Maryja!
Mugenzai no Sono, w czerwcu 1934 r.
Już dwa tygodnie nie pisaliśmy, a tu przyobiecało się częstsze korespondencje... Obecnie piszę tylko "tymczasowy list", bo wybieram się do Kobe i Osaki za różnymi sprawami, mam więc mało czasu.
Nasz kościółek już prawie gotowy, jeszcze trochę drobiazgów pozostało do wykończenia. Jest skromny, ale miły.
Mugenzai no Sono leży na górze, a miasto w dolinie; choć sygnaturka jest niska, jednak widoczna. Wreszcie zakrólował krzyż nad zupełnie pogańską naszą dzielnicą Hongochi. Oby teraz jeszcze zakrólował w sercach tych biednych pogan. O Maryjo, uczyń to jaknajprędzej!
U nas już zrobiło się bardzo gorąco. I w dzień i w nocy jest się spo conymi. Obecnie miesięczną intencją jest "nawrócenie Japonii", w tej więc intencji każda kropelka potu... Tak dużo pogan i taka twarda rola... Pociechą za to są gorliwi tutejsi katolicy. Był u nas syn profesora - katolik. Rozmawiając z nim o sprawach religijnych, zapytałem, czy zna różaniec, bo chciałem mu wręczyć. Zdziwiony takim pytaniem młodzieniec ów odpowiedział: Tu każdy (katolik) ma różaniec!
...W czasie obecnej wysyłki najęliśmy kilku chłopców do pomocy, bo nie było innej rady. Teraz jeszcze wykończają resztę wysyłki. Sprawa dyplomika koreańskiego na dobrej drodze. Posłaliśmy obszerny artykuł o Milicji i Niepokalanowach do pisma katolickiego na Korei. Niech Maryja pokierować raczy.
A teraz kilka fragmentów z dnia niedzielnego:
- Po śniadaniu obieranie "dragajmów" (ziemniaków) zapowiada O. Gwardian przy stole.
Zbierają się więc bracia i Ojcowie za kuchnią, a każdy uzbrojony w skrobaczkę i to nie byle jaką, bo aż z Polski na specjalne zamówienie przysłaną.
- W Polsce, odzywa się jeden z braci, przy obieraniu ziemniaków o nas zawsze rozmawiają, musimy odwzajemnić się i teraz też o nich porozmawiać...
- A żeby tak teraz fotografię przy obieraniu psztyknąć? - Dobra myśli Bracie Bonawentura, ikaga desuka?
Zagadnięty Koreańczyk uśmiechnął się i po chwili przynosi aparat.
- Uwaga!
Robi się cicho, każdy zajęty skrobanym ziemniakiem. Słychać syk automatu i za chwilę donosi nasz fotograf
- Hai
I znów gwarno i wesoło wśród małej czeladki Niepokalanej w Mugenzai no Sono...
Do sekretariatu redakcyjnego wchodzi jeden z braci.
- Maria!
- Maria - odpowiada [1934] r. G., otoczony wokół potężnymi słownikami i innymi papierami redakcyjnymi. - Hm, już nic z tego nie będzie - pomyślałem zgóry.
- Bracie G., możeby tak przy niedzieli coś brat skrobnął do Niepokalanowa polskiego.
- O czym?
- A choćby i o tych potężnych słownikach, rzekłem półżartem.
Ale brat G. w odpowiedzi wskazał mi kupkę papierów zapisanych japońskimi łapkami, dodając:
- Korekta mię czeka, muszę, wszystko sam zrobić, zresztą niedawno pisałem do "jednodniówki".
- Ano trudno. Maria!
- Maria!
... Byliśmy z Ojcem Maksymilianem u Sióstr w Ourze. Mają one szkołę. Pragnęliśmy dowiedzieć się, czy w razie gdybyśmy wydawali "Rycerzyka", siostry (są nauczycielkami) zechciałyby dopomagać nam w pracy redakcyjnej, znają przecież dobrze duszę dzieci.
