"Zniechęcałam się na widok moich niedoskonałości", opowiada jedna z nowicjuszek, a św. Teresa tak mi mówi: "Czynisz wrażenie maleńkiego dziecka, które zaczyna stawiać pierwsze kroki, ale chodzić jeszcze nie może. Chcąc się koniecznie dostać na piętro do mamy, podnosi nóżkę, by wejść na pierwszy stopień. Daremny trud! Upada za każdym razem, nie może iść naprzód. A więc bądź tym małym dzieckiem; spełniając wszystkie cnoty, podnoś zawsze jakby nóżkę na stopnie uświątobliwienia, a nie myśl, czy będziesz mogła wnijść choćby na najniższy stopień. O nie; Bóg chce tylko dobrej woli twojej. On stoi tam wysoko na schodach i spogląda na ciebie z miłością. Wkrótce, zwyciężony twymi próżnymi wysiłkami, znijdzie Sam, weźmie cię na ramiona, i uniesie na zawsze do królestwa Swego, gdzie Go już nie opuścisz.
Ale jeśli zaprzestaniesz dźwigać nóżkę, długo cię zostawi na ziemi".
"Jedyny sposób postępowania szybko na drodze miłości - mawiała jeszcze - pozostawać zawsze bardzo maleńką; ja tak czyniłam; to też teraz śpiewać mogę ze świętym naszym Ojcem Janem od Krzyża:
Zniżając się tak głęboko, tak głęboko,
Wznosiłam się tak wysoko, tak wysoko,
Dosięgam celu, co go nie sięga oko.
W pewnej pokusie, jak mi się zdawało, niepokonalnej, mówiłam jej: "Tym razem nie mogę wznieść się ponad nią?" A zatem "przejdź pod nią", rzekła. "Dobrze to dla dusz wielkich, unosić się i wzlatywać ponad chmurami, gdy się burza sroży; co do nas, znośmy ulewę cierpliwie. Mniejsza, jeżeli trochę zmokniemy! Osuszymy się potem w słońcu miłości.
"Przypomina mi się drobny szczegół z mego dziecięctwa. Razu jednego koń zagradzał przejście do ogrodu, siostry naradzały się, jakby go usunąć. One się naradzały, a ja przesunęłam się cichutko poprzez nogi konia... Widzisz, ile zyskujemy, gdy się staramy pozostać małymi".