Z naszych misyj w Japonji
Drukuj

MARJA!

Mugenzai no Sono, 21+110.32 r.

WYPRAWA PROPAGANDOWA DO MIJE.

Jeszcze przed niedzielą planowaliśmy wycieczkę propagandową, ale z powodu świąt pogańskich tak się "Rycerz" wyczerpał (bo była po temu dobra sposobność), że teraz już resztki tylko z kątów się powyciągało. Wzięliśmy więc trochę od nas, trochę od naszych miejscowych hurtowników i dwie walizeczki dość rzetelnie niebieskiemi broszurkami napełniły się.

W niedzielę zaraz po pierwszej Mszy św. ruszamy we dwójkę.

Pogoda była śliczna. Jedziemy do portu. Ledwo usadowiliśmy się na niewielkim okręcie, a już nasz parowiec kołysząc się lekko - odbija od brzegu...

Piękne widoki przesuwały nam się przed oczyma, a i rozmowa nasza, jakby pociągnięta temi widokami, zaraz weszła na wyższe tory. Piękna jest ta Japonja tylko Wiary św. brak - rozmawialiśmy - a i taki ot, jak ten okręcik przydałby się, by okoliczne wyspy z "Rycerzem" odwiedzać i biednych pogan katechizować.

Tak rozmawiając, mijaliśmy łódkę rybacką a w niej kilku ludzi i - Ks. Biskup Hayasaka. Ukłoniliśmy się z okręciku Ekscelencji i szybko minęliśmy, łódkę. Zdziwiliśmy się, a zarazem i zbudowali prostotą Ks. Biskupa: w prostej łódce z rybakami razem sobie jedzie, jak ongiś Chrystus.

Po pierwszym i drugim przystanku rozdawaliśmy "Rycerza" współpasażerom i prosiliśmy o pisanie adresów. Rozmaicie bywało: jedni piszą, a inni z nieufną miną namyślają się, czy przez to nie będzie jakiego "nadużycia".

Msza św. na misjach
W pogańskim kraju często misjonarz, z braku świątyni, pod gołem niebem Najśw. Ofiarę sprawować musi.

Aż oto i Misje - cel naszej podróży propagandowej. Dosyć spora wioska, a opodal dwie inne. Wysiadamy do łódki, którą dojeżdżamy do brzegu i zaczynamy rozdawać "Rycerza". Ode mnie jakoś z początku nie chcieli brać, a co gorsza, inni, widząc takie stanowisko poprzednich, też nie brali, ale gdy odszedłem trochę dalej - poszło lepiej.

Ludziska przyglądali się nam ze śmieszną wprost ciekawością, pewnie pierwszy raz widzieli europejczyków w sukniach.

W sąsiedniej wiosce mieliśmy odwiedzić jedną z naszych czytelniczek, która pobiera większą ilość "Rycerza" - więc skierowaliśmy się do szosy, wiodącej, do tej wioski i znów idąc, rozdawaliśmy drogą "Rycerza"

Po jakimś półgodzinnym marszu nareszcie stanęliśmy w tej wiosce. Obok mieszkania owej czytelniczki była mała kapliczka przerobiona z mieszkania. Wstąpiliśmy na krótką modlitwę i rachunek sumienia południowy, a potem do owego mieszkania. Tu dowiedzieliśmy się, że tylko 12 katolików jest w tej wiosce. Do kościoła chodzą do miejscowości Kurosaki oddalonej o 1 ri (około 1 km.)

Miał tu być po południu, pogrzeb, ale ponieważ nam się śpieszyło, rozeszliśmy się po wiosce rozdając "Rycerza" i zbierając adresy. Nieraz spotykało się człowieka bardzo zacnego, który chętnie pisał swój adres, by otrzymywać "Rycerza"; nawet ofiarki otrzymaliśmy w kilku miejscach tak, że koszta podróży nam się wróciły.

Skończywszy wędrówkę po tej wiosce cofnęliśmy się do poprzedniej. Po drodze spotkaliśmy zacnego katolika kupca. Wziął nas do siebie i ugościł obiadem. Podsunął nam poduszeczki, by usiąść po japońsku. Japończycy bowiem nie używają stołków czy krzeseł do siedzenia, ale siadają na ziemi, a bogatsi mają poduszeczki. Niełatwo nam to poszło, bośmy nie przyzwyczajeni i przez takie siedzenie nogi mocno bolą; a co najgorsze - dał do jedzenia jakieś japońskie smakołyki, a do nich... pałeczki. Tu nasze zakłopotanie posunęło się jeszcze dalej: okrągłe pałeczki ześlizgiwały się jedna z drugiej i plasterki jarzynki wymykały się! Ale trudno - trzeba się było uczyć i wyjaśnić zacnemu gospodarzowi, by się nie. dziwił naszej szkole.

W tej wiosce znów tylko jeden dom katolicki - reszta pogaństwo. Wedle więc wskazówek O. Dyrektora często przeplataliśmy modlitwą tę pracę misyjną, by był skutek.

W niektórych domach dosyć ostro mówili: "Koko de Kristo kyo iran"! (Tu wiary Chrystusowej nie trzeba).

Wreszcie dzień zbliża się ku wieczorowi - trzeba wracać. Odprowadzani przez gawiedź wiejską idziemy na brzeg morza do przystani i wsiadamy do okręciku, gdzie rozdajemy pozostałego "Rycerza".

Zebraliśmy około 40 adresów, i rozdaliśmy przeszło 300 egz. "Rycerza".

Oby tylko Niepokalana pobłogosławiła im, by nie skończyło się tylko na tem, że "Rycerza" przeczytają i odłożą na bok.

Już zmrok zalegał gdy stanęliśmy u progu furty klasztornej Mugenzai no Sono.

BRACIA W JAPONJI.