Mniej znanym jest wypadek, który zdarzył się naszemu wieszczowi Adamowi Mickiewiczowi[1].
Podczas pobytu swego w Kownie, gdzie mieszkał jako profesor języka łacińskiego w tamtejszym gimnazjum, Mickiewicz przedsiębrał często wycieczki za miasto, do sławnej z piękności doliny, a zawsze samotnie, bo zawiedzionego w pierwszej swej miłości poetę, towarzystwo ludzi niewypowiedzianie drażniło.
W czasie jednej z tych samotnych wycieczek chciał użyć kąpieli w nurtach Niemna, a że pływał doskonale, najmniejsze przypuszczenie niebezpieczeństwa nie powstało mu w głowie. Przepłynąwszy więc z jednego brzegu na drugi i odpocząwszy chwilę, powracał już, gdy wtem na środku rzeki na największej głębinie porwał go kurcz i takie osłabienie, że czuł iż moment, a niechybnie utonie. W tej chwili przypomniał sobie Adam matkę, swe niebezpieczeństwo w dzieciństwie i cudownie zeń za przyczyną Najśw. Maryi Panny ocalenie[2]; tak i teraz bez zwłoki polecił się sam serdecznie Tej Najmiłosierniejszej Opiekunce Niebieskiej.
Co się dalej z nim działo?.... nie pamiętał, ale gdy przyszedł do siebie, był już bezpieczny na brzegu, chociaż jak się tam dostał, ani sam nie wiedział, ani wytłumaczyć nie umiał.
Wypadek ten wpłynął wielce na ówczesny stan jego duszy, to jest na uspokojenie wewnętrzne, nie tyle przez tak blizkie spotkanie się ze śmiercią, ile szczególnie przez cudowną pomoc Najśw. Maryi Panny.
[1] Z krytycznego dziełka Jana Łuby o Mickiewiczu - nakł. T. H. Nasierawskiego, Warszawa 1898.
[2] Wspomniane w I księdze "Pana Tadeusza".
Maryja nie tylko nie odmawia swojego miłosierdzia i swojej opieki tym, którzy Ją o to proszą, lecz się sama z tem nastręcza aby nas pobudzić do ufności i zachęcić do wzywania Jej obrony przeciw gromom sprawiedliwości Bożej.
Św. Alfons Liguori