Idziemy nowopowstałą ulicą, polecając po drodze całą tę sprawę Niepokalanej. Ona niech wszystkim kieruje...
Ulica ta jest dość szeroka i na sposób nowoczesny urządzona. Po niej będzie kursował tramwaj, który nam dużo odda przysługi.
Wreszcie znaleźliśmy się w miłym kłasztorku Sióstr Dziecięctwa Jezusowego. W poczekalni, wśród kwiatów, w rogu, stoi figurka Niepokalanej, którą ofiarowaliśmy im za darmowe pranie bielizny kościelnej, hostje i inne wyświadczone nam usługi.
Tu raz jeszcze krótką modlitwą oddaliśmy sprawę Niepokalanej i zaczynamy przedstawiać przybyłej Siostrze - Japonce naszą prośbę.
- Powiadomię o tym przełożoną, zawyrokowała Siostra, po wysłuchaniu naszej mowy. Po chwili, wracając, mówi:
- Nie jesteśmy tak zdolne, ale wedle możności pomagać będziemy...
- Dzięki Niepokalanej, sprawa ubita, podziękowaliśmy Siostrze i wracamy.
Gdy zbliżaliśmy się do przystanku tramwajowego, podchodzi do nas jakiś człowiek i prosi o "Rycerza". Widać przyzwyczajony do rozdawania. Niestety, "Rycerza" nie mieliśmy, a szkoda.
... Wzięliśmy też udział w uroczystości Bożego Ciała w Urakami. W przeddzień padał porządny deszcz i myśleliśmy, że one się nie odbędą. Opatrzność jednak zrządziła inaczej. Procesja wypadła pięknie. Ks. biskupa Hayasake zastępował wikariusz generalny, ks. Urakowa.
Nasz zacny ks. biskup jakoś nie może przyjść do zdrowia. O. Gwardian odwiedził go niedawno i zauważył, że rozmową ogromnie się męczy; słaba zatem nadzieja zupełnego wyzdrowienia.
Kilka dni temu mieliśmy trzęsienie ziemi. Dla Japończyków było to lekkie trzęsienie, ale dla nas nie bardzo swojo. W tym czasie czytaliśmy wieczorem o św. Franciszku, który dwa razy przepowiadał Florencji trzęsienie ziemi. W parę chwil potem zadygotał nasz "drapacz chmur". Wszyscyśmy zdębieli od wrażenia, bo na dworze było cichutko, nie było więc mowy o wietrze. Nieszło nam już czytanie... Zeszliśmy czemprędzej na dół, gdzie byli obecni Japończycy z O. Maksymilianem.
... Dzięki Niepokalanej, "Rycerz" w Japonii coraz bardziej popularyzuje się i zyskuje nowych gorliwych czytelników.
Pewien człowiek, zdaje się katechista, który pobiera 500 egz. "Rycerza", tak pisze: "Trzeba, żeby i poganie poznali miłosierdzie Pana Jezusa". Pisemka roznosi sam po domach. Gdy nikogo nie zastanie, zostawia "Rycerza" na stole.
Mieliśmy małą niespodziankę.
Przyjechał do nas specjalnie pewien Turek, który przypadkowo otrzymywał "Rycerza". Jako wielce gorliwy muzułmanin nie mógł przeboleć, żeby jemu, wyznawcy proroka, przysyłano pisemko katolickie. Jego współwyznawcy, również gorliwi jak on, podejrzewali go, że chce przejść na katolicyzm. Dlatego zażądał, aby mu wypisać świadectwo, że on "Rycerza" nie zamawiał.
O. Dyrektor chciał mu wręczyć medalik, ale daremnie. - Jestem przekonany o prawdziwości swej religii - odrzekł.
Z mahometanami musi być trudna sprawa, niełatwo ich chyba nawrócić.
Za wszystko cześć Niepokalanej!