na Guzika - właśnie ze względu na niewystarczające wyniki badań Sorbony i również nie zadawalniające badania Guzika przez międzynarodowy Instytut Metapsychiczny w Paryżu. Sorbona stwierdziła tylko, że nie obserwowała nic nadnormalnego u Guzika, zaś dr. Geley z Inst. międzynar. przeprowadzał większą część badań w prywatnym mieszkaniu, gdzie o naukowej kontroli mowy być nie mogło. Z Guzikiem przedstawiała się sprawa kontroli o tyle trudniej, że regularność i wielkość jego zjawisk zdawała się czynić zwyczajną kontrolę zbyteczną, o ile tylko ręce i nogi były ściśle kontrolowane. Tu leży cała tragedia dotychczasowych badaczy i cała sztuka Guzika - że potrafił subjektywnie wywołać wrażenie nieruchomości rąk, a mimo to, korzystając z ciemności, ręce i nogi uwolnić, a kto wie, czy nawet cały nie wstawał. Zdemaskowaliśmy go jednak obecnie w Krakowie, właśnie dzięki tym poprzednim badaniom, które ujawniły, ze Guzika można zrehabilitować lub... zdemaskować jedynie aparatem fotograficznym.

Specjalna komisja przystąpiła do swej pracy z całą premedytacją, stosując wobec Guzika największą" ostrożność, Kto bowiem zna zjawiska medjumiczne, a nawet hypnozy wie, że światło niespodzianie stosowane może medjum ciężko uszkodzić, jak się to stało z medjum, p. Tomczykówną, którą brutalność laików pozbawiła wzroku: - oślepła ona na przeciąg dwóch lat. Dalej nie trudno zrozumieć, że medjum skrępowane, wiązane, rozbierane i podejrzywane o oszustwo, ulegnie autosugestii, słabości i bezsilności. Przecież najsilniej występuje medjumizm spontanicznie.

Wobec tak "słynnego" medjum jak Guzik, należało stosować się do powyższych zasad metodologicznych, a przecież też brać pod uwagę możliwość oszukańczych sztuczek. Spróbowano początkowo wiązać ręce i nogi Guzika taśmą świecącą i plombowaną przy równoczesnem wiązaniu wszystkich uczestników seansu - lecz wtedy nie okazały się żadne zjawiska, jak zresztą zawsze w takich warunkach. Dziwnym zbiegiem okoliczności potrafił Guzik podczas swej 30-letniej karjery medialnej, zawsze jakoś szczęśliwie ominąć Scyllę i Charybdę apara[t]u: fotograficznego. Jak tylko zobaczył aparat - zjawisk nie było. Otóż skoncentrowaliśmy nasz atak w kierunku zezwolenia na przynajmniej jedno zdjęcie podczas seansu, rzekomo celem otrzymania obrazka dla wydawnictwa.

Spryt Guzika tym razem zawiódł, zaufał on "zacietrzewionym spirytystom", za jakich nas uważał i pozwolił na ustawienie aparatu połączonego z kontaktem (gruszką) do zapalania magnezji w ciemności. Gdy się "zjawa" ukazała, proszono "ją" tak długo, aby ową "gruszkę" za plecami Guzika przycisnęła - aż wyraźnie rzekła: "Zaświecę" i - zaświeciła. Po wywołaniu tej pierwszej kliszy stwierdzono na niej brak wszelkiej "zjawy". Guzik dostarczył nam okazowego zdjęcia, uwidaczniającego go z dobrze kontrolowanymi (trzymanymi przez sąsiadów) rękoma i nogami. Zapomniał tylko jednej rzeczy, że nie można z ręki odrzucić gruszki ze ściany zerwanej, aby na kliszy nie uwydatniła się wyraźnie jego dłoń z gruszką i plecionką pod oknem, na kliszy jednak znajduje się ona wyraźnie w jego ręce. To pierwsze, właściwie już dostateczne zdemaskowanie "zjawy" skłoniło komisję do zainstalowania drugiego tajnego przewodu, pozostawiając pierwszy niedziałający kontakt przy Guziku, ustawiając równocześnie już cztery aparaty fotograficzne po rogach pokoju. Guzikowi wytłumaczono, że pierwsze "wyborne" zdjęcie nie wystarczy i prosimy o drugie. Ale w chwili, w której zjawa nad głowami komisji oświadczyła gotowość zapalenia światła, zabłysła nasza instalacja, a fotograficzne czterostronne zdjęcie wykazuje, co następuje: Na stole leżą tylko trzy ręce i tylko jedna ręka Guzika, druga zaś, lewa, jest podniesiona widać ułożone dziwnie palce Guzika wraz z ramieniem, te oto palce, wazeliną fosforyzującą natarte, imitowały ruchami usta mówiące, zaś natarta twarz zbliżająca się do ręki imitowała zjawę.

Niezmiernie speszonemu Guzikowi tłumaczyliśmy zabłyśnięcie przedwczesne magnezji, krótkim spięciem - uwierzył i zademonstrował nam jeszcze pisanie "metagrafologiczne", które ja już dwa lata temu jako autentyczne rękopisy Guzika zdemaskowałem. (Na zjeździe międzynarodowym w Warszawie). W chwili poruszania się ołówka i papieru zaświeciliśmy światło elektryczne i na nieuwolnionej ręce Guzika, trzymanej tylko za mały palec przez sąsiada leżał przyciągnięty arkusz papieru, a między palcami opadnięty ołówek. Tymsamym ołówkiem atramentowym zaplamił sobie Guzik usta, gdy dzień przedtem dotykał nim twarzy sąsiadów seansujących. Że i nogami operował, wykazał wyraźny odcisk obcasu na ramieniu prof. K.

Cała zagadka tkwi jeszcze w tym, jak sobie Guzik ręce uwalnia, jak jedną ręką trudne supełki wiąże, jak się cały podnosi, jak stwarza dotykalne postacie, latające zwierzątka o wyraźnej sierści, co na seansach obserwowano itd. Po ostatecznym zdemaskowaniu, przyznał się do oszukańczych manipulacji broniąc się zresztą, że nie pamięta i "sam nie wie, jak to robi" - a kto wie, może poniekąd ma i rację.

Nam wystarcza stwierdzić w imię prawdy, że od długich lat wszystkie zjawiska u Guzika są podobne i prawie identyczne z tymi zjawami ręcznymi i "zręcznymi", któreśmy jako kuglarskie zdemaskowali i że naszym obowiązkiem jest, jeżeli już nie wydobycie nowych prawd, to przynajmniej tępienie dawnych kłamstw, by i w ten sposób przyczynić się do zwalczania zarówno zabobonów, jak nienaukowych uprzedzeń.