Z pod ziemi

Seria III. Maryja Matka łask wielkich 10 (40).

Pora obiadowa.

Już przebrzmiały dzwony na Anioł Pański. Już ucichły Modlitwy... Modlitwy - bo taki zwyczaj u katolików, że gdy słońce dochodzi do najwyższego punktu w całodziennym swym pochodzie, oni się modlą do Tej Najświętszej, Niepokalanej, która sprawiła, aby na niebie wschodziła światłość nieustająca, słońce życia i miłości, Zbawca świata Przyjaciel nasz Boski, w naszym życiowym pochodzie Jezus Chrystus.

W południe, gdy każdy tak chętnie szuka cienia, by spocząć i odetchnąć po pracy, katolicy dzwonią po wszystkich swych kościołach i modlą się do Maryi Bogarodzicy i Dziewicy, która właśnie przed skwarem gniewu Bożego, I z powodu nieprawości ludzkich bez liczby prawie, przed żarem Świętości Nieskończonej, domagającej się koniecznie! spalenia, zniszczenia wszelkiego grzechu - brudu, jako mgła okrywa ziemię, zasłania ją, cieniem darzy i oręduję! za nami - Ona Matka i Boża i nasza, więc w środku Pośredniczka przedobra!

W południe, gdy każdy myśli o posiłku, o obiedzie, katolicy Anioł Pański odmawiają, o Tej myślą Najświętszej! Niepokalanej, która nam wszystkim pokarm duchowy daje to jest wszelkie łaski od Pana Boga. Wszystkie łaski! przez ręce Maryi.

Tak jest u katolików.

Przebrzmiały już dzwony. Ucichły modlitwy...

W ogródku państwa Nizińskich, obywateli jasielskich,! na zielonej runi, w cieniu drzew owocowych, pokrytych! woniejącem kwieciem, spoczywa kilku robotników. Nie dawno się położyli, a zmęczeni bardzo, bo kopią szeroki i długi na kilka metrów, dół. Już ogromny wał ziemi łopatami wyrzucili. Robota to ciężka. Namacha się przytem człowiek. Więc tylko się położyli, oczy zaczęły im się kleić. Usnęli.

Naraz słyszą krzyk jakiś przeraźliwy, a potem wołania:

- Ludzie ratujcie! Staszka mi zasypało!!

Otwierają oczy, a tu pan Niziński stoi przed nimi, ręce

do nich wyciąga i powtarza:

- Ratujcie! Stasiu mój wszedł do dołu i obsunął się nasyp i żywcem go pogrzebało. O Boże! Boże!

Zerwali się robotnicy. Dalej do łopat. Pół dołu ziem!... Zanim się to wyrzuci... Już po Staszku. Chłopczyk to malutki, kilka latek dopiero ma. Udusi się... Ciężar ziemi go przytłoczy.

Prędzej, prędzej! Może gdzie jeszcze inne łopaty są? Wszyscy odkopujmy! Może jeszcze... może, może.

Lecz czas upływa, a tu każda minuta straszna. Bel powietrza... głęboko pod ziemią...

Już kilkanaście łopat w ruchu, już się zbiegło mnóstwo. Ciekawi nieszczęściem wzruszeni. Zaglądają w dół i uwagi swoje robią:

- Jaki to cios okropny, nagły. Biedna dziecina taką śmierć znalazła. O Jezu!

- Ej bo też to przecież, takiego dołu nie zostawia się niezagrodzonego.

- I ziemia wyrzucona powinna być deskami obstawiona.

- Dziecko jak dziecko. Musiało widzieć, że ojciec tam chodził, to i ono tam poszło. "Tatusiowi wolno to i mnie"

- Stasiu taki miły chłopczyk a mądry, tak się ślicznie chował.

- A ojciec tak go lubił. Tak się nim cieszył. Nikt. tylko Stasiu u niego...

- A matka, matka?

- Zemdlała nieszczęśliwa. Cucą ją.

- Boże! co za przypadek!

Płacz i łkania tłumią im słowa.

A pan Niziński, na boku klęczy, twarzą zwrócony do kościoła Ojców Karmelitów, gdzie był cudowny obraz-statua Najświętszej Maryi Panny[1], pochylił się w pokorze, cierpieniem przygnieciony aż ku ziemi i szepcze pół-głosem: - Matko Boża Cudowna wróć mi Stasia.

Jakby o wszystkim zapomniał, ani odkopującymi nie kieruje, ani do dołu nie zagląda, jeno Najświętszą Panienkę błaga:

- Wróć mi Stasia! Mojego Stasia mi wróć.

Ludzie patrzą z politowaniem na niego. Jedni kiwają

głowami:

- Biedny ojciec, biedny nieszczęśliwy.

Drudzy rękami machają:

- Eh, przepadło wszystko. Już się tam swoim Stasiem nie nacieszy.

Naraz krzyknął ktoś:

- Hej! Uważajcie. Ubranko - sukienkę widać - o tam, tam. Ostrożnie z łopatami!

Wszyscy się poruszyli. Wszyscy w dół zaglądają, ojciec ani drgnął. Klęczy i modli się:

- Najświętsza Panienko wróć mi Stasia.

I cisza się zrobiła, taka głęboka, ciężka. Co się dzieje?

Jeden z odkopujących bierze dziecinę w ręce, w/cida? ziemi

- Czy żyje, czy nie żyje?

Aż oddechu ludziom brak, tacy zainteresowani, fi iem i rozlega się dzwięczny głosik:

- Tatusiu, tatusiu! - To Stasiu. Żyje! żyje! Ojciec w tej chwili skoczył, jak lew, do dołu. Chwycił!

Stasia i całuje i pieści:

- Mój Stasiu! Mój Stasiu! żyje! żyje! O Matko Boża, to twoja łaska! Twoje miłosierdzie! O jakaś Ty dobra!

Ludziom oczy wyszły na wierzch. Zaniemieli z podziwu, gdy się ocknęli, krzyk powstał, płacz, wrzawa:

- Widzieliście! Uprosił u Matki Bożej. Z pod ziemi synaczka mu wróciła żywego, całego. To cud, cud! O Maryjo, co za moc Twoja, co za potęga! dobroć, a litość, O Maryjo, obyśmy Cię kochali za to i ufali w Tobie jak należy i z wiarą, żywą, silną do Ciebie się uciekali. Dzięki Ci i chwała. Prawdziwie Tyś Matką łask wielkich.


Rycerzu Niepokalanej! Głęboki dół, przepaść śmiercią grożąca, to masoneria. Tysiące ludzi już pochłonęła i zgubiła na wieki i jeszcze chłonie. Nieprawością wszelkiego rodzaju przywala ich tak, że się duszą formalnie i giną. Ratujże ich, ratuj! Czy wiesz jak? Sam nie dasz rady. Nic nie zrobisz. Tu tylko Maria wszechwładna. Ona potrafi! Ona zrobi! Do Niej więc za nimi! Do Niej szczególnie w tym miesiącu!

[1] Dzisiaj jest w Tarnowcu, obok Jasła.