Odpoczywamy w kancelarii szkolnej między lekcjami.
"Niechże ksiądz prefekt choć raz dzisiaj pójdzie z nami na zabawę: będą śpiewy, muzyka, tańce - nalegała na mnie jedna z nauczycielek. - Będzie i bufet, gry - ja 80.000 zeszłego razu straciłam.
"Nie mam ani czasu, ani pieniędzy, ani ochoty - odparłem krótko.
"Ależ bo ksiądz prefekt taki asceta! "Zbyt pochlebny sąd pani o mnie wydaje: do ascety mi jeszcze niezmiernie daleko. Asceta a miłośnik zabaw, to dwie osoby krańcowo różne; między zaś nimi cały szereg pojęć i zapatrywań się znajduje: wśród nich i dla mnie niegodnego miejsce.
"Ja w balach tak rozmiłowana, że mi się po parę nocy śnią potem - wtrąciła inna nauczycielka. "Mnie się i śmierć śni niekiedy.
"Niech ksiądz o tym nie wspomina! rzekły obydwie z pewnym oburzeniem.
"A cóż to pomoże nie wspominać - odpowiedziałem spokojnie. - Śmierć, proszę pani, przyjdzie i to pewniej, niźli odbędzie się ta zabawa oczekiwana. Ona, nieoczekiwana!
"Ale nie przed zabawą przecie!
"Jeden Bóg raczy wiedzieć.
"Ja się śmierci ogromnie boję - rzekła jedna.
"Ja też - dodała druga - bo któżby się jej nie lękał?
"Ja pierwszy, proszę pani, a zemną wszyscy, co..., nie zagłuszają sumienia zabawami, lecz porządkują je szczerze.
"Fanatyk! - wrzasła z oburzeniem, odwracając się ode mnie, pani jedna i druga.
A mnie na ustach zawitał uśmiech... bolesny.